- Katarzyna Zbrojewicz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską w cyklu "Jacy rodzice, takie dzieci?" otworzyła się na temat relacji z ojcem Mirosławem Zbrojewiczem
- Córka aktorka kilka lat temu otworzyła własną agencję aktorską, w której opiekuje się zarówno ojcem, jak i mężem — Otarem Saralidze. Jak wygląda współpraca z bliskimi? "To dwie osoby, z którymi jest ciężko"
- Katarzyna Zbrojewicz robi wszystko, aby odkleić wizerunek ojca od słynnego już Gruchy, którego zagrał 24 lata temu w filmie "Chłopaki nie płaczą". Jak sama zaznacza, jest to trudna droga
- Córka Mirosława Zbrojewicza zdradziła, jak poznała ukochanego i kiedy narodziło się między nimi uczucie. Miłość nie przyszła od razu. Otar Saralidze pochodzi z Gruzji, a ich ślub odbył się w dwóch krajach. Jak wyglądał?
- Katarzyna Zbrojewicz powiedziała również o akceptacji siebie, z którą przez pewien czas miała problem. " Nie wiedziałam, co chcę robić i źle się czułam też ze sobą"
- Więcej rozmów z cyklu "Jacy rodzice, takie dzieci?" znajdziesz tutaj.
Aleksandra Czajkowska, cozatydzien.tvn.pl: Kasiu, prowadzisz agencję aktorską Dream Team. Ponoć już od najmłodszych lat przejawiałaś zdolności organizatorskie.
Katarzyna Zbrojewicz: Tak. Wcześniej ja chciałam wszystkim zarządzać. Rzeczywiście miałam tak, że musiałam mieć wszystko zaplanowane. Jak coś szło nie po mojej myśli, byłam bardzo niezadowolona. I też byłam najbardziej zorganizowaną osobą w domu, poza moją mamą, mimo swoich młodzieńczych lat, bo mam też dwóch braci. No i to jednak zawsze ja przejawiałam te skłonności, lubiłam planować, lubiłam zarządzać. Ta agencja to wyszła przypadkowo tak naprawdę. I w zasadzie dzięki mojej przyjaciółce Eli, z którą tę agencję prowadzimy. Bo gdybym jej nie poznała, pewnie nie odważyłabym się otworzyć tej agencji.
No właśnie, ten pomysł pojawił się w trakcie twojej drogi. Na początku czym chciałaś się zajmować?
Najpierw studia obrałam sobie takie zupełnie niezwiązane z zawodem, bo studiowałam psychologię, pedagogikę resocjalizacyjną. Ale po tym jak miałam praktyki w więzieniu i w poprawczaku dla kobiet, to się okazało, że na pewno nie chcę tego robić. I że pieniędzy z tego żadnych nie będzie. Musiałam coś pokombinować. Przez rok szukałam pracy po studiach. I pomyślałam sobie, że skoro mamy jakieś kontakty przez rodziców w środowisku agencyjnym, teatralnym, to może oni gdzieś usłyszą, że ktoś szuka kogoś do pracy, do pomocy. I tak się znalazłam w agencji na Chełmskiej. I tam pracowałam z 7-8 lat.
Czym się zajmowałaś?
Byłam agentką aktorską. Tylko to jest duża bardzo agencja. Oni zresztą nadal funkcjonują bardzo dobrze. I tam się nauczyłam wszystkiego. Poznałam wszystkich ludzi. Panie i panów od castingów, producentów. Zobaczyłam w ogóle, jak to wygląda od kuchni, od zaplecza. Cały system powstawania filmów, seriali i reklam. I tam przyszła do pracy Ela do. No i jak przyszła Ela, to najpierw ja odeszłam, bo dostałam propozycję pracy w Teatrze Polskim. Ona po paru latach odeszła. I stwierdziłyśmy, że skoro już jesteśmy wolne, to może zrobimy coś wspólnie, skoro mamy już takie doświadczenie. No i to się udało.
I prowadzisz tę agencję. Wśród aktorów, których reprezentujesz, jest między innymi twój tato Mirosław Zbrojewicz.
