Nicole z "Top Model" o karierze, ukochanym, kompleksach i zaburzeniach odżywiania. "Jestem wystarczająca"

Nicole z "Top Model" o karierze i miłości
Nicole z "Top Model" o karierze i miłości
Źródło: instagram.com/nicoleakonchong/
Podbiła serca jurorów i telewidzów jednym uśmiechem. Miliony Polaków dopingowały ją w walce o wygraną w "Top Model". Nicole Akonchong zajęła jednak drugie miejsce. W rozmowie z Aleksandrą Głowińską dla cozatydzien.tvn.pl opowiedziała o swojej reakcji po ogłoszeniu werdyktu, pierwszych miesiącach mieszkania z partnerem, zaburzeniach odżywiania i kompleksach. Co powiedziała?

Nicole Akonchong - o życiu po programie

Aleksandra Głowińska, cozatydzien.tvn.pl: Byłaś faworytką swojej edycji "Top Model". Nie ukrywam, że również moją. Część widzów była rozczarowana po finale, że to nie ty zwyciężyłaś. Towarzyszyły ci podobne uczucia?

Nicole Akonchong, "Top Model": Nie myślałam o tym w ten sposób, że coś mi się "należało bardziej". Bo kim jestem, żeby decydować, komu się bardziej należy pierwsze miejsce? Ale nastawiałam się trochę na to zwycięstwo. Widziałam, ile osób było za mną. Ile osób mi kibicowało. Ich reakcje sprawiły, że czułam, że mogę wygrać. Kiedy okazało się, że jednak nie wygrałam, zrobiło mi się przykro, ale z perspektywy czasu myślę sobie, że to nie miało żadnego znaczenia, czy ktoś był pierwszy, drugi, czy trzeci. Wszystkie dotarłyśmy do samego końca. Do wielkiego finału. Dziś czuję się z tym ok.

Kontakt z pozostałymi uczestnikami po programie urwał się?

Nie, cały czas utrzymujemy kontakt. Wiadomo, że z niektórymi jest bliższy, z innymi dalszy. Mamy grupę z uczestnikami na komunikatorze, gdzie sobie przesyłamy różne wiadomości. Najlepszy mam kontakt z Dominiką, która wygrała program. To udowadnia, że między nami nie było żadnej rywalizacji. Cieszymy się nie tylko swoimi sukcesami, ale też koleżanek.

No właśnie często się słyszy, że "girl power" to istnieje tylko na papierze. Wasza przyjaźń temu zaprzecza.

Wiadomo, że w modelingu można poznać też osoby, które będą zazdrosne o twoje sukcesy. Wszystko zależy od człowieka. Jak jest dobra, to nie będzie zazdrości, tylko wsparcie. Jak ktoś jest zły z natury, to będzie odwrotnie.

Na szczęście Dominika należy do tych dobrych osób.

Zdecydowanie. Nawet wczoraj rozmawiałyśmy o jej pracy. Wyjechała do Grecji, trzymam za nią kciuki. Ona trzymała za mnie, kiedy ja byłam w Hiszpanii na zdjęciach. Naprawdę mamy fajny kontakt.

Czyli póki co spotykasz na swojej drodze tylko przychylne ci modelki?

Tak. Nawet ostatnio, jak byłam na Ibizie, poznałam świetną dziewczynę. Spałyśmy razem w pokoju, dobrze się bawiłyśmy ze sobą. Na castingach modelki też mi pomagały. Kiedy czegoś nie wiedziałam, pomagały mi. Nawet jedna z nich pożyczyła mi lusterko. Może są zazdrosne, ale mi tego nie mówią (śmiech). Nie wiem.

"Żony Miami". Aneta Glam o programie
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Nicole Akonchong - miłość i partner

Twoja przygoda z modelingiem zaczęła się dosyć wcześnie. A przynajmniej tak wyczytałam w sieci. Teraz, kiedy już pracujesz w tym zawodzie na poważnie, nadal utrzymujesz, że to praca dla ciebie? Program faktycznie otworzył ci drzwi do kariery?

