#ZZA KADRU Aleksandra Popławska rozkochała w sobie publiczność rolami w produkcjach takich jak "Wataha", "Szadź", "Belfer" czy "Klangor". Teraz ponownie możemy zobaczyć aktorkę na wielkim ekranie w filmie "Diabeł". To właśnie o nim Aleksandra Popławska porozmawiała z Aleksandrą Czajkowską, a także o początkach kariery, rozpoznawalności, blaskach i cieniach zawodu i latach bez pracy i reżyserii.
- Aleksandra Popławska w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską w cyklu "Zza kadru" powiedziała:
- o roli w filmie "Diabeł", a także o współpracy z Erykiem Lubosem - "Lubię kobiety niezależne, walczące o swoją pozycję męskim świecie"
- o braku ciekawych propozycji dla kobiet w polskim kinie - "W myśleniu jesteśmy jeszcze na wschodzie bardziej niż na zachodzie"
- o blaskach i cieniach kariery - "Popularność bywa uciążliwa"
- o niesprawiedliwych płacach dla aktorek - "Kobiety ciągle zarabiają mniej w tym zawodzie"
- o bezrobociu i wsparciu Marka Kality - "Mocno przeżyłam czas bez pracy"
Wywiad przeczytasz pod materiałem wideo:
Aleksandra Popławska o "Diable", podejściu do aktorstwa i początkach w zawodzie
Aleksandra Czajkowska, cozatydzien.tvn.pl: Widzowie uwielbiają oglądać panią w rolach silnych, niezależnych kobiet, takich jak w "Szadzi", "Watasze", czy teraz w "Diable". I widać na ekranie, że pani świetnie odnajduje się w tych postaciach.
Aleksandra Popławska: Lubię kobiety niezależne, walczące o swoją pozycję męskim świecie. W "Diable" przedstawiony jest typowo męski świat, niewiele kobiet się pojawia w tej historii i na ekranie. Moja postać (pseudonim Łabędź) nie ma swojego odpowiednika w rzeczywistości, jest postacią fikcyjną. Nie ma w służbach specjalnych kobiet na stanowiskach dowódczych.
Kim jest Łabędź wykreowany przez Panią?
Łabędzia niewiele jest na ekranie, moja rola była drugoplanowa, więc miałam tylko krótkie szkolenie. Uczyłam się jak odpowiednio trzymać i posługiwać się bronią długą, jak nosić sprzęt, który w rzeczywistości jest bardzo ciężki. W "Diable" dostałam sprzęt filmowy, który jest dużo lżejszy, ale i tak trudno mi było się w nim poruszać, aczkolwiek to kino jest zdominowane przez mężczyzn, kobiety są raczej tłem tej opowieści. Ja gram postać, która po skończonej służbie założyła firmę, przeprowadza różne akcje i zatrudnia byłych weteranów. Między innymi namawia na jedną z nich Maxa, który nie pozbierał się po powrocie z misji. Żyje w lesie jak outsider i trudno z nim złapać kontakt. Łabędź akurat wie, gdzie on jest i przyjeżdża z pewną propozycją, a także ze smutną wiadomością, która uruchamia Maxa i sprawia, że ten decyduje się na wydobycie ze swojej nory i walkę ze złem.
W roli Maxa oglądamy Eryka Lubosa, z którym mieliście przyjemność pracować razem kilka lat temu przy "Underdogu". Jakim jest ekranowym partnerem?
Eryka znam jeszcze ze szkoły teatralnej, studiowaliśmy razem. Jest ciekawą osobowością, mam wrażenie, że mamy dobry kontakt w pracy, ale w filmie mieliśmy niewiele scen tete-a-tete. Eryk pracę nad filmem zaczął dużo wcześniej, był świetnie przygotowany. Bardzo skupiony na zadaniu. Widać, że w rolę Maxa włożył kawał serca.
"Diabeł" to film akcji, który trzyma widza w napięciu do samego końca, jednak w Polsce to dosyć ryzykowny gatunek kina, biorąc pod uwagę wiele naszych rodzimych produkcji, które nie spełniły oczekiwań widzów. Nie obawiała się pani, że zobaczy na ekranie coś innego niż w scenariuszu?
Zawsze trzeba podjąć jakieś ryzyko. Jestem zawodową aktorką, dostaję rolę i chcę ją zagrać jak najlepiej, na tyle oczywiście na ile materiał mi na to pozwala. Na niewiele rzeczy mam wpływ, choć staram się dyskutować o scenariuszu czy proponować rozwiązania scen. To, co potem się z tym wydarzy w postprodukcji, to już nie nasza działka. Montaż w tym filmie jest dobry i mam wrażenie, że uratował wiele sytuacji ryzykownych.
Czytaj także: Agnieszka Suchora o stracie Krzysztofa Kowalewskiego, córce i aktorstwie. "Nie jest łatwiej" [WYWIAD]
Brała pani udział w produkcjach, które zapowiadały się bardzo ciekawie na etapie scenariusza, jednak w efekcie finalnym widziała pani całkowicie coś innego na ekranie?
Brałam udział w ryzykownych produkcjach, w których scenariusz był na granicy i czasami zaskakiwał pozytywnie, a czasami było to dużo gorzej, niż zakładałam. Na powodzenie składa się wiele rzeczy. Dobry scenariusz to połowa sukcesu, potem świetna obsada, realizacja i bardzo ważne — pieniądze, których zawsze brak.
Należy pani do grona aktorek, które lubią siebie oglądać na ekranie?
Kiedy przychodzę do kina, jestem widzką, nie czuję, żebym oglądała siebie, po prostu widzę postać w filmie. I nie oceniam się. Interesuje mnie historia i to, jak jest poprowadzona, jak się skończy i czy się nie nudzę w kinie, bo to chyba najgorsze jak ogląda się film. Wiem, że aktorzy bardzo to przeżywają. Niektórzy nie mogą na siebie patrzeć, czasami reagują bardzo emocjonalnie. Ja nie podchodzę do tego aż tak osobiście.
Od początku miała pani taki dystans do zagranych ról czy to kwestia doświadczenia?
Zawsze staram się zagrać najlepiej, jak potrafię i jestem pochłonięta pracą, ale też traktuję ten zawód z dystansem, po skończonej pracy idę dalej, mam swoje życie i inne zainteresowania. Aktorzy, którzy traktują ten zawód bardzo osobiście, często strasznie cierpią, pielęgnują w sobie niespełnienie, żal, frustrację. Nie chce tego. Oczywiście marzy mi się duża mięsista rola, ale nasi rodzimi twórcy, producenci nie są jeszcze przygotowani na to, żeby taką rolę, jak rola Maxa, zagrała kobieta. W myśleniu jesteśmy jeszcze na wschodzie bardziej niż na zachodzie. Powoli to się zmienia, ale na palcach jednej ręki można policzyć takie kobiece role. Może kolejne pokolenie będzie miało więcej siły i odwagi. Zresztą wchodząc w ten zawód, nie wiedziałam, co mnie czeka, nie miałam planu. Kiedy otrzymywałam kolejne interesujące propozycje, to byłam pozytywnie zaskoczona. Może stąd też wynika to moje podejście do pracy.
Powiedziała pani, że nie miała żadnych oczekiwań co do zawodu, czy kariery, dlatego interesuje mnie, z jaką intencją zdawała pani egzaminy do szkoły teatralnej? Skoro nie miała pani nadziei na zostanie wielką aktorką, wielką gwiazdą kina czy teatru, kim chciała pani być?
Chciałam po prostu grać. W ogóle nie myślałam o byciu wielką gwiazdą czy o zarabianiu pieniędzy. Bardzo podobał mi się teatr i to w nim chciałam pracować, nie myślałam o filmie. Chodziłam do teatrów na Śląsku i widziałam tam innych aktorów, niż ci na ekranie. Uważałam, że to są dwa oddzielne zawody. I ja myślałam bardziej o sobie w kontekście teatru, gdyż pociągała mnie jego aura. Uwielbiałam być blisko aktora, przy scenie, czuć jego emocje. Film był dla innym światem, kompletnie niedostępnym. I większe wrażenie zawsze robił na mnie teatr. Po prostu chciałam grać ciekawe role. Chciałam grać coś, co będzie mnie poruszało, ale co też poruszy widzów. I to był mój cel.