Tato był pierwszą osobą, która zdecydowała się mi zaufać. Trochę nie miał wyjścia, bo to była rzecz naturalna (śmiech). Ale to był trudny proces, dlatego że tata był przez 30 lat prawie w agencji Gudejko. Zresztą z Jerzym Gudejko razem studiowali. Nawet nie myślał o tym, żeby kiedyś odejść. Przyjaźnili się, więc to było trudne. Ale z tamtej strony nie było żadnego oporu. Oni to zrozumieli. I z ojcem pracuje mi się bardzo dobrze, ale też chyba najtrudniej ze wszystkich. Jeszcze z moim mężem pracuję. Więc to są takie dwie osoby, z którymi ciężko mi jest, bo przez tę więź rodzinną i to, że ja bym chciała jak najlepiej, no to czasami zdarzają się sytuacje trudne. Zwłaszcza że mój tata jest dużo mniej zorganizowany niż ja. I często dochodzi do różnych nieporozumień, więc ja muszę pilnować wszystkiego, jeżeli chodzi o jego kalendarz, sprawy zawodowe. A i tak zdarza się, że zapomni mi o czymś powiedzieć na przykład i potem się okazuje, że musi być w dwóch miejscach jednocześnie. Ale robimy to tak, że to nadal działa. I jeszcze się go z agencji nie pozbyłam. Więc chyba jest dobrze (śmiech).
Byłaś typową córeczką tatusia? Jak wyglądała wasza relacja?
Chyba tak. [...] U nas w domu zawsze było dużo ludzi. Rodziców było mało, dlatego że oni cały czas pracowali. Ale rzeczywiście, tata był zawsze taki... Wydaje mi się, że ja byłam jego oczkiem w głowie. Dał mi to odczuwać bardzo. I zresztą teraz, od wielu lat już, mamy taką bardzo fajną, przyjacielską relację. Z mamą też. Tylko że z mamą to dla mnie było takie naturalne, bo kobieta z kobietą zawsze gdzieś tam to porozumienie znajdzie. I ja też zawsze mamę wspieram we wszystkim. Ale z ojcem mam takie... Pewnie też nas bardziej zbliżyły te zawodowe relacje. To nam też pomogło.
Resztę wywiadu przeczytasz pod materiałem wideo:
Jacy rodzice, takie dzieci?
Wspomniałaś, że czasami twój tato zapomni ci o czymś powiedzieć, z czego wynikają pewne problemy. Ale czy faktycznie miałaś taki moment, że dochodziłaś do wniosku w latach tej współpracy, że to nie jest dobry pomysł? Że może lepiej gdyby tato znalazł inną agencję?
Nigdy. Nigdy tak nie pomyślałam. Dlatego też, że włożyłam dużo pracy w to, żeby troszeczkę zmienić jego wizerunek, trochę odkleić go od pewnych rzeczy.
Od Gruchy?
Tak, on cały czas jest Gruchą. Nawet teraz, kiedy już wygląda zupełnie inaczej, to nadal z tego ludzie go najbardziej kojarzą. A bardzo chciałam, żeby poszedł dalej od tego. Już zrobił wiele fajnych ról, które mogłyby nieco przysłonić Gruchę. To było już 24 lat temu, więc bez przesady (śmiech). Ja rozumiem, że to jest kultowy film i wszyscy go znają, ale potem wydarzyło się wiele fajnych rzeczy. I rzeczywiście, odkąd mamy agencję i Mirek z nami jest i pracuje, to jego kariera bardzo poszła do przodu. I on też zresztą mówi, że nigdy nie był tak zaopiekowany. Nie miał tyle pracy. W zeszłym roku było aż tego za dużo. Z niektórych rzeczy musimy teraz rezygnować, bo po prostu fizycznie się nie wyrabiamy. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby rezygnować z pracy z nim. Mam nadzieję, że jemu też nie.
Nie da się nie zauważyć, że mówisz o swoim tacie Mirek — po imieniu. Dlaczego?
A tak. Jak z nim rozmawiam, to mówię "tato". W ogóle nie mówię do niego nigdy po imieniu. Ale przez to, że kiedy w pracy, jak rozmawiam z kimś, to nie mówię "mój tata", tylko mówię "Mirek" albo "Mirosław". To tak właśnie w takich rozmowach wychodzi, że odkąd pracujemy razem, zaczęłam o nim opowiadać po imieniu.
Twój tato od wielu lat gra w teatrze, jednak ta kariera medialna przyszła trochę później. Kiedy tak naprawdę poczułaś tę rozpoznawalność swojego taty?