No właśnie nie wiem, skąd się wzięła ta plotka, że ja robiłam nie wiadomo jaką karierę w modelingu we Włoszech. Tak naprawdę zaczęłam „coś” robić, jak miałam 16 lat. Ale to były amatorskie sesje zdjęciowe robione przez koleżanki albo zdjęcia do okolicznych sklepów, które potrzebowały zaprezentować swoje produkty. Wszystko, czego się nauczyłam, nauczyłam się w programie. Po nim wszystko się zmieniło. Przed nim nie miałam nic. Teraz dostałam pracę, mam kontrakt z agencją, stałam się rozpoznawalna. Może bez udziału w programie też by mi się udało. Ale na pewno nie tak szybko i nie tak łatwo. Zawód modelki bardzo mi się podoba. Jestem zadowolona. Nie wyobrażam sobie, żeby robić w życiu coś innego. Jestem przekonana, że wybrałam dobrze.

Ale rozpoznawalność i kariera modelki to nie są jedyne zmiany, jakie zaszły w twoim życiu. Pojawiła się nowa miłość. Na czym stanęły wasze plany wspólnego zamieszkania? Udało się?

Tak. Mój partner przeprowadził się ze mną do Warszawy niemal od razu. Ani ja, ani on, nie wyobrażaliśmy sobie związku na odległość. Jeżdżenia nie wiadomo ile kilometrów, żeby się spotkać. To była spontaniczna, ale naturalna decyzja.

Zdradzisz coś więcej? Czym się zajmuje w Warszawie?

Mój chłopak niestety niedawno stracił pracę i to ze strasznie głupiego powodu. Był świetny w swojej pracy. Miał dobre wyniki. Dobrze mu szło. Został wysłany na delegację w góry i na miejscu okazało się, że… dostał pokój z inną dziewczyną z jednym łóżkiem! Więc musieliby spać razem. On się na to nie zgodził. Szczególnie że się nie znali z tą dziewczyną i miał obiecane zupełnie inne warunki, więc sytuacja nie była komfortowa. Potem dostawili do tego pokoju łóżko, ale to nie rozwiązało problemu i mój chłopak postanowił wrócić do Warszawy. Wtedy dostał telefon, że zostaje zwolniony.

Przykre, że tak się to skończyło, ale i trochę romantyczne. Zrobił to przecież dla ciebie. Dla twojego komfortu.

Ja się o tym wszystkim dowiedziałam na końcu! Opowiedział mi całą historię, jak już było po wszystkim. Z jednej strony sobie pomyślałam: szkoda, ale z drugiej strony… wiedziałam, że mu na mnie zależy.

Jak długo już jesteście razem?

Nie wiem, nie liczymy tego (śmiech). Ale myślę, że jakieś sześć miesięcy. Może trochę więcej.

Świeża relacja, wspólnie mieszkanie. Nie kłócicie się o to, kto zostawił skarpetki na podłodze albo brudny talerz w zlewie?

Bardzo się kochamy, dobrze nam się układa. Jesteśmy szczęśliwi, ale domowe kłótnie nam się zdarzają. Zwłaszcza z tego powodu, że ja jestem... straszną bałaganiarą (śmiech). Strasznie się o to na mnie wkurza. Z jednej strony mu się nie dziwię, ale ja naprawdę się staram. Tylko nie wychodzi mi po prostu (śmiech). Łatwiej jest mi utrzymać porządek, kiedy jestem sama w domu. Ale jak jesteśmy oboje, to już nie (śmiech).

Bycie z modelką, w dodatku tak piękną, to chyba spore wyzwanie dla faceta. Nie pojawia się zazdrość?

Mój chłopak jest ze mnie przede wszystkim dumny. Tak uważam. Nie zdarzyła nam się ani jedna sytuacja, w której na przykład mówiłby, żebym nie publikowała jakiegoś zdjęcia, albo czegoś na siebie nie zakładała. To jedna z najmniej zazdrosnych osób, które spotkałam w życiu. Mogę robić to, co chcę i on jest ze mnie dumny. Zresztą on też jest bardzo atrakcyjny, ale ja jednak wciąż zwracam na siebie uwagę. Zawsze w tych momentach łapie mnie za rękę i mówi, że chce, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem jego kobietą. To bardzo romantyczne. Znajomi też ciągle powtarzają, że pasujemy do siebie. Czasem mają wrażenie, że jesteśmy ze sobą dużo dłużej niż w rzeczywistości.

Na Instagramie obserwuje cię prawie 100 tys. osób. Piszą do ciebie internetowi adoratorzy z zaproszeniem na randkę?

