Marek Torzewski zmagał się ze złośliwym nowotworem. Dziś jego wyniki wskazują na to, że jest zdrowy. "Każdy interpretuje cuda po swojemu" - tłumaczył w wywiadzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Marek Torzewski pokonał raka: "ręka boska zadziałała"
Swoje wyzdrowienie traktuje jako cud. Muzyk przyznaje, że proces godzenia się z diagnozą z powrotem połączył go z Bogiem, bo mimo że wychowany został w katolickiej rodzinie, wiarę na pewien czas porzucił. Marek Torzewski jest jednak świadomy, że na wyjście z choroby złożyło się wiele czynników. W tym dobrze dobrana terapia, wiedza i umiejętności lekarzy, a także wsparcie rodziny.
"Ręka boska zadziałała. Ale złożyło się na to też wiele innych czynników – chociażby to, że trafiłem na takiego, a nie innego lekarza, poddałem się takiej, a nie innej terapii, a przede wszystkim – że cały czas mogłem liczyć na wsparcie najbliższych, czyli mojej żony Basi i córki Agaty. Teraz rozmawiamy o tym z perspektywy czasu. Komuś może się wydawać, że cały proces wychodzenia z choroby był prosty – zachorowałem, poddałem się leczeniu i wyzdrowiałem. Nieprawda" - mówił w rozmowie z Plejadą.
We wstępnej diagnozie, którą artysta usłyszał przeszło pięć lat temu, lekarze dawali mu 8-10% szans na przeżycie. Ta informacja dosłownie położyła go na łopatki. Pogodzenie się z sytuacją zajęło mu około półtora miesiąca. Dopiero dzięki wsparciu rodziny udało mu się stanąć na nogi, by zawalczyć o zdrowie.
"Moja córka postawiła sprawę jasno. Powiedziała, że muszę się leczyć, bo obiecałem jej, że zaśpiewam na jej ślubie. I to zadziałało. W mojej głowie otworzyła się jakaś klapka. Obudziłem się. Pomyślałem, że przecież mam tylko jedno dziecko i nie mogę go zawieść" - wspominał artysta.
Marek Torzewski został poddany onkologicznej terapii eksperymentalnej. Zrobił to pomimo zaleceń lekarzy
Pierwszy plan leczenia Marka Torzewskiego obejmował operację, która mogłaby spowodować późniejsze problemy z głosem. Istniało ryzyko, że artysta już nigdy nie zaśpiewa. Stąd odmówił poddania się tej propozycji i postawił na terapię eksperymentalną. Zrobił to pomimo lekarskich zaleceń - na własną odpowiedzialność.
"Zapytałem profesora, który mnie wtedy prowadził i prowadzi nadal, czy jest jakaś inna możliwość. On powiedział, że teoretycznie tak, ale to eksperymentalna metoda i wiąże się z dużym ryzykiem. Poza tym może nie przynieść żadnych efektów. Poprosiłem go, żebyśmy mimo wszystko spróbowali. Nie był zachwycony moim pomysłem. Namawiał mnie na operację, ale ja wiedziałem, że się na nią nie zdecyduję. Ostatecznie podpisałem więc deklarację, że robię to na własną odpowiedzialność i mam świadomość, że to, na co się decyduję, jest niezgodne z procedurą medyczną" - mówił.
Po roku od rozpoczęcia leczenia wyniki zaczęły się znacznie poprawiać. Potem było już tylko lepiej. Co więcej, okazało się, że eksperymentalna metoda działa do tego stopnia, że dzięki decyzji Marka Torzewskiego, zaczęto ją stosować również u innych pacjentów.
"Cieszę się, że moje upór i determinacja na coś się przydały. Mam nadzieję, że kolejne chore osoby, dzięki tej metodzie, wyzdrowieją i będą cieszyły się długim życiem" - tłumaczył.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale nadal trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.
- Nowe fakty ws. zdrowia żony Dawida Kubackiego. Głos zabrał ojciec skoczka
- Beata Kozidrak o nowym partnerze i filmie biograficznym. Wyjdzie jeszcze za mąż?
- Dorota Gardias zaskoczyła fanów. "Nigdy wcześniej nie miałam tak odważnego zdjęcia"
Autor: Martyna Mikołajczyk
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA