Ewelina Flinta o sukcesie i powodach 17-letniej przerwy. "Były momenty, kiedy..."

Ewelina Flinta
Ewelina Flinta
Źródło: fot. Wojtek Olszanka
#W DUSZY MI GRA... Ewelina Flinta to wokalistka, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Ponad 20 lat temu zadebiutowała na scenie, by szybko wspiąć się na sam szczyt i... zniknąć. W rozmowie z Dominiką Kowalewską opowiada o sobie sprzed lat, o trudach związanych z byciem kobietą w branży, o niechęci do szuflad i muzycznych marzeniach. Co więcej, zdradza kilka smaczków dotyczących nowego albumu, uchyla rąbka tajemnicy odnośnie do nowych projektów i przyznaje, czy chciałaby zagrać na Stadionie Narodowym.

Ewelina Flinta jest polską wokalistką, która przeszło 20 lat temu osiągnęła ogromny sukces. Udział w "Idolu" stał się dla dwudziestokilkulatki przepustką do branży, wielkich scen i nazwisk, które od lat podziwiała. Utwór "Żałuję" z miejsca stał się hitem, który zdobywał szczyty list przebojów, a radia ochoczo wciągały go do muzycznej ramówki. Kolejnym wielkim hitem okazała się współpraca z Łukaszem Zagrobelnym, z którym zaśpiewała singiel "Nie kłam, że kochasz mnie", znajdujący się na ścieżce dźwiękowej komedii romantycznej o tym samym tytule.

I choć wydawało się, że passa będzie trwała wiele lat, z czasem Ewelina Flinta wycofała się z życia w blasku fleszy. Przeszło 17 lat od premiery ostatniego albumu wokalistka zdradza, że idzie nowe! Kilkanaście miesięcy temu pojawiły się pierwsze informacje o muzycznym powrocie wokalistki. Spotykamy się w dniu premiery singla "Sama na planecie". Jest uśmiechnięta, zdeterminowana i, jak sama podkreśla, niezwykle zmęczona. Praca nad teledyskiem trwała właściwie całą noc.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Dziewczyny zazdrościły stylu Majce Jeżowskiej. "Wszystkie chciały wyglądać jak ja"

Ewelina Flinta o nagłym sukcesie, szufladach i zniknięciu

Kim jest 43-letnia Ewelina Flinta? 

Jestem kobietą cały czas w fazie przemiany, w takim rozwoju psychiczno-duchowym i czuję, że jestem na właściwej ścieżce. To brzmi dość enigmatycznie, ale wydaje mi się, że najważniejszy w życiu jest rozwój i chyba to nigdy nie powinno się zatrzymywać, bez względu na wiek. Mam nadzieję, że tak zostanie do końca.  Wiem czego chcę, wiem czego nie chcę, ale też poszukuję.

Zaczynałaś od rockowych brzmień, by teraz, jak sama przyznałaś, "przytulić wrażliwość". Które z tych obliczy jest ci bliższe?

To wbrew pozorom trudne pytanie, bo łatwo byłoby odpowiedzieć w sposób jednozanczny. Jestem taką osobą, która ma w sobie różne oblicza, teraz bardziej jest wyraźne to delikatne. Zależało mi, żeby to pokazać, bo przez wiele lat skrzętnie to ukrywałam, i pod wierzchnią warstwą silnej rockowej, z pazurem, szalejącej po scenie młodej kobiety, była ta bardzo wrażliwa. Nie chcę być w żadnej szufladzie i sama siebie nie zamierzam zamknąć w jakiejkolwiek z nich. Robię swój projekt, nagrywam piosenki dużo spokojniejsze niż kiedyś, chociaż tych mocniejszych też nie zabraknie. Ukazało się już kilka singli. Praca nad albumem "Mariposa" dobiega końca. Co więcej, niedługo ukażą się utwory, które nagrałam z cudownym zespołem Voice Band, grającym muzykę przedwojenną. Tam będzie zupełnie inna Ewelina, taka trochę przedwojenna femme fatale, z ogromnym poczuciem humoru i dozą aktorskiego szaleństwa. Dla mnie pozostawanie w jednej wizji siebie jest trochę nudne.

Wspomniałaś o tych szufladkach, czy w pierwszych latach kariery poczułaś, że zostałaś w jakiejś zamknięta? 

