Michał Malinowski zniknął z "Na Wspólnej" i zamieszkał na łodzi. "Poraził mnie piorun 2 tygodnie temu" [TYLKO U NAS]

Michał Malinowski
Michał Malinowski żegluje po świecie. Dostał rolę w kolumbijskim serialu
Źródło: Instagram @michal_malinowski_official
Michał Malinowski od kilku lat mieszka na własnoręcznie zbudowanej łodzi i przepływa świat, poszukując nowych doświadczeń. Aktor nie porzucił jednak zawodu. Niedawno pochwalił się, że otrzymał rolę w kolumbijskim serialu. W rozmowie z Kaliną Szymankiewicz zdradził, jak wygląda jego codzienne życie na łodzi, co z jego karierą oraz życiem prywatnym. Michał Malinowski opowiedział o niebezpiecznych i najbardziej zaskakujących chwilach na wodzie.

Michał Malinowski to aktor telewizyjny, filmowy, dubbingowy i teatralny. Występował w wielu popularnych serialach, widzowie TVN mogą znać go z roli Norberta Owczarka w "Na Wspólnej". Artysta grał m.in. w Teatrze Zamiast w Łodzi oraz Teatrze Capitol w Warszawie. Był również uczestnikiem 7. edycji "Tańca z gwiazdami". W wywiadzie dla cozatydzien.tvn.pl wyjawił, jak otrzymał dużą rolę w kolumbijskim serialu, wyznał, że tęskni za Polską, opowiedział o swoich zaskakujących przygodach na wodzie, zdradził też, czy wie, kiedy zakończy rejs.

Dalsza część artykułu poniżej materiału wideo.

Piotr Stramowski o przekraczaniu granic i odwadze wypowiedzi. "Nie lubię ram"
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Michał Malinowski dostał rolę w kolumbijskim serialu

Kalina Szymankiewicz, cozatydzien.tvn.pl: Twoja przygoda na morzach i oceanach trwa już kilka lat. W 2019 roku media informowały o tym, że porzuciłeś rodzimy show-biznes, ale nikt się nie spodziewał, że podbijesz ten zagraniczny. Niedawno pochwaliłeś się, że zagrasz agenta Lewisa z amerykańskiego Wydziału Antynarkotykowego z nowego serialu "Paraiso blanco". Nie ma dla ciebie rzeczy niemożliwych? Opowiedz trochę o kulisach castingu.

Michał Malinowski: Kiedy po prawie dwóch latach żeglugi dopłynąłem do portu Santa Marta w Kolumbii, myślałem, że będzie to tylko krótki przystanek. Maksymalnie dwa tygodnie. Jednak pokochałem ten kraj tak bardzo, że od razu zacząłem szukać pretekstu do zostania nieco dłużej. Pomyślałem, że spróbuję jako aktor, bo w końcu to jest mój zawód, który studiowałem przez prawie 5 lat. Znalazłem agenta, wziąłem udział w spektaklu teatralnym, przyłożyłem się porządnie do nauki hiszpańskiego, nagrałem kilka castingów i czekałem, aż ktoś będzie potrzebował w jakiejś produkcji obcokrajowca znającego hiszpański. W międzyczasie zaproponowano mi posadę kapitana na sporym katamaranie na Karaibach i postanowiłem z niej skorzystać.

Nie napracowałem się jednak za dużo, bo po kilku tygodniach okazało się, że jeden z nagranych wcześniej castingów wypalił, właśnie ten na postać Mike Lewisa z "Paraiso Blanco". Nie miałem za bardzo pojęcia, co to będzie za projekt i postać. Postanowiłem jednak zaryzykować i wrócić do Kolumbii. Dopiero potem okazało się, że to numer dwa w obsadzie, antagonista, a nagrania będą nie tylko w Kolumbii, ale również w Stanach Zjednoczonych.

Zastanawiam się, czy zagraniczne sukcesy przyczyniły się do tego, że przez te ostatnie kilka lat otrzymywałeś propozycje od polskich twórców i zachęty do tego, abyś wrócił i zagrał w filmie, serialu czy jakiejś innej produkcji?

Serial dopiero wyszedł, poza tym nie będzie go można zobaczyć w Polsce, trudno więc przewidzieć, czy będzie miał jakiś większy wpływ na propozycje z Polski. Tutaj, w Ameryce Łacińskiej, sprawa wygląda już zupełnie inaczej, ale na razie za wcześnie, żeby o tym mówić. Niezależnie od tego liczę, że pojawi się jakiś fajny projekt w Polsce, który będzie pretekstem do tego, żeby tam na jakiś czas wrócić. Bardzo tęsknie za naszym krajem. Robimy naprawdę dobre produkcje i jeśli taka pojawi się na horyzoncie, to nie będę się nawet zastanawiał.

Michał Malinowski o żeglowaniu po świecie. Podczas jednej z burz poraził go piorun

Wiele osób, dowiadując się o tym, że zamieszkałeś na łodzi i śledząc twoje poczynania, pewnie zadało sobie pytanie: dlaczego się na to zdecydowałeś, co było pierwszą myślą?

