Robert Żuchowski o porodzie
Aleksandra Głowińska, cozatydzien.tvn.pl: Akcja porodowa zaczęła się, jak byliście w domu i jechaliście do szpitala jak w filmach komediowych, nie zważając na światła, czy udało się przewidzieć, że synek chce przyjść na świat odpowiednio wcześniej?
Robert Żuchowski: Rano pojechaliśmy do Poznania, bo miałem umówione badania lekarskie. Aneta od rana mówiła, że czuje kłucie w brzuchu, ale ogólnie czuła się dobrze, więc po wyjściu z przychodni pojechaliśmy jeszcze do galerii handlowej na zakupy i obiad. Później wróciliśmy do domu.
I wtedy się zaczęło?
Nie, nie. Wieczorem mieliśmy wizytę kontrolną u ginekologa. Pojechaliśmy do przychodni, która jest oddalona od naszego domu o jakieś 30 minut drogi. Byliśmy tam o 19.00. Lekarz zbadał Anetę, wszystko było w porządku. I tylko wróciliśmy z wizyty do domu… I zaczęło się dziać. Pojechaliśmy z powrotem do szpitala. Ja prowadziłem auto.
Stresowałeś się?
Wiadomo, że się stresowałem. Nie wiedziałem, co mnie czeka. To był mój debiut. Nie wiedziałem, o co w tym chodzi. Na szczęście wszystko wyszło dobrze.
Pandemia koronawirusa skutecznie uniemożliwia rodzinne porody. Żałujesz, że nie mogłeś być wtedy z żoną?
Żałuję. Na pewno byłoby inaczej, chociaż nie wiem, czy bym to wytrzymał (śmiech). Różnie mogłoby być. W tych nerwach podczas porodu chodziłem w tę i z powrotem. Od prawej do lewej. Potem siadałem i znowu wstawałem. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chciałem sobie jakoś wypełnić ten czas.
Długo czekałeś?
Czekałem na SORze. Anetę zabrali na porodówkę. W międzyczasie poszedłem do auta po torbę z rzeczami. Kiedy wróciłem, przywitała mnie pielęgniarka. Od razu mnie poznała. Powiedziała, że poród się zaczął. Było bardzo późno, więc byłem przekonany, że mój syn urodzi się 3 lutego, ale wyrobili się jeszcze tego samego dnia. Nasze dziecko przyszło na świat 02.02.2022 r.
Myślisz, że to znak?
Nie jestem przesądny. Nie wierzę w zabobony. Ale na pewno to data nie do zapomnienia (śmiech). Na pewno się nie pomylę. Ale znaki na niebie, jak to niektórzy mówią, nam sprzyjają. Mamy dużo szczęścia.
Co czułeś, kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś i przytuliłeś synka do piersi?
Sam nie wiem, co czułem i jakie miałem myśli. Cieszyłem się strasznie, że jest cały, zdrowy. Bardzo krzyczał po porodzie. Wiadomo. Czułem ogromną radość. Radość, której nie da się opisać słowami. Kiedy się urodził, z tego szczęścia przytuliłem pielęgniarkę (śmiech). Teraz mały jest już z nami w domu i jest jeszcze fajniej, i jeszcze więcej radości.
Zapytam, chociaż wydaje mi się, że znam odpowiedź (śmiech). Wysypiasz się?
Zaskoczę cię. Tak!
Naprawdę?
Tak. Wiesz, jak śpi? Zero problemów. Jak dostanie butelkę o północy, to śpi do piątej. Budzimy się częściej, żeby sprawdzić, czy oddycha, czy wszystko jest ok, ale jest bardzo grzeczny. "Wielka awantura" zaczyna się, kiedy jest głodny. Jedzenie musi być podane teraz, zaraz, natychmiast. Ale poza tym? Pełny luz. Moja siostra Żaneta żartuje, że mamy wielkie szczęście, bo nawet nasz syn jest bardzo spokojny.
Nie dziwię się tym żartom. Zwykle, kiedy rozmawiam z młodymi rodzicami, to wszyscy narzekają na brak snu, pobudki co godzinę, chroniczne zmęczenie i brak czasu na prysznic (śmiech).