Tak, oczywiście. Człowiek ma tendencję do tego, żeby tworzyć te szuflady, bo łatwiej jest coś zrozumieć. Ja też w niejednej wylądowałam. Sama siebie też w pewien sposób blokowałam, myśląc, że jestem taka, a nie inna. Dopiero później zrozumiałam, że mogę być taka, jaka chcę i te różne wersje mogą się dziać czasami w jednym momencie. Tak jak teraz.

W 2002 roku twoja kariera nagle wystrzeliła. Jak wtedy ta młoda Ewelina Flinta poradziła sobie z dużą popularnością, która na nią spadła? 

Jak na taki totalny brak świadomości poradziłam sobie świetnie i jednocześnie nie poradziłam sobie wcale. Presja była ogromna. Do pewnego momentu szłam z siłą rozpędu, aż nagle nie wytrzymywałam tego oczekiwania, że skoro Ewelina już ma ten wielki hit i tę wielką płytę, to następna też musi być taka wielka, i Ewelina musi nagrać kolejne "Żałuję". A powtórzenie takich sukcesów przy tego typu piosenkach jest bardzo mało prawdopodobne. Są artyści, którym się to udaje, ale jest to naprawdę rzadkość. 

Dowiedziałam się wielu rzeczy o sobie, na przykład, że świetnie radzę sobie w sytuacjach super stresujących, takich jak występ na żywo w telewizji, gdzie program ogląda wiele milionów osób. Co więcej, sprawiało mi to nawet ogromną radość, zresztą to chyba było widać. Ta sytuacja była dla mnie ciekawa też z innych względów. Jako pełna kompleksów młoda kobieta, zobaczyłam w programie, że w tych makijażach, fryzurach, stylizacjach mogę wyglądać zjawiskowo i bardziej polubiłam siebie, również w wersji naturalnej. Czułam się trochę jak taki przemieniony Kopciuszek. Długo sobie z tym wszystkim świetnie radziłam, ale później nie wytrzymałam presji, stąd między innymi też moje zniknięcie. Było ono spowodowane również potrzebą szukania siebie, wyciszania głosów w głowie i też głosów innych ludzi, tych oczekiwań, które były bardzo, bardzo obciążające. 

Czy to zniknięcie, o którym wspomniałaś, z perspektywy czasu, było aktem odwagi, czy myślisz o tym w kategoriach porażki? 

Myślę, że to był jakiś akt odwagi z mojej strony, szczególnie że naprawdę odczuwałam naciski z zewnątrz. "Już musisz nagrać, musisz wydać". Podejmowałam nawet próby, ale słuchałam tych rzeczy, które były nagrane i czułam, że to nie jestem ja. Czułam, że nie chcę tego za wszelką cenę, dla popularności czy pieniędzy. Nie byłabym w stanie tego przełknąć. Z tego powodu też się wycofałam. Z kolei bycie tak znaną osobą w społeczeństwie, umówmy się, naturalne nie jest. Wychodzisz na ulicę, mnóstwo ludzi cię rozpoznaje, a ty zaczynasz zastanawiać się, jak załatwić codzienne sprawy, chowając się pod czapką. To jest bardzo trudne do udźwignięcia. A jeśli ma się 23 lata, i właśnie ukazał się utwór, który jest hitem w całej Polsce (do tej pory większość osób kojarzy "Żałuję", słyszało tę piosenkę) - szczególnie. Teraz, będąc już dojrzałą osobą, wiem i z pełną świadomością mogę powiedzieć, że każda osoba, szczególnie młoda, która osiąga taki wielki sukces w tak krótkim czasie, powinna być pod opieką terapeuty. Bo to nie jest możliwe, żeby udźwignąć coś takiego samemu. Nawet jeśli się ma kochającą, wspierającą rodzinę. To są rzeczy inne, nienaturalne, które trzeba sobie jakoś w głowie poukładać, żeby dobrze funkcjonować. A samemu trudno to zrobić.

Chciałabym na chwilę wrócić pamięcią do 2005 roku, kiedy wraz z topowymi artystami nagrałaś utwór "Pokonamy fale". Piosenka wykonana została wówczas na rzecz pomocy ofiarom tsunami, po trzęsieniu ziemi na Oceanie Indyjskim w 2004 roku. Jak to jest stać obok takich artystów, brać udział w czymś tak odpowiedzialnym, jak ma się te 20 kilka lat? 