Myśli było bardzo dużo. Od tak dawna, że ciężko byłoby wyłapać tą pierwszą. Ale gdyby nie bać się tu przesadnego romantyzmu, to mogłoby to być przyspieszone bicie serca, które pojawiało się za każdym razem, kiedy wpatrywałem się w morski horyzont. Lub te emocje, które pojawiają się, kiedy zastanawiam się nad tym, co może się za nim kryć.

Jedni "rzucają wszystko i jadą w Bieszczady", ty wybrałeś ekstremalną wersję. Czy było w tym więcej potrzeby spontaniczności, zaznania wolności, czy jednak myślałeś o tym od lat i po prostu ciężką pracą udało ci się zrealizować plan?

Żegluga pełnomorska to nie jest zajęcie, które można realizować spontanicznie. Tam trzeba wiedzieć, co się robi, mieć plan. Chociażby po to, żeby nie wylądować na skałach albo w cyklonie tropikalnym. Wolność to już inna kwestia. W dzisiejszych czasach jesteśmy kontrolowani na każdym kroku, mówi się, że to dla naszego bezpieczeństwa. Ma to sens, ale moim zdaniem nie można mieć wolności i bezpieczeństwa jednocześnie. Trzeba się na jedno zdecydować albo znaleźć jakiś kompromis pomiędzy. Na morzu to ty decydujesz, jak ten kompromis ma wyglądać i ile bezpieczeństwa chcesz poświecić, żeby być naprawdę wolnym. Nikt nie robi tego za ciebie. Bardzo mnie to pociąga i myślę, że w dużej mierze to dlatego tu jestem i robię to, co robię, żeby być naprawdę wolnym.

Od początku miała to być samotna podróż? Jak zareagowali na to twoi bliscy?

Podróżuję już od studiów. Zawsze były to podróże autostopem, np. z Warszawy do Pekinu, podróże z Plecakiem po Azji czy Bliskim Wschodzie. W większości samotne. Właśnie takie pozwalają się sprawdzić, nauczyć wielu rzeczy, poza tym nic tak nie pomaga poznawać nowych ludzi jak bycie samemu. Myślę, że moi bliscy są już do tego przyzwyczajeni. Zresztą sami podróżują i raczej z plecakami niż z biurami podróży.

Jak wygląda świat z perspektywy łodzi? Czego nauczyła cię ta kilkuletnia przygoda?

Świat z perspektywy łódki wygląda dokładnie tak, jak chcesz, żeby wyglądał. Dopływasz gdzieś, rzucasz kotwicę, jak ci się podoba, to zostajesz, nawet miesiącami czy latami, jeśli nie, to następnego dnia podnosisz kotwicę i ruszasz dalej. Poza tym dużo słońca, soli, wiatru i codziennego sprawdzania pogody.

Żeby żyć na morzu trzeba być nie tylko nawigatorem i umieć manewrować łodzią, ale też być trochę mechanikiem, elektrykiem, hydraulikiem, stolarzem, ratownikiem medycznym czy swoim własnym terapeutą. Człowiek uczy się bardzo wielu przydatnych rzeczy. Uczy się też, że tak naprawdę mamy w sobie o wiele więcej siły, niż nam się wydaje.

Z pewnością można pozazdrościć ci tego, że poznajesz nowe miejsca, ludzi, ale pewnie nie brakowało też ciężkich chwil. Z jakimi niebezpieczeństwami miałeś do tej pory do czynienia?

Trochę tego było: nawet ostatnio całkiem sporo. Dwa tygodnie temu podczas jednej z burz, które złapały nas na otwartym morzu, poraził mnie piorun. Wysiadły światła nawigacyjne, a w rękę, którą trzymałem mokrą linę, poraził mnie prąd. Oprócz tego były niespodziewane szkwaly (burze), które wyrywały w środku nocy kotwicę i spychały łódkę na skały, były sieci rybackie zaplątane w śrubę, do których trzeba było nurkować na środku oceanu, żeby je wycinać, były rekiny, którym trzeba było wyciągać haczyki z paszczy, podejrzane łódki, które podpływały w środku nocy do mojej burty i śledziły mnie w niewiadomym celu przez dłuższy czas. Na morzu dzieje się dużo i dosyć często człowiek ma wrażenie, że jego życie jest zagrożone. Ale tak jak powiedziałem już wcześniej: wierzę w to, że nie ma wolności bez ryzyka. I ja nie mam problemu z tym, żeby za tę wolność ryzykiem zapłacić.

A najpiękniejsze chwile do tej pory? Gdzie i kiedy tak naprawdę poczułeś się wolny i prawdziwie spełniony?

