Michalina Robakiewicz karierę aktorską zaczęła jeszcze jako dziecko w serialu "Klan". Już wtedy wiedziała, że chce się tym zajmować w przyszłości. W rozmowie z Aleksandrą Czajkowską Michalina Robakiewicz powiedziała m.in.:
- o miłości do aktorstwa: "Wiedziałam, że chcę być aktorką, odkąd miałam 3-4 lata i nie dało się mnie powstrzymać mimo prób"
- o porównaniach do mamy, których bardzo nie lubi: "Był czas, kiedy to mocno wpływało na moją samoocenę, na moje poczucie własnej wartości"
- o relacji z tatą, która w mediach często była przedstawiana w przekłamany sposób: "Kiedy byłam bardzo mała, ten kontakt był trochę inny"
- o stalkerze, który porwał Adriannę Biedrzyńską: "10 lat później ta sama osoba zaczęła się interesować mną"
- Więcej odcinków cyklu "Jacy rodzice, takie dzieci?" znajdzie tutaj.
Aleksandra Czajkowska, cozatydzien.tvn.pl: Zastanawia mnie, ile razy słyszałaś, że to właśnie dzięki znanym rodzicom zawdzięczasz sobie to, co osiągnęłaś?
Michalina Robakiewicz: Wydaje mi się, że gdybym za każdym razem dostawała za to złotówkę, to już bym była bardzo bogata. Niestety, jest to coś, co towarzyszy mi od zawsze. Zaczęłam faktycznie grać w serialu jako dziecko, mając dziewięć lat, więc już wtedy były komentarze, że "mamusia wepchnęła córeczkę". To nie jest prawdą, ponieważ moja mama bardzo nie chciała, żebym została aktorką, wręcz nie była za tym. Ja w "Klanie" miałam grać tylko epizod, ale się spodobałam i zostałam. Wiedziałam, że chcę być aktorką, odkąd miałam 3-4 lata i nie dało się mnie powstrzymać mimo prób. Uciekałam od jakiejś współpracy z mamą w związku z tym, bo bardzo nie chciałam, żeby ktoś w taki sposób to postrzegał. Miałam taki okres buntu, że nie chciałam mieć nic wspólnego zawodowo z mamą. W pewnym momencie zrozumiałam, że czego ja nie zrobię, to i tak będę słyszeć to, więc odpuściłam i pracuję z nią. To nie ma już dla mnie znaczenia. Natomiast i tak jest to ciągłe udowadnianie czegoś, więc po prostu już mi się troszeczkę nie chce.
Jak to się stało, że trafiłaś na plan "Klanu"?
Dostałam po prostu taką propozycję i jasne, że w jakimś stopniu to było spowodowane tym, że poznałam jako dziecko osoby, które pracowały przy filmie. Bo w takiej rodzinie się wychowałam, to jest oczywiste i to jest normalne. [...] Ja dostałam propozycję zagrania epizodu, więc to nie polegało na tym, że ktoś chciał mnie gdzieś wpychać, ale po prostu się bardzo spodobałam i zostałam tam na 12 lat. To była poniekąd moja zasługa, a nie czyjaś.
Możesz nam uchylić rąbka tajemnicy, jak łączyłaś pracę i szkołę, bo jednak musiał to być wymagające.
To nie było łatwe. Jako dziecko byłam dosyć żywiołowa, trochę mi się zdarzało gadać na lekcjach. No i jeszcze opuszczałam tę szkołę. Byłam raczej bystra, więc mniej więcej kumałam, co trzeba, ale czasami nie odrobiłam pracy domowej, bo mi się trochę nie chciało, czasami nie uważałam na lekcji, bo się zajmowałam czymś innym. Do tego dochodziły te nieobecności związane z serialem, więc to nie było do końca proste. Ale jakoś mi się udało. Zdarzały się sytuacje, że jechałam na plan, tam się uczyłam do jakiegoś sprawdzianu, jechałam na godzinę do szkoły zaliczyć ten sprawdzian, bo nie mogłam z niego zrezygnować i wracałam znowu na plan.
Na początku poszłam do szkoły publicznej, gdzie nie do końca spotkałam się z akceptacją tego, że nie mogę być na wszystkich zajęciach. Słyszałam jakieś komentarze od nauczycieli np., że: "każdy umie zamykać i otwierać drzwi w serialu", więc panią to nie obchodzi. Więc poszłam do szkoły prywatnej, która była bardziej przystępna. [...] Nie było problemu, nie było złośliwości i nie było jakiegoś uprzykrzania mi życia.
Resztę wywiadu przeczytasz pod materiałem wideo:
Jacy rodzice, takie dzieci?
Pamiętasz moment, kiedy media zaczęły się interesować twoim życiem?