Oj tak. Codziennie dostaję jakieś wiadomości. „Jakaś kawa?”, „Spotkamy się?”. Wielu chłopaków zaprasza mnie na studniówkę. To jest słodkie. Odpisuję im: "Przykro mi, ale nie mogę. Mam nadzieję, że znajdziesz fajną partnerkę na bal'.

A jaka wiadomość najbardziej utkwiła ci w pamięci?

Napisał do mnie chłopak chwilę po emisji pierwszego odcinka „Top Model”. Chciał się ze mną założyć o to, że wygram program! W przypadku wygranej mieliśmy się spotkać na kawę. I pisał do mnie po każdym odcinku, że nasze spotkanie jest coraz bliżej. Jak zajęłam drugie miejsce, to był bardzo rozczarowany.

I o tych adoratorów twój chłopak też nie jest zazdrosny?

Też nie (śmiech). Jak ktoś mnie gdzieś zaprasza, czasem odpisuję: "Nie, dziękuję". Ale przyznaję, że czasem nie odpisuję w ogóle. Niektórzy nie przyjmują twojego „nie” do wiadomości i potem cały czas piszą, piszą i piszą. Mój chłopak jest moim menedżerem (śmiech). Czasem nie zaglądam długo na Instagram i nie nadążam z odczytywaniem wiadomości. Wtedy on mi pomaga. Ogarnia te wszystkie propozycje, daty eventów. Jest bardzo pomocny.

Same superlatywy, ale zdjęcia na Instagramie wspólnego nie znalazłam. Dlaczego?

Dla mnie Instagram jest miejscem, gdzie jestem przede wszystkim ja. I jak miliony osób na całym świecie nie pokazuję tego, jak naprawdę wygląda moje życie. Mówię to szczerze. Wolę pokazywać lepszą wersję siebie. Publikuję po prostu ładne zdjęcia. Życie prywatne ma pozostać prywatne. Nie pokazuję chłopaka. Nie pokazuję rodziny. Nie pokazuję przyjaciół. Chcę, żeby to zostało moje. Jak już raz pokażesz coś i wrzucisz coś do Internetu, to już to nie będzie twoje, tylko wszystkich. Na Instagramie pracuję i publikuję tam rzeczy związane z pracą.

Niewiele osób jest w stanie zrezygnować z pokazywania życia w sieci. Wiele gwiazd zarabia w ten sposób.

Zauważyłam to. Ale potem są jakieś sławne pary, które się rozstają i piszą jakieś posty, oświadczenia. Albo celebryci się kłócą na Instagramie. Wytykają sobie błędy, przerzucają się oskarżeniami. Mi się to nie podoba. Nie muszę pokazywać tyle rzeczy. Wiadomo, że jak jestem w ładnym miejscu, to chcę to pokazać. Tak samo, jak jem coś dobrego, albo kupię sobie coś ładnego w dobrej cenie, co może się spodobać moim obserwatorkom. A śledzą mnie głównie kobiety. Nie pokażę na Instagramie gorszego dnia, kiedy chce mi się płakać. Nie przeszkadza mi, że ktoś pokaże. Niech każdy robi, co chce, ale ja trzymam się od tego z dala.

Nicole Akonchong - zaburzenie odżywiania

Mówiłaś w programie, że kiedyś zmagałaś się z zaburzeniami odżywiania. Wiem, że w dobie social mediów łatwo stracić grunt pod nogami i wiele dziewczyn zatraca się w pogoni za idealną sylwetką. Czasem budzą się z tego snu za późno. Jakie są pierwsze symptomy, na które młode dziewczyny powinny zwrócić uwagę? Co ty zaobserwowałaś u siebie?