To jest niesamowite. Do tej pory, nawet jeśli tyle razy już występowałam z tymi artystami, za każdym razem czuję ogromny zachwyt i wdzięczność. Czy jak spotykam Małgorzatę Ostrowską, która jest fantastyczną i cudowną osobą, taką bardzo bezpośrednią, otwartą. Czy właśnie Ewę Bem, która jest przekochana i pełna ciepła. Czy świadomość tego, że mam numer do Ani Dymnej. Rozumiesz? I że Ania Dymna wysyła mi życzenia na święta i zawsze mnie wyprzedza.

Nie traktuję tego jak normę, nawet jeśli po jakichś wspólnych występach spędzamy razem wieczór na długich rozmowach. Dlatego, że to są osoby, z którymi dorastałam, z którymi dojrzewałam. To artyści, którymi się zachwycali moje rodzice, moje babcie, moi dziadkowie, którzy byli z nami w czasach przemiany w Polsce. Których piosenki, filmy, role były sztandarami lub ukojeniem. Dlatego nie ma takiej możliwości, żeby te znajomości stały się dla mnie normą. 

A był taki moment, że uderzyła ci ta sodówka do głowy? 

Może przez chwilę byłam blisko, ale myślę, że moja rodzina sprawiła, że to się nie wydarzyło. Na pewno szybko by zareagowali, gdyby to zauważyli. Natomiast były momenty takie bardzo trudne, kiedy popularność była ciężarem i wtedy mogłam liczyć na ich miłość i wsparcie.

Ewelina Flinta o zaangażowaniu społecznym i "Pannie Chłód"

W ostatnim czasie dosyć często zabierałaś głos w sprawach społecznych, zostałaś niejako ambasadorką kobiet, które doświadczyły m.in. z przemocy seksualnej. Wówczas twoja piosenka "Panno Chłód" stała się symbolem. Czy chciałabyś, żeby twoja muzyka miała w sobie misyjność? 

Misyjność w muzyce jest bardzo ważna, tak samo jak bardzo ważna jest rozrywka. Myślę, że potrzebujemy tych dwóch rzeczy. Znam wiele utworów, które były dla mnie bardzo ważne. Na przykład cała twórczość Boba Dylana czy “Imagine” Johna Lenona. To taki utwór, który jest drogowskazem jak żyć dobrze, w zgodzie, w harmonii, być dobrym dla ludzi, dla świata i nie stawiać tylko na rzeczy materialne. Oczywiście dobrze jest mieć coś, poczuć bezpieczeństwo, to jest wszystko ważne i cudowne, ale myślę, że jest jakaś granica, która powoduje, że za bardzo się zatracamy w tym i robimy być może szkodę sobie, społeczeństwu i środowisku.

To przyświecało ci, gdy tworzyłaś "Pannę Chłód"?

Utwór nie powstał z chęci niesienia misji stricte. Po wielu rozmowach z moimi koleżankami, przyjaciółkami na temat tego, jak nam kobietom mówiono od dziecka, żebyśmy uważały, gdzie chodzimy, bo może coś nam się stać, żebyśmy nie nakładały za krótkich spódniczek, bo może się coś wydarzyć. A jeśli się wydarzy, to będzie to nasza wina. Wiele kobiet przez całe swoje życie nigdy nikomu nie powiedziało czego doświadczyły. Pomyślałam, że może warto stworzyć kampanię społeczną. Zaprosiłam Niebieską Linię IPZ, Fundację Feminoteka, Amnesty International Polska do współpracy. Napisałam do Renaty Durdy, z którą już się znałam wcześniej, z którą działałam przy projekcie Sounds Like Women. Renata, szefowa Niebieskiej Linii IPZ natychmiast odpisała, że tak, że to jest wspaniały pomysł i że chcą dołączyć. Później dołączyły inne fundacje. Hasło kampanii to "Możesz mi Powiedzieć" i ma być sygnałem dla kobiet, że jest numer, pod który mogą zadzwonić, zostaną z empatią wysłuchane i otrzymają fachową pomoc. Ten numer to 116 123.

Skąd u ciebie taka potrzeba angażowania się społecznie?