Ja jako dziecko dużo przeszłam medialnych przygód, kiedy media bardziej interesowały się mamą, więc zdarzały się sytuacje, w których chodzili za nami dziennikarze, chodzili za nami fotografowie, kiedy były jakieś takie gorące sytuacje w naszej rodzinie. Nie wiem, czy media się aż tak zaczęły interesować, czy w ogóle do teraz się aż tak interesują mną. W jakimś stopniu na pewno, ale to jest na takiej linii prostej od zawsze. Bawi mnie, jak raz na jakiś czas pojawia się taki artykuł: "Tak wyrosła córka Biedrzyńskiej", albo "Adrianna Biedrzyńska pokazuje córkę" i to się zdarza za każdym razem, gdzie gdzieś razem idziemy, a my często wychodzimy razem, więc kiedy media o mnie piszą, to raczej jestem przedstawiana jako "córka Biedrzyńskiej". Nie wiem, może powinnam sobie tak o mnie napisać na Instagramie (śmiech).
Myślisz, że kiedyś pozbędziesz się tej łatki?
Jezu, czekam na ten dzień. Często się zdarza, że jestem właśnie w ten sposób podpisywana i to mnie potwornie drażni, bo ja się nazywam Michalina Robakiewicz, a nie "córka Biedrzyńskiej" i bardzo, bardzo bym chciała, żeby to było jakoś brane pod uwagę w momentach, kiedy ktoś o mnie mówi lub pisze.
Czujesz tak wewnętrznie, że musisz coś komuś udowodnić, że chcesz się jakoś odkleić od tego?
Tak i to mnie męczy. Był czas, kiedy to mocno wpływało na moją samoocenę, na moje samopoczucie, na moje poczucie własnej wartości. Teraz już tak nie jest. Biorę udział w projektach, gdzie ludzie angażują mnie, ponieważ uważają, że jestem dobra w tym, co robię. Tu mówię też głównie o produkcjach teatralnych w tym momencie, gdzie scena po prostu pewne rzeczy weryfikuje i nikt by mi na tej scenie nie pozwolił stanąć, gdybym się do tego nie nadawała.
W twoim życiu od najmłodszych lat media były obecne. Jak podchodziłaś do tego, co piszą, na temat twojej rodzony? Często te informacje były przekłamane. Przejmowałaś się tym, czy nie zwracałaś na to uwagi?
Ja zawsze powtarzam, że się tym nie przejmuję i nie zwracam uwagi, ale to nie jest do końca prawda. Nie zawsze się da. Staram się tego nie czytać, staram się tym nie przejmować, ale są rzeczy, które nadal wzbudzają we mnie jakieś emocje. To też pewnie zależy od czasu, w którym się jest. Coś cię dotknie mocniej, coś cię dotknie mniej, ale zdarzają się momenty, że to jednak gdzieś uderza. [...] Już nawet nie chodzi o te rzeczy, które są kierowane bezpośrednio we mnie, ale po prostu nie lubię, jak ktoś obraża moich bliskich, a mierzę się z tym od dziecka. I to nigdy nie będzie proste.
Chciałam cię jeszcze zapytać o twojego tatę. Według relacji mediów wasze relacje nie zawsze wyglądały dobrze.
Nie, to nie jest prawda. Na samym początku, kiedy byłam bardzo mała, ten kontakt był trochę inny, bo mama z moim ojcem się rozstali i były jakieś nieporozumienia, które na to wpływały. Ale w momencie, kiedy ja byłam już dzieckiem na tyle świadomym, że mogłam kontaktować się z kimś i decydować o tym, czyli mówiłam i myślałam samodzielnie, to oczywiście ten kontakt miałam z ojcem. Teraz mamy bardzo dobry kontakt.
Masz już na koncie współpracę z mamą. Czy z tatą również taką zaliczyłaś?
Aktorsko nie, ale razem z moją wspólniczką prowadzimy warsztaty i mój ojciec bardzo nad tym czuwa i pomaga, także tutaj trochę pracujemy razem.
Powiesz coś więcej o tych warsztatach?
To jest autorski pomysł mój i mojej przyjaciółki, z którą też prowadzę podcast, więc stworzyłyśmy sobie takie swoje własne małe uniwersum. Wymyśliłyśmy sobie, że te techniki aktorskie, których rzeczy my się uczymy na studiach, mogą bardzo się przydać ludziom, którzy nie mają z tym styczności. Między innymi to są techniki oddechowe, emisja głosu, trochę improwizacji, trochę zadań elementarnych, zadania aktorskich, ale takich podstawowych. Chodzi o takie otwarcie, o też nabranie pewności siebie przed wystąpieniami publicznymi, trochę redukcję stresu.
Czy współprace z rodziną generują problemy przez bliższą więź?