Dokładnie pamiętam ten moment, dlatego że to oczywiście było pokłosie filmu "Chłopaki nie płaczą". [...] U nas w domu się nie przelewało nigdy. Moi rodzice pracowali tylko w teatrze. Wtedy się zarabiało beznadziejne pieniądze w teatrze. Zresztą teraz też to nie są pieniądze, z których można przeżyć, jak się ma dużą rodzinę. Pamiętam, że ciągle się przeprowadzaliśmy. Ciągle wynajmowaliśmy jakieś mieszkania. Babcie się nami opiekowały. Zawsze nam brakowało pieniędzy. I przyszedł taki moment, że mój ojciec zagrał w "Chłopaki nie płaczą". Zarobił tam nawet jak na tamte czasy, słabe pieniądze. Ale dla nas to był duży zastrzyk gotówki. A tuż potem pojechał chyba do Szwecji. W każdym razie zagrał w filmie z Robinem Williamsem. I na tym filmie za granicą zarobił tyle pieniędzy, że kupił mi markowe dżinsy. I to było dla mnie coś "wow". Pomyślałam sobie, że teraz to on już jest wielkim aktorem naprawdę i będzie zarabiał tyle pieniędzy i będzie rozpoznawalny. Co potem oczywiście w ogóle się nie przełożyło (śmiech). Dalej pracował w teatrze i dalej ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Dopiero rzeczywiście od 10-15 lat jest tak, że mamy taki spokój finansowy. My też jesteśmy wszyscy dorośli, więc to jest też inaczej. Ale rzeczywiście ta sytuacja teraz jest stabilna.
Masz dwóch braci. Czy oni również są związani z tą branżą aktorską, artystyczną?
Mateusz, mój starszy brat, tak. Skończył filozofię, ale pracuje w zawodzie. Najpierw pracował jako kierownik produkcji w Teatrze Dramatycznym, też bardzo długi czas, a potem przeniósł się do Teatru Polskiego i jest inspicjentem. Pracuje tam już dwa lata i jest bardzo zadowolony. Ja zresztą pracowałam też w tym teatrze, więc wiem dokładnie, z czym to się je. I to jest bardzo trudna praca, a on się sprawdza znakomicie, więc jest od początku związany z tym środowiskiem.
A Michał, mój młodszy brat, zupełnie nie. On jest instruktorem krav magii i instruktorem fitness, i sportowcem. Jakby ma zupełnie inne zajęcia.
A ty nigdy nie chciałaś stanąć po drugiej stronie kamery?
Chciałam. I nawet miałam przez moment taki pomysł, żeby pójść do szkoły teatralnej, bo jako dziecko występowałam w teatrze, w filmach, serialach, w jakichś programach rozgrywkowych dla dzieci. Ale potem, jak zaczynałam troszeczkę bardziej świadomie myśleć, to pomyślałam sobie, że to chyba jednak nie jest to. Popatrzyłam na to, jak ciężko pracują moje rodzice i jak z tego niewiele wynika i uznałam, że to jednak nie jest dla mnie. I wybrałam inny kierunek studiów, a teraz jestem tu, gdzie jestem.
W twojej agencji z bliskich osób, oprócz taty, jest również twój mąż. Powiedz mi, czy to prawda, że twój tato znał się wcześniej z Otarem niż ty?
Tak, to prawda. Oni się poznali przy okazji spektaklu w Teatrze Stu w Krakowie. Ja wtedy pojechałam na tę premierę. Poznałam go na bankiecie po premierze, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Zamieniliśmy ze sobą kilka zdań. I przez długi czas w ogóle o nim nie myślałam, potem zaczęłam kombinować z agencją i poprosiłam tatę, żeby zapytał Otara, czy nie chciałby być u nas w agencji i Otar odmówił. Powiedział, że na razie nie jest zainteresowany zmianą agencji. Dobrze mu się wiodło w tamtej agencji, ale w końcu przyszedł taki moment, że on sam zadzwonił, że jednak widzi, że jest fajnie u nas i czy moglibyśmy się spotkać i pogadać. Spotkaliśmy się i tak już zostało.
Czyli połączyła was praca.
Tak. Na początku nic na to nie wskazywało, że będzie z tego coś więcej, ale bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy i zaufaliśmy sobie. I jakoś rzeczywiście było coś takiego między nami, ja już wiedziałam w pewnym momencie, że sobie nie wyobrażam życia bez niego, trochę nie wiedziałam, jak to zrobić, żeby to połączyć zawodowo, ale to wszystko jakoś funkcjonuje bez żadnego problemu.