Piękny cel.
Do dziś lubię teatr, choć coraz trudniej znaleźć w nim coś autentycznego. Ten, który lubię, nie jest "modny" czy uznawany przez krytyków. Tego prawdziwego trzeba poszukać. Sama gram w różnych przedstawieniach, lepszych i gorszych, nie zawsze gra się takie fantastyczne role, które mogą oddziaływać na publiczność, ale zawsze staram się zrobić to, jak najlepiej potrafię.
Czytaj także: Andrzej Seweryn: Kiedy patrzę na moją ojczyznę, to trudno powiedzieć, że ogarnia mnie szczęście [WYWIAD]
Aleksandra Popławska o blaskach i cieniach popularności
To jak się pani z tym czuła, kiedy ta kariera nadeszła? Popularność, sława, wywiady?
Cieszę się z tego, że cały czas mam pracę. W teatrze, w filmie, jako lektorka czy reżyserka teatralna. Zawdzięczam to mojemu zaangażowaniu w ten zawód, a także wielu ludziom spotkanym na mojej drodze. Zawsze uważałam, że aktor musi grać, musi pracować. Nawet jeśli to nie do końca fajne, w czym bierzemy udział, to nadal trzeba pracować, a nie siedzieć w domu i czekać na te wybitne i wyjątkowe propozycje. Trzeba pamiętać o tym, że ten zawód to praktyka i dzięki niej uzyskamy pewną swobodę w pracy.
Cały czas czekam na rolę, która będzie dla mnie wyzwaniem. Tak jak rola Maxa dla Eryka. Której będę mogła poświęcić czas i kawałek siebie. Dobrze by było też, żeby wynagrodzenia dla aktorek i aktorów były sprawiedliwie wyrównane. Kobiety ciągle zarabiają mniej w tym zawodzie. Nie rozumiem dlaczego. Wracając do pytania, to wywiadów nie lubię, a popularność bywa uciążliwa.
Wraz z rozpoznawalnością, za coraz większymi rolami idzie też zainteresowanie mediów. Czy ono kiedykolwiek dało pani w kość?
Na szczęście nie, ale jestem dość skrytą osobą, więc prasa plotkarska za bardzo nie ma co pisać o mnie.
Za każdym razem, kiedy udostępni pani na Instagramie zdjęcie z córką lub mężem, jest to jednak spore wydarzenie w mediach (śmiech).
Ja i moi bliscy nie lubimy skupiać uwagi na życiu prywatnym. Pasjonuje nas sztuka, kultura, rozwój osobisty, mamy wspólne pasje i tym się dzielimy. Wolę dzielić się w mediach społecznościowych tym, co mnie interesuje, dlatego je prowadzę. Czerpię z nich też wiedzę, wymieniam się poglądami, nowinkami ze świata, wspieram różne akcje społeczne.
I dzięki takiemu podejściu zyskuje pani coraz więcej młodych fanów, którzy regularnie korzystają z mediów społecznościowych i doceniają, że ich idol idzie z duchem czasu.
Najgorzej zamknąć się na świat, który idzie do przodu. Wyciągnęłam ten wniosek, obserwując moje idolki, czyli Danutę Szaflarską czy Korę. One nigdy nie zamykały się na nowości. Danusia Szaflarska urodziła się w czasach, kiedy nie było telefonów, a później regularnie z nich korzystała czy z maila, kiedy wiele jej młodszych koleżanek nie wiedziało, jak to obsługiwać. My siłą rzeczy odpadniemy od nowości, bo zużywamy nasz mózg i nie damy rady ze wszystkim być na bieżąco, jednak trzeba się starać, póki są na to chęci i czas. Trzeba pielęgnować w sobie ciekawość.
Zanim dostała się pani do szkoły teatralnej, przez rok uczyła pani w szkole. Nie chciałaby pani teraz wykorzystać tej wiedzy, którą pani posiada i uczyć przyszłych aktorów?