Słyszałem te wszystkie historie, zanim mały się urodził. I od znajomych, i nawet od mojej siostry. Jej córka co chwilę się budziła. Co chwilę coś działo. A u nas? Mówię szczerze. Mały jest bezobsługowy (śmiech). Jest luksus. Rodzina i przyjaciele są zdziwieni, że nie daje nam popalić. Niektórzy nas straszą, że ten tryb snu się jeszcze zmieni, inni z kolei mówią, że jeśli teraz jest spokojny, to tak już zostanie. Nasłuchałem się, że będę w pracy, jak pijany chodził. "Będzie płakał co godzinę, nie będziesz wiedział, o co mu chodzi. Do dzieci nie ma instrukcji obsługi"– mówili. Byłem trochę przerażony, nie będę mówił, że nie. Ale jestem pozytywnie zaskoczony. Aż jestem w szoku.
Robert Żuchowski o opiece nad synem
A jak już się zdarzy, że trzeba wstać do synka, to kto częściej to robi?
Ale kto mówi o wstawaniu? (śmiech). Młody śpi z nami.
Ekstra! Ale… nie boicie się, że go zgnieciecie?
Nie wiem, jak to się profesjonalnie nazywa, ale mamy takie jakby łóżeczko z rączkami, w którym można go przenosić. Kładziemy to na środku łóżka, między nami, żeby go nie przygnieść. Jak się kładę do łóżka, to cały czas patrzę na niego.
Do waszej rodziny dołączył mały człowiek. Jak to wpłynęło na waszą relację?
Narodziny syna zbliżyły nas do siebie jeszcze bardziej. Scaliły nasz związek. Jego pojawienie się w naszej rodzinie jest wielkim szczęściem. Oboje bardzo się z tego cieszymy i wszystko staramy się robić wspólnie. Razem się nim opiekujemy, razem go przebieramy i razem się z nim bawimy. Wypełnia cały nasz czas w ciągu dnia. Nie ma miejsca na nudę. Jeśli ktoś się zastanawia nad powiększeniem rodziny, to serdecznie polecam (śmiech). Wspaniałe doświadczenie.
Jak ci idzie opieka nad synkiem? Pierwszą kąpiel masz już za sobą?
Tak, we wtorek kąpaliśmy go po raz pierwszy. Trochę pokrzyczał, wiadomo, ale poszło nam całkiem nieźle. Jak się denerwował, to śmialiśmy się do niego i gadaliśmy jakieś głupoty. On wtedy skupia uwagę na tym, co my robimy. I tak to życie nam leci. Oby tylko nam zdrowie dopisywało, a cała reszta się jakoś ułoży.
Wspólnie się opiekujecie, wspólnie kąpiecie, na przemian wstajecie do synka. Pełna zgodność. Co do imienia też byliście zgodni, czy były jakieś zgrzyty?
Nie było.
Niemożliwe (śmiech).
Naprawdę. Nie kłóciliśmy się. Myśleliśmy nad imieniem długo, wypisaliśmy swoje typy na kartkach i drogą eliminacji wybraliśmy takie, które i mi, i Anecie się podoba.
Słyszałam, że dopiero jak się pojawi dziecko na świecie i wybiera się dla niego imię, zdajemy sobie sprawę z tego, ilu osób nie lubimy.
Nie myślę o swoich wrogach (śmiech). Nie zastanawiałem się nad tym. Nie przeżywałem tego i nie kierowaliśmy się tym przy wyborze, więc u nas to powiedzenie się nie sprawdziło. Te imiona odpadały z konkretnych powodów, ale już szczerze mówiąc, nie pamiętam z jakich. Ale nie czytałem też opisów imion, może Anetka tak, ale nawet jeśli – to nic mi nie powiedziała. Kierowałem się głównie tym, jak to imię brzmi i czy nie będą go przekręcać w szkole. Dzieci bywają bardzo złośliwe wobec siebie. Nie chciałbym, żeby, jeśli mój syn będzie wrażliwy, w jakikolwiek sposób go to dotknęło, żeby to przeżywał, czy czuł się urażony.