Myślałam niedawno o tym, dlaczego tak jest i uświadomiłam sobie, że zawsze taka byłam. Od dziecka widziałam problemy koleżanek, kolegów. Na pewno jako dziecko nie miałam oczywiście świadomości z czego mogły wynikać takie czy inne zachowania. Jeśli mogłam starałam się jakoś pomóc, nawet drobnym gestem. Gdy trochę podrosłam, zaczęłam się interesować tematem przyrody i tego, jak bardzo jest zanieczyszczona nasza planeta.. Gdy zdarzało mi się widzieć, że ktoś się zachowuje w nieodpowiedni sposób, czasem podnosiłam alarm. Raz mi się zdarzyło nawet pojechać i robić zdjęcia, a miałam 10 lat. Tak było od zawsze, nie mogę z tym walczyć.

Ewelina Flinta o stawianiu granic i powrocie na scenę

Z czym 20 lat temu wiązało się bycie kobietą w branży muzycznej? Czy widzisz, że coś się zmienia w tej kwestii? 

Było inaczej. Bycie młodą kobietą w branży muzycznej nie było łatwe, zawsze znalazł się ktoś, kto wiedział lepiej i to zwykle był starszy mężczyzna. Jeśli nawet nie był starszy, to był mężczyzną, więc jego zdanie często było ważniejsze. Bardzo się cieszę, że przez tych 20 lat świadomość kobiet i młodych dziewczyn się zmieniła i one naprawdę walczą o siebie. Również dzięki temu, że my, starsze kobiety zaczęłyśmy coś robić, mówić, przestałyśmy się bać. Ogromnie mnie cieszy, że młode dziewczyny mają świadomość tego, że, ich zdanie się liczy, że ważne jest to, jakie one chcą być, co chcą sobą reprezentować i że mają coś do powiedzenia, bo mają naprawdę. 

Zdarzały się takie sytuacje, w których czułaś, że twoje granice są przekraczane? 

Oczywiście, że tak i ja bardzo często się stawiałam, co czasem nie kończyło się z korzyścią dla mnie. 

Utrudniało to pracę, karierę? Zamykało drzwi? 

W pewnym stopniu tak. Od kiedy pamiętam, byłam osobą, która ma swoje zdanie, która jeśli chce powiedzieć coś trudnego, to powie. I to oczywiście nie zawsze się podobało. Nie chciałam się zgodzić na okładkę w piśmie dla mężczyzn, co nie spotkało się z dobrym przyjęciem. Ale dopinałam swego, nawet jeśli zamykało mi to jakieś drzwi, trudno. Nie było to miejsce dla mnie. Nie robiłam rzeczy, które bardzo mocno przekraczały moje granice. Byłam w stanie zapłacić tę cenę.

Czy gdybyś mogła cofnąć czas, to chciałabyś coś zmienić? 

Chciałabym być wtedy jeszcze bardziej skupiona na tym, co ja czuję. No ale to się wie w takim wieku, w jakim teraz jestem. 

Wracasz do gry po 17 latach. Skąd decyzja, że właśnie teraz? 

Plany powrotu były wcześniej, jednak pokrzyżowały je pandemia i jeszcze parę innych spraw. Lockdown to był trochę taki cios w brzuch. Jak pewnie dla wielu artystów, którzy mieli plany wydawnicze i już się cieszyli, że za chwilę pokażą swoje muzyczne dziecko. Wtedy rozmawiałybyśmy pewnie o powrocie po 15 latach, a nie 17.

Ewelina Flinta
Ewelina Flinta
Ewelina Flinta
Źródło: Materiały prasowe Echo Production

To w takim razie skąd po 15 latach była decyzja o powrocie? 

Różne rzeczy za tym stały. Przede wszystkim zdecydowanie był już na to czas. Niektórzy zadawali pytanie, czy zamierzam przebić Edytę Bartosiewicz. To chyba się udało (śmiech). Część materiału była już przygotowana i czekała. Poza tym bardzo się stęskniłam, bo oczywiście byłam na scenie, grałam koncerty, brałam udział w wielu projektach, ale dawno nie było mnie z moim albumem, z moimi piosenkami .

Czy przez te lata między albumami musiałaś mierzyć się z krytyką? Z tym, co pisali w sieci, że nie ma Eweliny Flinty, że ciekawe, co u niej słychać. Zainteresowanie było, a Ewelina milczała.

Może czasami. Nie odpowiadałam na pytania. Wiedziałam, że jak już będę gotowa wydać nowe utwory, to poinformuję o tym. Nie chciałam niczego obiecywać ani się tłumaczyć z tego, dlaczego mnie nie ma. Jakoś to chyba nie do końca w moim stylu. 

Jakie były reakcje na twój pierwszy utwór po powrocie? 

Bardzo pozytywne. Część osób była bardzo zaskoczona obranym kierunkiem. Fani zwrócili uwagę na zmiany i stwierdzili, że świetne teksty i muzyka, że to jest dużo bardziej dojrzałe. Nic dziwnego, parę lat minęło, ja nie mogę przecież nagrywać cały czas tego samego, w tym samym gatunku, klimacie i ze słowami o podobnej treści. Zaskoczyło niektórych odbiorców, że tak delikatnie teraz śpiewam. A ja odkryłam taką swoją część, postanowiłam ją pokazać, dopieścić, z pełną świadomością tego, że nie zawsze słowo i piosenka, które są prawie wykrzyczane, są mocniejsze i ważniejsze. Ale oczywiście nie straciłam mocy w głosie, więc jak mam ochotę, to śpiewam np. Tinę Turner, jak ostatnio z Anią Dąbrowską. Cieszę się, że do pierwszego utworu “Zakochana” przyjęła zaproszenie Natalia Grosiak, która cudownie się odnalazła w tym utworze i dodała do niego swoją wrażliwość.

Na koncertach wykonujesz już całą płytę. Jak reagują fani?

Bardzo dobrze i ogromnie mnie to cieszy.

Nie krzyczą w trzecim rzędzie, że "Ewelina skończyła się po 'Żałuję'"?

Nie, nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło. My na pierwszych koncertach w ogóle nie graliśmy "Żałuję" i zwykle nikt w publiczności nie narzekał, że tego utworu brakuje. Zaczęliśmy jednak go grać, bo wiem, że to ważny utwór, który jest częścią mojej historii. Natomiast większość materiału koncertowego to są utwory z nowej płyty, która jest bardzo dobrze przyjmowana.

Zazwyczaj jest tak, że najpierw pojawia się album, a potem jest trasa koncertowa, a u ciebie jest trochę odwrotnie. Dlaczego tak?

Moja płyta w ogóle miała ukazać się wiosną. Niestety wyszło inaczej, ale i tak mieliśmy w planach grać ten materiał wcześniej na koncertach. 

Kiedy zatem album ujrzy światło dzienne?

Jesienią.

Czy po zagraniu pierwszego koncertu z nowym materiałem, po reakcji widowni, dokonuje się pewnych zmian?

Zdarza się, że bierze się to pod uwagę, ale w przypadku tego materiału okazało się, że właściwie wszystkie nasze pomysły działają. Po pierwszym koncercie, który odbył się w tamtym roku, mieliśmy naprawdę genialne przyjęcie. To było niesamowite, bo zagraliśmy cały nowy materiał, żadnego starego utworu. Otrzymaliśmy długie owacje na stojąco, co było ogromną nagrodą. A we mnie było tyle emocji, że zalewająca mnie fala endorfin spowodowała, że nie spałam całą noc.

To była ekscytacja bardziej czy pojawiał się strach? 

Ekscytacja jak najbardziej. Chociaż wychodząc na scenę ze świadomością, że grasz po raz pierwszy utwory, których nikt nie zna, to nie ma takiej możliwości, żeby nie czuć tremy, stresu, strachu. Nawet jeśli wiesz, a wiedziałam, że to jest dobre, to jednak po raz pierwszy ten materiał styka się z publicznością. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego i to jest i piękne, i przerażające. 

Jaka jest nowa płyta? 

Jest kobieca, głównie w tekstach i zróżnicowana, bo pomiędzy utworami bardzo delikatnymi, trochę folkowymi, zdarzają się mocniejsze brzmienia. Do tego nie zabraknie akustycznych piosenek. Płyta poniekąd jest inspirowana muzyką amerykańską, przeróżną, bo nie tylko rockową, nie tylko folkową, ale też bluesową, więc to jest taki miks moich zainteresowań muzycznych. 

Poza albumem, jakie plany na przyszłość? 

Właśnie dzisiaj mam premierę kolejnego utworu "Sama na planecie" (14 czerwca), nawiasem mówiąc, o bezsenności, o której przed chwilą rozmawiałyśmy. Czekają mnie też ostatnie nagrania i szlify albumu. Zeszły tydzień to była jakaś Wielka Pardubicka, czyli realizacja klipu, kilka zarwanych nocy, całe dnie na montażu teledysku. Jeszcze wczoraj do późna dokonywaliśmy ostatnich poprawek, żeby dzisiaj rano wrzucić ten teledysk na YouTube. Szaleństwo totalne. Ale cieszę się, bo to jest bardzo przyjemne zmęczenie.

