Syn Jerzego Bińczyckiego o fenomenie "Znachora". Jego ojciec bał się jednej rzeczy

Syn Jerzego Bińczyckiego o fenomenie "Znachora" i relacji z ojcem
Syn Jerzego Bińczyckiego o fenomenie "Znachora" i relacji z ojcem
Źródło: Kadr z filmu "Znachor"/youtube
Jerzy Bińczycki zmarł 25 lat temu, ale do dziś znają go i starsi i młodsi widzowie. "Znachor" to film, który zapewnił mu nieśmiertelność i nadal w telewizji bije rekordy popularności. Jan Bińczycki jest synem słynnego aktora. Opowiedział o fenomenie "Znachora" oraz o ciekawostkach z planu.

Jerzy Bińczycki od 1965 roku do końca życia był związany ze Starym Teatrem w Krakowie. Kilka miesięcy przed śmiercią objął posadę dyrektora placówki. Tam też tworzył swoje wybitne kreacje aktorskie. Jednak miał wielu fanów, którzy zachwycali się jego występami na dużym ekranie. W 1975 Jerzy Antczak zaangażował go do roli Bogumiła w adaptacji "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej. Ta rola przeszła do historii polskiego kina. Jak się później okazało, występ w "Znachorze" znacznie ją przebił.

Dalsza część artykułu poniżej materiału wideo.

"Znachor" - aktorzy i twórcy krakowskiego teatru o sztuce

Syn Jerzego Bińczyckiego o fenomenie "Znachora"

"Znachor" w reżyserii Jerzego Hoffmana wciąż wzrusza i zachwyca. Nawet młodsi widzowie chętnie oglądają film i to powtarza się co rok! Jerzy Bińczycki był dwukrotnie żonaty. Z pierwszą żoną miał córkę Magdaleną, a z drugą syna Jana, który został kulturoznawcą. W rozmowie z Przemkiem Guldą z wp.pl Jan Bińczycki wyznał, że sam chętnie ogląda filmy z ojcem i analizuje przy tym swoje życie.

"Widziałem ten film, nie przesadzając, kilkadziesiąt razy w całości lub fragmentami. Zawsze staram się go obejrzeć, kiedy tylko jest okazja. Chętnie oglądam go, będąc u mamy, która też chętnie do niego wraca. Zresztą oglądam z przyjemnością wszystkie filmy z ojcem. Nie tylko te najbardziej znane, jak 'Znachor' czy 'Noce i dnie', ale też zapomniane dziś nieco perełki. Nie ukrywam, że to za każdym razem jest dla mnie bardzo wzruszające. Tym bardziej że dziś jestem mniej więcej w tym wieku, w którym był ojciec, kiedy grał w tych filmach. To dla mnie zawsze impuls do porównań, a jeszcze bardziej - do myślenia o własnym życiu. Jestem po czterdziestce, to dobry moment na różne podsumowania i inne dywagacje tego typu" - mówił syn Jerzego Bińczyckiego.

Jan Bińczycki zdradził, że podczas tegorocznych świąt jego mama pokazała mu domowe archiwum, w którym znajdowały się listy od zagranicznych fanów "Znachora". Okazało się, że ten film stał się fenomenem nie tylko w naszym kraju.

"To były przesyłki z różnych miejsc, do których dotarł film: z Ukrainy, czyli ówczesnej ukraińskiej republiki funkcjonującej w ramach ZSRR, z Albanii, która przecież wielokrotnie zamykała się na zewnętrzny świat, z dalekiego Uralu. Kiedyś przez przypadek spotkaliśmy tłumacza, który przygotowywał rumuńską wersję ścieżki dialogowej - w jego kraju 'Znachor' też podobno był bardzo popularny" - opowiadał syn zmarłego aktora.

Myślę, że po części wynikało to z tego, że w polskiej kinematografii było miejsce na kino gatunkowe, którego w innych krajach obozu socjalistycznego po prostu nie dopuszczano. Publiczność przyjmowała więc tam melodramat, jakim przecież jest "Znachor", z prawdziwym zachwytem. Nawet jeśli miejscowi komisarze od kultury próbowali dopisywać filmowi polityczne znaczenie - bo, twierdzili, bohater porzuca swoją uprzywilejowaną klasę społeczną i "idzie w lud". Oczywiście pierwowzór – powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza ma swój wymiar społeczny, ale adaptacja Jerzego Hoffmana jest skupiona na emocjach i losach bohaterów. Tak, jak w każdym melodramacie
- tłumaczył fenomen "Znachora" Jan Bińczycki.

Jerzy Bińczycki bał się, że rola w "Znachorze" go zaszufladkuje

Syn Jerzego Bińczyckiego zdradził, czego obawiał się jego ojciec po sukcesie "Znachora". Według jego relacji Jerzy Bińczycki był profesjonalistą i traktował każdą swoją rolę poważnie. Praca była dla niego rzemiosłem, nie misją.

"Bardzo bał się 'efektu Janka', czyli tego, co przez lata dotykało Janusza Gajosa, kojarzonego długo z rolą Janka w 'Czterech pancernych' lub Stanisława Mikulskiego z Klossem. Ojciec nie chciał być postrzegany wyłącznie z perspektywy swoich najbardziej popularnych ról. Uciekał od tego stereotypu, chciał odskoczyć, robić inne rzeczy, grać zupełnie inne postacie" - tłumaczy Jan Bińczycki w rozmowie z WP.

Jan Bińczycki powiedział kilka ciekawostek z planu filmowego "Znachora". Ojciec zdradził mu tajemnice tej produkcji. Słynna scena z nastawiania złamanych nóg postaci, którą grał Artur Barciś, była zrealizowana z dużą dbałością o realizm. W scenie zagrały nogi człowieka w czasie rehabilitacji szpitalnej. Z kolei ogolona głowa Marii Wilczur, którą grała Anna Dymna, to tak naprawdę postrzyżyny chłopaka, który zgodził się zastąpić aktorkę. Jeszcze jedna ciekawostka dotyczy sceny picia wódki z postacią, którą zagrał Jerzy Trela na początku filmu.

"Otóż: wódka była prawdziwa! Reżyser tak postanowił, bo miał wrażenie, że to zapewni tej scenie większy realizm" - wyjawił Jan Bińczycki, dodając, że to nie pomogło aktorom. "I Trela, i ojciec byli maksymalnie spięci. Bali się, że się upiją, 'popłyną', stracą kontrolę i ze sceny nic nie wyjdzie. Na szczęście udało im się zagrać tę rozmowę w przekonujący sposób" - dodał syn Jerzego Bińczyckiego.

Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie
Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale nadal trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Autor: Kalina Szymankiewicz

Źródło zdjęcia głównego: Kadr z filmu "Znachor"/youtube

podziel się:

Pozostałe wiadomości