To jest dosyć zamknięte środowisko. Ja czasami robię dyplomy, reżyseruję. Uczyć bym nie chciała, bo to jest ciężki zawód i duża odpowiedzialność. Studenci muszą się uczyć na własnych błędach, a ja mogę im przekazać tylko moje subiektywne uwagi, które niekoniecznie mogą im się przydać.
Aleksandra Popławska o zawodowej przerwie i reżyserii
Tomasz Włosok — świetny polski aktor, w jednym z ostatnich wywiadów mówił, że zaletą bycia z osobą, która wykonuje ten sam zawód, jest duża wyrozumiałość i zrozumienie, jednak w przypadku aktorstwa, kiedy jedna z osób otrzymuje więcej ról, a druga mniej, może pojawić się frustracja. Pani miała taki moment po narodzinach córki, kiedy przez kilka lat nie miała pracy. Jak sobie pani z tym poradziła? Szczególnie kiedy pani mąż — Marek Kalita - pracował cały czas.
Był taki czas, że byłam bezrobotna. Jednak nie tyle chodziło o nowe role, ile o to, że nie jestem samodzielna i że muszę na kogoś liczyć. Dla mnie był to na tyle bolesny okres, że teraz cenię sobie każdą pracę. Oczywiście, zdarza mi się odrzucać propozycje, dlatego działam na różnych polach w ramach mojego zawodu. Żeby mieć wybór. Mocno przeżyłam czas bez pracy.
Ile trwał ten okres?
Około trzech lat. Straciłam etat w teatrze i nie miałam wówczas żadnych propozycji serialowych i filmowych. Gdybym nie mogła liczyć na swojego partnera, teraz męża, to nie wiem, jakbym sobie poradziła. Ta sytuacja sprawiła, że kiedy zaczęłam mieć pracę, to stałam się pracoholiczką. Poświęciłam się jej w pełni, jednak musiałam w końcu powiedzieć "stop", bo zdrowy balans jest najważniejszy.
Czytaj również: Aleksandra Popławska i Marek Kalita – historia miłości. Ślub długo trzymali w sekrecie
To właśnie wtedy spróbowała pani swoich sił w reżyserii?
Tak, trochę sytuacja mnie do tego przymusiła, przypadek, szczęście, odpowiedni ludzie i miejsce. Okazało się, że to jest coś, co lubię, co czuję i co sprawia mi satysfakcję. Mimo że jest wyczerpującym zajęciem. Po każdym projekcie muszę robić sobie dłuższe przerwy, chociaż za każdym razem mówię, że to jest ostatni raz. (śmiech)
Zanim pojawiła się reżyseria, miała pani myśli, aby zrezygnować z aktorstwa i zająć się czymś innym?
Tak. Myślałam o roli nauczyciela, natomiast na szczęście się to nie wydarzyło. Moi rodzice byli nauczycielami, to naprawdę trudny zawód. Mało wdzięczny, nie najlepiej płatny. Praca właściwie 24 godziny na dobę. Pamiętam tonę klasówek na mamy biurku, które przynosiła do sprawdzenia. Los mi tego na szczęście oszczędził (śmiech).
#ZZA KADRU — to cykl Aleksandry Czajkowskiej, która rozmawia o kultowych filmach z kultowymi aktorami. Jak wspominają pracę na planie, czy przyjaźnie zawarte wtedy przetrwały do dziś, czy film stał się przepustką do sławy i jakie sceny nie pojawiły się na ekranie? Tego wszystkiego dowiecie się w kolejnych wywiadach.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na Instagramie, Facebooku i TikToku. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.
- Wayne Northrop nie żyje. Legendarny gwiazdor zmarł po walce z chorobą
- Katarzyna Cichopek i Maciej Kurzajewski rozpoczynają nowy etap życia. Pochwalili się "wymarzonym domem"
- Córka Gwyneth Paltrow zadebiutowała na czerwonym dywanie. 20-latka jest kopią sławnej mamy
Autor: Aleksandra Czajkowska
Źródło zdjęcia głównego: KAPiF