Czyli przeszliście przez ten etap przyjaźni. Po kolei.
Tak, tam nie było zakochania na początku. Była praca, potem była przyjaźń, no, a potem miłość.
A twój tato jak zareagował na te wieści?
Myślę, że rodzice byli zaskoczeni, ale też bardzo szczęśliwi, bo Mirek zna Otara, wie, że to jest dobry chłopak i myślę, że bardzo nam kibicowali od początku. Pamiętam moment, kiedy Otar mi się oświadczył w Gruzji, jak byliśmy u jego rodziny i zadzwoniliśmy po kolei najpierw do mamy, potem do taty. Moja mama była w szoku i w ogóle zmieniła od razu temat i powiedziała, że wysiada z pociągu i później zadzwoni, (śmiech) jakby w ogóle to do niej nie dotarło. A Mirek zaniemówił, popłakał się, po prostu tak go to jakoś wzruszyło, tak że myślę, że jest bardzo szczęśliwy, że jesteśmy razem.
Niedługo będziecie świętować pierwszą rocznicę ślubu. Uroczystość odbyła się w Gruzji.
Tak, mieliśmy taki ślub trochę w Polsce, trochę w Gruzji. Pierwszy etap tego ślubu był tutaj w Polsce, część gruzińska też przyjechała do nas, czyli przyjaciele i najbliższa rodzina Otara i tutaj była ta ceremonia zaślubin oficjalna i wesele. A potem z całą moją rodziną pojechaliśmy tam i tam mama Otara zorganizowała nam wspaniałe wesele gruzińskie i tam było jeszcze więcej osób. Było to naprawdę bardzo fajne doświadczenie, zaskakujące nas wszystkich, bo jednak ta różnica kultur jest.
Kiedy w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia z uroczystości z twojego wesela, wszyscy o tym pisali. Jak się z tym czułaś, że nagle media się tak zainteresowały twoją osobą, tak masowo?
Szczerze mówiąc — średnio, bo bardzo mało osób wiedziało o tym, że my z Otarem jesteśmy parą. Nie robiliśmy zakazów wstawiania zdjęć na Instagram, bo nie jesteśmy celebrytami, nie jesteśmy żadnymi gwiazdami i po co. Chcieliśmy fajnie spędzić czas i nasi przyjaciele zaczęli to wrzucać w Internet, co też jakby rozumiem i nie miałam nic przeciwko, natomiast nie myślałam, że to nabierze takiego rozpędu. A też wiadomo, że ludzie są różni, pisali różne rzeczy, też niefajne i o ile Otar jest przyzwyczajony i mój ojciec do tego, żeby w ogóle nie reagować i się w ogóle tego nie czytać, nie oglądać, zostawić, że to jednego dnia jest sensacja, drugiego dnia jest zupełnie co innego sensacją. Tak ja, jak się zagłębiłam w te niektóre komentarze, no to było mi trochę przykro. Dlatego ja w ogóle jestem jak najdalej od tego, żeby być gdzieś na tapecie.
To był pierwszy taki moment, kiedy spotkałaś się z negatywnymi komentarzami?
Tak, chyba tak. O Mirku zawsze coś tam pisali, ale ponieważ on w ogóle tego nie czyta, wpuszcza jednym uchem, wypuszcza drugim i jakoś tak to filtruje, że w ogóle na niego nie ma żadnego wpływu.
A ty jako dziecko, jako młoda dziewczyna wchodząca w życie, jak reagowałaś na kłamliwe informacje na temat twojego taty?
Wtedy braliśmy to raczej za jakiś głupi żart. Pamiętam, że jak otworzyli centrum handlowe Arkadia, to pojechaliśmy tam na zakupy z tatą i ktoś nam zrobił zdjęcia z prasy codziennej i podpisał, że Mirosław Zbrojewicz robi zakupy ze swoją narzeczoną. Miałam wtedy z 16 lat może, więc to wyszło trochę creepy, ale takie rzeczy nas śmieszyły i jakby nigdy do tego nie podchodziliśmy na poważnie. Teraz trochę tak, ponieważ mnie osobiście coś dotknęło. Miałam takie poczucie, że jednak to nie jest w porządku i ludzi nie powinny interesować prywatne rzeczy, ale ja też wiem, że ludzie tym żyją i to jest normalne. Po prostu trzeba to jednego dnia przeczytać albo i nie, drugiego dnia zapomnieć i iść dalej. Tyle.