Chodzi o ogólne poczucie, że w każdej chwili mogę otworzyć mapę, wskazać na niej jakiś punkt i po prostu przenieść się tam z całym moim domem. Oczywiście, nie zapominając o pogodzie, prądach morskich, sezonach huraganowych, biurokracji itd. Mało tego, do wielu z tych miejsc bardzo trudno byłoby dostać się w jakiś inny sposób. Pomimo spektakularnego piękna nie dotarła tam jeszcze masowa turystyka. Często również i ta niemasowa nie dała rady się przebić. Jest więc szansa na coś autentycznego, na to, że osoby, które tam spotkasz, będą niezwykle inspirujące i ciekawe. Jest szansa na odnalezienie odrobiny magii, takiej jak stada delfinów płynące obok łódki w ciemną noc i świecące niczym zjawy od bioluminescencyjnego planktonu. Tak jak w tej scenie z "Życia Pi", gdzie świecący wieloryb wyłonił się z otchłani. "Co za bzdura" - pomyślałem, oglądając tę scenę wiele lat temu. Jak bardzo się myliłem! Takie rzeczy istnieją naprawdę!

Michał Malinowski o kosztach podróżowania łodzią

Widziałam na Instagramie, że pokazałeś z przymrużeniem oka, jak spędzić wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu w Meksyku z różnymi atrakcjami za niewielką sumę. A tak naprawdę, jak przeżyć, co jeść i gdzie mieszkać, gdy ma się do dyspozycji jedynie łódź? Jak wyglądają twoje podróże, czy większość czasu spędzasz na łodzi, śpisz tam, czy jednak korzystasz z noclegów w hotelach lub u ludzi poznanych na miejscu? Jak bardzo jest to spontaniczne?

Jedynie łódź? Aż łódź! Łódź jest pełnoprawnym domem. Ma sypialnie, kuchnie, toaletę, lodówkę i wszystko to, co jest potrzebne do życia. Można w niej spać, gotować, uczyć się, pracować, żyć. Tylko że do tego wszystkiego może się jeszcze przemieszczać po morzach i oceanach. I to za darmo, bo wiatr w końcu nic nie kosztuje. Możesz więc rzucić kotwicę w jakieś osłoniętej zatoczce, łowić ryby albo polować na nie z harpunem, zbierać deszczówkę, albo odsalać wodę morską i żyć tam, nie wydając prawie nic. Niektórzy żyją tak miesiącami czy latami.

Można też stanąć w marinie i jeśli będzie taka jak ta, w której jestem obecnie, połączona z pięciogwiazdkowym hotelem, można korzystać z najróżniejszych atrakcji od basenów po korty tenisowe. I to często w bardzo dobrej cenie. Mieszkanie u ludzi poznanych na miejscu to bardziej opcja dla backpackerów czy autostopowiczów. My, żeby to zrobić i tak musielibyśmy zostawić łódkę w marinie, bo na kotwicy raczej zawsze ktoś powinien jej pilnować.

Zdarzają ci się kryzysy, dni, w których tak po prostu chciałbyś wrócić do domu?

Tak. Zazwyczaj przychodzą razem ze strachem. Albo wtedy, kiedy popsuje się już tyle rzeczy — na łódce co chwilę coś się psuje, że człowiek nie wie nawet, za co się zabrać. Na szczęście te kryzysy szybko przechodzą.

Tęsknisz za rodziną? Jak często się z nimi widujesz?

Tęsknię. I widzę się z nimi zdecydowanie za rzadko. Przed przepłynięciem Pacyfiku chciałbym ich odwiedzić. Możliwe, że jeszcze w tym roku.

Czy wiesz, gdzie będzie twoja meta i kiedy skończysz rejs?

Nie wiem. I to jest w tym wszystkim najpiękniejsze. Tak po prostu rzucić kości i wylosować nowy los. W ciemno. Jak w tej piosence Ani Dąbrowskiej. Myślę, że zawsze warto dać podróży szansę na to, żeby mogła zmienić twoje życie. Pewnie da się to zrobić, mając kupiony bilet powrotny, ale myślę, że jest wtedy o wiele ciężej.

Czego najbardziej brakuje ci, będąc z daleka od Polski (oprócz bliskich)?

Tęsknię za Polakami. My jesteśmy naprawdę ciekawymi ludźmi. Nieoczywistymi. W Polsce może się zdarzyć, że wyjdziesz po południu po chleb i kilka godzin później wylądujesz na Kaszubach, brodząc po kostki w jakimś jeziorze w towarzystwie ludzi grających na trąbkach. W Polsce może zdarzyć się wszystko. Do tego dochodzi nasza kuchnia i przyroda. Przecież żadna Amazonia nie może dorównać Puszczy Kampinowskiej w maju, kiedy wszystko zaczyna kwitnąć. Niczym są Himalaje, jeśli porównany je z naszymi polskimi Tatrami Wysokimi. Ale może robię się po prostu trochę sentymentalny...

Czy twoje serce jest zajęte? Ktoś czeka na ciebie w Polsce, a może znalazłeś miłość gdzieś "na krańcu świata"?

Moje serce jest zajęte przez morze. Morze to bardzo zazdrosna kochanka.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Autor: Kalina Szymankiewicz

Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Źródło zdjęcia głównego: Instagram @michal_malinowski_official

podziel się:

Pozostałe wiadomości