Nie, wydaję mi się, że te relacje zawodowe są naprawdę bardzo dobre i z jednej i z drugiej strony. Staram się oddzielić, to co prywatne, a to, co zawodowe. Z mamą gramy teraz w kilku spektaklach razem, więc ten work-life balance jest zaburzony. Nie da się ukryć. Ale mama też często podkreśla, że ona stara się mnie traktować jako partnerkę na scenie, aktorkę, a nie jak córkę. Ja miałam z tym problem. W tym sensie, że jak moja mama daje mi uwagę, ciężko jest mi ją przyjąć jak od koleżanki aktorki, więc ta uwaga mnie najpierw zirytuje, a dopiero potem ją przemyślę (śmiech).
Często słyszysz porównania do mamy?
Ciągle. I denerwuje mnie to strasznie.
Ale dotyczące tego jak grasz, jak wyglądasz, czy w ogóle?
Najbardziej jak wyglądam. To wszyscy mówią, że jestem identyczna. Ja tego w ogóle nie widzę, mama też tego nie widzi, ale wszyscy mówią, że mama się mnie nie wyprze. Ja kompletnie nie widzę podobieństwa. Moja mama jest przepiękną kobietą, więc to jest w ogóle bardzo miłe. Aktorsko,
Gracie razem między innymi w "Miłosnej pułapce". To spektakl, który jest oparty na prawdziwych wydarzeniach w życiu twojej mamy. W 2006 r. Adrianna Biedrzyńska została porwana przez psychofana. Ty jako dziecko pamiętasz w ogóle te wydarzenia?
Kiepsko, ja miałam wtedy 12 lat. Pamiętam, że czekałam na mamę w pokoju hotelowym i pamiętam dopiero jak mama wróciła i powiedziała, co tam się wydarzyło, przejechała policja.
A ty w ogóle wiedziałaś, co się dzieje w trakcie?
Nie. Dowiedziałam się na sam koniec, więc też nie miałam takiej okazji tego przeżyć, bo jak mama wróciła, to już wszystko było dobrze, więc nie miałam czasu, żeby się martwić, bać. Ale potem 10 lat później ta sama osoba zaczęła się interesować mną. Tym też nie miałam okazji się przejąć aż tak, bo ta osoba mnie szukała w okolicach domu mojej mamy, w którym nie mieszkałam już od dawna, więc czułam się bezpieczna. Ten pan też już był trochę starszy, więc miałam poczucie, że w razie czego będzie okej. Został przejęty przez policję przejęty. Twierdził, że ja go zaprosiłam na swoje urodziny, ale tak nie było. Nie rozmawialiśmy nigdy, nie wiedziałam, jak wygląda. Ale powiedział, że jesteśmy w kontakcie.
Zastanawiam się, czy jesteś już na takim etapie, kiedy możesz stwierdzić w pełni świadomie, że aktorstwo to jest na pewno to, co chcesz robić do końca?
Tak. Ja nigdy nie miałam zawahania. Jest to potwornie trudny zawód. Mało zostawiający pola do decydowania samemu o sobie. Zwłaszcza kiedy się zaczyna, kiedy się pnie po tej drabinie, która jest strasznie chwiejna. I ciągle jesteś zależny od kogoś. Są momenty, kiedy jest naprawdę ciężko. I kiedy twoje poczucie własnej wartości jest narażone na bardzo dużo złych rzeczy.
Czyli pojawiły się jakieś momenty zwątpienia, załamania?
Całe mnóstwo. Co chwilę mam momenty zwątpienia i załamania. Bo to cały czas jest sinusoida i ciągła jakaś taka walka z tym światem, który jest ciężki i trudny. Ja nie chcę narzekać, bo to nie tak. Kocham ten zawód, jest przepiękny. I jestem niesamowicie wdzięczna, że mogę go uprawiać. Ale jest bardzo trudny i zdarzają się takie momenty, że sobie zadaję pytanie, kurde, po co mi to? Przecież mogłabym gdzieś wyjechać i mieszkać na plaży, prowadzić tam jakiś bar, nie wiem, na Bali, gdziekolwiek. I być szczęśliwa i nie gonić za czymś, co się może nigdy nie wydarzyć. Ale nie umiem, bo to jest uzależniające jak narkotyk.
"Jacy rodzice, takie dzieci?" to autorski cykl rozmów wideo na cozatydzien.tvn.pl prowadzony przez Aleksandrę Czajkowską. W rozmowach biorą udział dzieci gwiazd, które dorastały w blasku fleszy. Sprawdzamy, czy dzieci zawsze idą w ślady swoich rodziców, czy jednak obierają własny kierunek.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na Instagramie, Facebooku i TikToku. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.
- Céline Dion powraca na scenę? Zaskakujące doniesienia mediów
- Ujawniono przyczynę śmierci partnerki Clinta Eastwooda. Z jakiego powodu zmarła Christina Sandera?
- Te przyszły na świat 24 lipca. Jakie są osoby urodzone tego dnia?
Autor: Aleksandra Czajkowska
Źródło zdjęcia głównego: KAPiF