Wrócę teraz do twojego dzieciństwa. Mówiłaś, że rodzice bardzo dużo pracowali i nie było ich w domu. Czy ty miałaś do nich wtedy o to żal jako dziecko?
Chyba nie, bo nigdy nam niczego nie brakowało. Zajmowała się nami jedna babcia, druga babcia, siostra mojego taty. Potem już jak Mateusz, mój starszy brat, był na tyle starszy, że mógł z nami za chwilę, chwilę zostać, to zostawaliśmy. Bardzo szybko byliśmy też samodzielni. Ja jako 7-letnia dziewczynka już chodziłam sama do szkoły, jeździłam autobusem. To też były inne czasy, ale też bardzo dobrze wspominam to, bo często też rodzice zabierali nas ze sobą do pracy. Ja spędziłam wiele czasu w Teatrze Ateneum, gdzie pracowała moja mama. Chodziłam tam na próby i doskonale pamiętam nawet panią Ewę Wiśniewską, która czesała sobie włosy. Ja byłam taka zachwycona, bo ona miała zawsze tyle tych włosów. Była taka piękna dla mnie. I te aktorki, z którymi siedziałam w garderobie i pan Holoubek, u którego siedziałam na kolanach, jak grał w kości pomiędzy aktami. Więc mam wiele wspaniałych wspomnień z tego czasu. Nie mam za złe moim rodzicom tego, bo wtedy wiedzieliśmy, że to jest dla nas, że oni nie wychodzą na imprezę, tylko idą pracować. Zresztą imprezy przychodziły do nas, bo nasz dom był zawsze otwarty i też było zawsze dużo ludzi u nas.
Między jedną pracą a drugą wpadało mnóstwo znajomych i było zawsze u nas wesoło. Na pewno brakowało nam rodziców, ale nigdy nie dali nam odczuć tego, przynajmniej w tamtym momencie.
Czy to, co wykonujesz teraz, prowadzenie agencji, to jest to, co sprawia ci przyjemność, co wiesz, że chciałabyś robić przez kolejne lata?
Na razie tak i bardzo chcę to robić i chciałabym też to bardziej rozwijać. Szukamy ciągle nowych twarzy do agencji, szukamy pomysłów na to, jak to bardziej rozwinąć i żeby nasza agencja była fajna i ciekawa też dla ludzi z zewnątrz, żeby chcieli do nas zaglądać. Ale nie mamy wielu możliwości. Chciałabym, żebyśmy miały szansę jeszcze to wiele lat prowadzić, ale nie wykluczam, że zmiany na świecie zmuszą nas do tego, żebyśmy musiały wykonywać też jakiś inny zawód. A nie mam pomysłu w ogóle jaki. Tak że mam nadzieję, że to jeszcze trochę poprowadzimy.
Czy czujesz się teraz szczęśliwa, spełniona?
Tak i to na każdej płaszczyźnie życia swojego. Miałam wiele lat takich różnych zachwiań prywatnych i zawodowych. Nie wiedziałam, co chcę robić i źle się czułam też ze sobą. A teraz mam takie poczucie, że wszystko ma miejsce. Wszystko idzie tak, jak powinno iść. Nie chcę za niczym gonić. Chcę, żeby to wszystko teraz trwało i żeby się działo tak, jak powinno się dziać, bo wiele lat ostatnich u mnie było po prostu za dużo wszystkiego i to się odbija. A teraz chciałabym spokoju i jestem szczęśliwa, że jesteśmy w tym momencie, w jakim jesteśmy wszyscy.
"Jacy rodzice, takie dzieci?" to autorski cykl rozmów wideo na cozatydzien.tvn.pl prowadzony przez Aleksandrę Czajkowską. W rozmowach biorą udział dzieci gwiazd, które dorastały w blasku fleszy. Sprawdzamy, czy dzieci zawsze idą w ślady swoich rodziców, czy jednak obierają własny kierunek.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na TikToku, Facebooku i Instagramie. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.
- Książę George zwrócił się do chorej na raka księżnej Kate. Wsparł mamę wzruszającymi słowami
- Nie żyje ikona światowego kina. Aktorka Anouk Aimée zmarła w wieku 92 lat
- Joanna Koroniewska opublikowała emocjonalny wpis. "Nie dam się ośmieszać"
Autor: Aleksandra Czajkowska
Źródło: cozatydzien.tvn.pl
Źródło zdjęcia głównego: Bartosz KRUPA/ East News