Cały ten klip, pomysł i scenariusz napisałam sama, współwyreżyserowałam to z moim przyjacielem, fotografem Wojtkiem Olszanką i jeszcze z pomocą naszego dobrego kolegi Krzyśka Palczewskiego, nakręciliśmy i zmontowaliśmy. Zobaczymy, co dalej będzie. Może zostanę twórczynią teledysków (śmiech). Nie ukrywam, że sprawia mi to ogromną przyjemność. Niedługo też będzie premiera (28.06) utworu "Na Strychu" duetu Cichy/Flinta, opowiadającego historię z obławy augustowskiej, później dwa przedwojenne utwory nagrane z Voice Bandem, do których zrealizowaliśmy klipy z cudownym reżyserem Maciejem Michalskim. Za jakiś czas pojawi się również utwór nagrany z genialnym, młodym artystą Lessmanem. Dużo ostatnio się dzieje. 

Klip jest od niedawna na YouTubie. Zerkasz, ile jest odsłon? 

Pewnie, że zerkam, ale po tak krótkim czasie wiadomo, że zwykle nie ma ich dużo, chyba że jest się Sanah albo Dawidem Podsiadło (śmiech). No, ale to są fantastyczne, cudowne wyjątki. Nawiasem mówiąc, bardzo się cieszę, że w historii polskiej muzyki w końcu nastał moment, dopiero po 30 latach od upadku komuny, kiedy artyści, którzy rzeczywiście są bardzo znani i mają hitowe albumy i single, których koncerty w ogromnych halach, czy na stadionach są wyprzedawane. Super, w końcu zaczyna to przypominać zachodnie kariery. 

Ewelina Flinta o marzeniach, pragnieniach i mediach społecznościowych

Masz takie muzyczne marzenie, żeby wystąpić na Stadionie Narodowym? 

Chyba nie do końca. Zaczynałam od bardzo dużych scen i śpiewałam na Przystanku Woodstock dla półmilionowej publiczności. Wiem, jak to smakuje i bywa pięknie. Oczywiście, to nie była taka sama sytuacja. Znam atmosferę dużej sceny bardzo dobrze i po latach bardziej doceniam wydarzenia, w których gram koncert w małym, większym klubie, ale widzę twarze osób zasiadających na widowni. Bo lubię widzieć ludzi, bo lubię nawet z nimi porozmawiać. Lubię tę intymność. Na stadionie nie ma tej możliwości, ale gdyby jeszcze mi się kiedyś przydarzyło, że zagram koncert na stadionie, to też będę szczęśliwa. 

Żyjemy trochę w czasach, w których jest duży ekshibicjonizm, większość gwiazd ma media społecznościowe, opowiada o swojej prywatnej części życia, chętnie chodzi na ścianki. Ty od tego stronisz. Myślisz, że to jakoś wpływa na twoją karierę? 

Być może, chociaż wiem, że jest wiele osób, które bardzo mnie szanują za to, że mówię tylko tyle, ile uważam za słuszne, pokazuję tyle, ile chcę pokazać. A jeśli chodzi o ścianki, to ja na tych ściankach byłam. Wiem, jak tam jest. Podejrzewam, że jeszcze na nich zagoszczę, ale będą to wydarzenia, na których będę chciała być.

Już teraz możesz wybierać, prawda? 

Na pewno, ale to też wynika z dojrzałości. Nie chcę już być wszędzie.

Czym dla ciebie jest sukces? 

Sukces to spełnienie i poczucie, że jestem w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, że robię to, co chcę, że znajduję na to odbiorców. Że są ludzie, którzy czują podobnie jak ja, to jest sukces. 

Gdzie widzisz się za 10 lat, zawodowo? 

Mam nadzieję, że ten impet, jaki mam teraz, nie zmaleje, bo chcę to robić cały czas. Zobaczymy, co mi strzeli do głowy i w jakim gatunku to będzie. Okaże się. Na pewno będę działać społecznie z fundacją Nasza Ziemia, z którą jestem od jakichś 15 lat. 