To jest właśnie najtrudniejsze, żeby rozpoznać tę chorobę. Trudno ją zauważyć. I mnie było trudno, i moim bliskim. Zawsze zaczyna się od diety. Pierwszy znak jest na pewno wtedy, kiedy już nie chodzi tylko o zrzucenie kilku kilogramów i zdrowy tryb życia, a staje się to obsesją. Kiedy nie chcesz wychodzić z koleżankami do restauracji, bo one na pewno zamówią coś do jedzenia, a ja „nie mogę”. Więc zostajesz w domu, żeby nie ryzykować. Masz mentalne doły. Nic ci się nie chce robić. Jesteś smutny, przybity. Czujesz się nie tylko źle psychicznie, ale i fizycznie. Zaczyna ci brakować energii, wypadają ci włosy, cały czas jest ci zimno. Ta choroba jest też o tyle zdradliwa, że każda osoba przechodzi przez to inaczej. Kiedy czasem „ryzykowałam” i wychodziłam z koleżankami, po powrocie do domu czułam się źle. Patrzyłam w lustro i nie podobałam się sobie. Kładłam się do łóżka i odczuwałam tylko głód, ale powtarzałam sobie: "Jutro coś zjesz".

Jak ci się udało pokonać te demony?

Miałam szczęście, bo nigdy nie schudłam tak bardzo, żeby to było bardzo groźne i żeby powrót był trudny. Byłam dużo chudsza, ale nigdy nie było źle. Kiedyś po prostu spojrzałam w lustro i zapytałam sama siebie: „Po co się tak męczyć?”. Trzymałam dietę cały tydzień, a potem objadałam się w weekend. Strasznie źle się z tym czułam. Obserwowałam ludzi wokół mnie, którzy cieszyli się tym jedzeniem. Ćwiczyli, prowadzili zdrowy tryb życia, jedli, co chcieli i byli szczęśliwi. Też tak chciałam. Pomógł mi też na pewno wyjazd do Polski. We Włoszech miałam rutynę: wstawałam rano, szłam do szkoły, potem całe popołudnie spędzałam na siłowni albo biegałam. Kiedy przeprowadziłam się tutaj, to plan mojego dnia wywrócił się do góry nogami. Potem poszłam do programu „Top Model” i zaczęłam zauważać, że podobam się ludziom w Polsce. Że podziwiają moją sylwetkę. Wtedy pomyślałam pierwszy raz: „Jestem wystarczająca”.

Dziś już nie wracają te złe myśli?

Nie. Wiadomo, że jak każda osoba mam czasem gorszy dzień, kiedy wstaję i sobie myślę: nie podoba mi się to i to, zmieniłabym to… Dużo rzeczy mi się nie podoba, staram się je akceptować, ale nie jest łatwo. Z jednej strony nie mam już problemów z jedzeniem, ale z drugiej wciąż jestem bardzo zakompleksioną dziewczyną. Wszyscy mi mówią: „Nicole, to niemożliwe”, ale jest możliwe i ja się tego nie wstydzę. Zaczęłam z tego powodu chodzić do psychologa. Potrzebowałam pomocy, która pomoże mi zaakceptować siebie i zrozumieć. Pewność siebie nie polega na tym, że jak ktoś jest ładny, to się czuje ładny. Wszystko jest w głowie. Szczególnie teraz, kiedy tak duża część naszego życia dzieje się w Internecie: na Instagramie, Facebooku, TikToku. Wystarczy tylko zalogować się do mediów społecznościowych, żeby zobaczyć tysiące pięknych dziewczyn. Myślę, że każda kobieta z tego powodu ma czasem myśli, że chciałaby coś w sobie zmienić.

Myślisz, że to wynika też trochę z tego, że wpadamy w pułapkę przerabiania zdjęć? Wydłużone nogi, wcięcie w talii, powiększony biust czy usta, zmniejszony nos, wyszczuplona twarz. To jest niemal wszędzie.

Czasem też tak mam. Zachwycam się jakąś dziewczynę, pokazuję swojemu chłopakowi, a on od razu dostrzega, że zdjęcie zostało przerobione w Photoshopie i dziwi się, że ja tego nie widzę. Uważam, że jeśli chodzi o filtry do zdjęć zmieniające kolory, to nie mam z tym problemu. Ale są takie przypadki, że niektóre osoby totalnie zmieniają swoją twarz i ciało. Nie wiem, po co to robią. I tak ludzie cię zobaczą. Dowiedzą się, jak naprawdę wyglądasz. Po co przerabiać to zdjęcie? Porównają cię i wyjdzie jeszcze gorzej. A niektórzy nawet mogą cię nie poznać. „Przecież to nie ta sama osoba!” – powiedzą.

Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie tu:

Autor: Aleksandra Głowińska

Źródło zdjęcia głównego: instagram.com/nicoleakonchong/

podziel się:

Pozostałe wiadomości