Czyli mamy już trop, że wybraliście polskie imię.
Ale sprytnie mnie podeszłaś! (śmiech). Wybraliśmy bardzo, bardzo polskie imię. Nasz syn dostał na imię Mieszko.
Świętowałeś już narodziny syna z kolegami podczas pępkowego, wszystko jeszcze przed tobą, czy w ogóle nie planujesz takiej imprezy?
Wszystko przede mną, ale Aneta nie planuje u mnie takiej imprezy (śmiech). Teraz wszystko działo się szybko, na wariackich papierach. Nie byłem w stanie o tym w ogóle myśleć. Poza tym ostatnio też się trochę gorzej czułem. Byłoby jednak super spotkać się z kumplami w okolicznym pubie. Trzeba no, żeby syn był zdrowy. Mamę zostawimy z małym, a tata będzie dbał o jego zdrowie.
Mamę z małym widziałam na InstaStories i muszę przyznać, że wygląda niesamowicie. Zazdroszczę formy tydzień po porodzie.
Powiem ci, że ja też. To znaczy, nie że zazdroszczę (śmiech). Jestem pod wrażeniem i bardzo się cieszę. Spodziewałem się, że to wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej, że brzuch będzie większy, bardziej widoczny. Ale jak zobaczyłam Anetę… Powiedziałem: „Wow!”. Wydaje mi się, że tak świetnie wygląda przez to, że ćwiczyła całą ciążę. Dzień przed porodem, już dokładnie nie pamiętam, była na treningu, podczas którego przebiegła 5 km!
Aneta o sporcie i zdrowej diecie mówiła jeszcze w programie. Zresztą chciała w tobie zaszczepić miłość do sportu. Udało się?
W moim życiu sport jest obecny cały czas, o ile zdrowie mi na to pozwala. Teraz zrobiłem sobie krótką przerwę, ale na co dzień trenuję tajski boks. Na razie amatorsko, ale może kiedyś… Zawodowstwa to już z tego nie będzie, mam 32 lata, ale może freak fight (śmiech).
Chciałbyś spróbować swoich sił podczas takiej gali? Fame MMA, High League?
Nie dostałem propozycji, więc się nie zastanawiałem, ale na pewno bym rozważył ofertę. Chętnie bym się sprawdził. Nie miałem dotąd do czynienia z klatką. Aneta jest przeciwna, ale może… (śmiech). Jedyne co mi się nie podoba w tych galach, to ten sztucznie nakręcany dym dla oglądalności i klików. Nie jestem tego typu człowiekiem. U mnie obawiam się, byłoby widać, że to jest sztuczne. Podszedłbym pewnie do tego na spokojnie. Ktoś oczywiście mógłby mnie próbować wyprowadzić z równowagi, ale mam długi zapalnik.
A skąd ta przerwa w sporcie w takim razie? Bo nasza rozmowa zaczęła się od twoich badań w Poznaniu. Moja pierwsza myśl: COVID-19.
Nie, nie. Choruję od jakiegoś czasu na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Nie cierpię jakoś przesadnie, tragedii nie ma. Odczuwam bóle brzucha. Choroba była już w remisji, ale w lipcu wszystko wróciło i znów jest faza zaostrzona. Miałem też problem z lekarzami. Jeden z nich zaproponował mi teleporadę na jelita. Co mi pomoże teleporada? Tyle, co zmarłemu kadzidło. Z kolegami mogę sobie porozmawiać przez telefon. Z kolei inny lekarz przepisał mi bardzo silne sterydy, które miałem brać w razie zaostrzenia choroby. Lekarz z Poznania, u którego byłem w dniu porodu, złapał się za głowę i powiedział, że te leki nie są na tę chorobę, że sterydy są za mocne. Na szczęście podszedł do tematu na poważnie i znalazł rozwiązanie. Staram się zdrowo jeść, Aneta bardzo mi to ułatwia. Dostosowuję się do Anety, nie jemy mięsa. Bardzo mi to pasuje, zawsze chciałem tak jeść, a teraz mam dodatkową motywację.
Autor: Aleksandra Głowińska
Źródło zdjęcia głównego: instagram.com/zabastrz/