Ale raczej wciąż na scenie…

Tak, ja się świetnie czuję na scenie, mimo że nadal czuję tremę. Jak większość artystów, bo to jest chyba naturalne. Czasem aż miękną mi kolana, jak mam wejść i zaśpiewać. Szczególnie kiedy wykonuję cudzy utwór. Niedawno śpiewałam piosenkę Republiki "Fanatycy Ognia" z genialnym, mocnym i nadal aktualnym tekstem. Ciążyła ta świadomość, że fani Republiki czuwają. Jak się pomylisz, to ci to wytkną (śmiech).

Zaśpiewanie takiego utworu, to wielka odpowiedzialność. Pamiętam pierwszy koncert po śmierci Czesława Niemena realizowany przez telewizję. Miałam zaśpiewać utwór "Dziwny jest ten świat". Reżyser miał plan, że wyjdę na scenę pierwsza. Gdy to usłyszałam, poczułam drżenie ciała. Pamiętam cudowną Ewę Bem, która przyszła do mnie i utuliła, żebym się tak nie denerwowała. Miałam wtedy 24 lata, a musiałam nagle wyjść na wielką scenę i zaśpiewać legendarny utwór legendarnego artysty i tak otworzyć koncert. 

Gdybyś nie była artystką, muzykiem, to kim byś została? 

Teraz już wiem, że prawdopodobnie byłabym jakąś działaczką społeczną i pewnie brałabym się za różne rzeczy z ogromnym rozmachem. Ale myślę, że również w jakiś sposób byłabym związana z kulturą. Wiem, że mam też predyspozycje do bycia naprawdę dobrą coacherką. Widzę w ludziach ich dobre, mocne strony i potrafię wesprzeć, wspomóc, wzmocnić i sprawia mi to ogromną przyjemność.

Czego pragniesz? 

Pragnę po prostu fajnego życia. Chyba tak jak wszyscy, dobrego takiego z poczuciem pełnej harmonii i spełnienia. Pragnę poznawać coraz więcej cudownych ludzi, których już mam w swoim życiu i jestem gotowa przyjąć ich jeszcze więcej. 

Czego się boisz? 

Straty. To jest coś, co trzeba sobie w głowie poukładać. Jestem bardzo blisko ze swoją rodziną i każda strata, każde odejście babci, dziadka, to jest dla mnie bardzo trudne przeżycie. 

Za czym tęsknisz? 

Obecnie tęsknię za porządnie przespaną nocą (śmiech). Trochę już pragnę wakacji.

Czego nienawidzisz? 

Nienawiść to jest ciężkie słowo, którego staram się jednak nie używać. Chociaż ok, nienawidzę hejtu. Tego wylewania słownego szamba, w internecie szczególnie. Ale wiem skąd to się bierze - głównie z jakichś frustracji, głębokiego nieszczęścia, niepowodzeń osób piszących. To, co się dzieje w internecie, jest obrzydliwe. 

Co cię uspokaja? 

Na pewno przyroda, muzyka, spotkania z przyjaciółmi, mój pies. 

Co ci w duszy gra? 

Wszystko. Ale pytasz muzycznie, dosłownie co mi gra? 

Może być jakiś konkretny utwór albo melodia, albo cisza. 

Cisza to jest coś, co rzeczywiście dla mnie jest ostatnio bardzo ważne, czego potrzebuję, więc chętnie. Natomiast... Co mi ostatnio gra? Zachwycam się wieloma artystami, polskimi również. Czasem folk, czasem elektronika, jakiś rockowy zespół albo blues. Lubię bardzo, gdy muzyka wykracza poza konkretne gatunki, a artyści nie ograniczają się nazwami. Gra we mnie to, co wzbudza zachwyt, albo intryguje, co sprawia, że artysta trafia prosto do mojej wrażliwości.

28 czerwca w serwisach streamingowych oraz na platformie YouTube swoją premierę miał utwór "Na strychu", który powstał w duecie z Robertem Cichym.

#W DUSZY MI GRA... to cykl muzyczny serwisu cozatydzien.tvn.pl, w którym artyści opowiadają o tym, co kochają najmocniej. Zdradzają, czy muzyka łagodzi obyczaje i co tak naprawdę kryje się w zaciszu ich domów. Poznaj tajemnice wielkich hitów i szczegóły zbliżających się premier.

Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie
Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Przeczytaj też:

Autor: Dominika Kowalewska

Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Źródło zdjęcia głównego: fot. Wojtek Olszanka

podziel się:

Pozostałe wiadomości