Dorota Chotecka o aktorstwie, macierzyństwie, relacji z mężem i Cezarym Pazurą. "Nie myślałam o zakładaniu rodziny" [WYWIAD]

Dorota Chotecka
Dorota Chotecka
Źródło: MWMEDIA
#ZZA KADRU Dorota Chotecka jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek. Stworzyła wiele niezapomnianych ról, które na stałe zapisały się w historii naszych rodzimych produkcji telewizyjnych. Teraz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską powiedziała o rodzinie, karierze za granicą, a także o przewartościowaniu życia.
  • W rozmowie z Aleksandrą Czajkowską Dorota Chotecka powiedziała o podejściu do zawodu, latach przestoju i pracy na planie "Miodowych lat" i "13 posterunku"
  • Aktorka poruszyła również temat macierzyństwa i tego, że jako młoda osoba nie myślała o zakładaniu rodziny
  • Dorota Chotecka wspomniała również o pracy z Cezarym Pazurą i o relacji z teściami
  • Więcej wywiadów z cyklu #ZZA KADRU znajdziesz tutaj.

#ZZA KADRU: Dorota Chotecka o aktorstwie i momentach załamania

Aleksandra Czajkowska, cozatydzien.tvn.pl: Bożena Dykiel w jednym z wywiadów wyznała, że gdyby mogła jeszcze raz podjąć decyzję, mając już tę świadomość, którą ma, nie wybrałaby ponownie aktorstwa. A jak jest u pani?

Dorota Chotecka: Myślę, że z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że ja bym je wybrała. Pomimo różnych zakrętów w zawodzie, jak lata przestoju, zniechęcenia, załamania, braku wiary w siebie to mimo wszystko znów zdecydowałabym się na to, ponieważ z perspektywy czasu widzę, że jestem we właściwym miejscu. Cudownie jest robić to, co się lubi, bo jednak w pracy spędzamy trochę czasu. Jest takie powiedzenie: "Wybierz pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w twoim życiu". Oczywiście to brzmi bardzo optymistycznie, ale jeśli praca to również pasja, to rzeczywiście coś w tym jest. Dziś nie wyobrażam sobie siebie w innym zawodzie.

Wspomniała pani o latach przestoju, ale też o braku wiary w siebie. Chciała pani z tego zrezygnować?

Myślę, że każdy aktor ma w swoim życiu zawodowym takie momenty, kiedy czuje się zniechęcony lub niedoceniony. Wszyscy, niezależnie od wykonywanego zawodu, mamy marzenia i ambicje, a one często w zetknięciu z realnym światem mogą gdzieś zniknąć. Może nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że to dobrze, kiedy czasami się nie udaje. Teraz wiem, że takie momenty przestoju w zawodzie też są potrzebne. Aczkolwiek nie zdarzają się one często, bo jest bardzo dużo odgałęzień, które możemy uprawiać, związanych z naszym zawodem, jak dubbing, radio, czytanie audiobooków czy prowadzenie imprez. Jeśli jednak zdarzają się takie przestoje, to warto je wykorzystać dla własnego rozwoju. Chociażby kondycja fizyczna czy psychiczna jest bardzo ważna, żeby dać sobie taki moment na oczyszczenie umysłu i organizmu, żeby przystąpić do czegoś nowego. To jest bardzo potrzebne.

To kiedy narodziła się w pani miłość do tego zawodu?

To się tliło już od dzieciństwa. Lubiłam występować, ale też, jak chyba większość dzieci, lubiłam, gdy mnie chwalono. Symptomy sygnalizujące, że pójdę w tym kierunku, pojawiły się w szkole średniej. Doceniono mnie za głos, który później wspaniale wykorzystywałam, i za który zostałam kilka razy nagrodzona. W tamtych czasach zawód lektora nie był jeszcze bardzo rozpowszechniony, a ja właśnie tym się zajmowałam po studiach. W łódzkiej filmówce czytałam listy dialogowe do filmów i od tego się zaczęło. Tak bardzo to polubiłam, że w czasach kiedy grałam w "Miodowych latach" czy "13 posterunku" nadal dużo pracowałam głosem.

O "Miodowe lata" i "13 posterunek" właśnie chciałam zapytać. To już kultowe pozycje z końcówki lat 90., które przeszły do historii naszych produkcji telewizyjnych, a pani zagrała w nich duże role. Po której z tych ról odczuła pani największą popularność?

Chyba po raz pierwszy mówię to w wywiadzie, ale ja kręciłam "Miodowe lata" i "13 posterunek" w tym samym czasie. Wydawać by się mogło, że Danka Norek z "Miodowych lat" jest starsza od Joli z "13 posterunku" o 20 lat, jednak prawda jest zupełnie inna (śmiech).

Jak udawało się to połączyć?

Do południa pracowałam na planie "13 posterunku", a po południu na planie "Miodowych lat", więc tak szybkie przeobrażenie się z jednej postaci w drugą, było bardzo dużym i ciekawym wyzwaniem. Z perspektywy czasu myślę, że to jest dobre doświadczenie dla aktora. Na tym właśnie polega nasz zawód, żebyśmy się tak zmieniali.

Została pani wybrana do tych ról, czy musiała stoczyć bój na castingu?

Obie role dostałam przez casting. Wtedy byłam kompletnie nieznaną nikomu osobą.

Kiedy przyszła informacja o wygranej do jednej i drugiej roli, nie czuła pani przerażenia, że to może być za dużo, jak na raz?

Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że dostałam te role i potraktowałam to jako wyzwanie. Wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam, czy to będą fajne i lubiane postaci. Początkowo moja rola Danki Norek w "Miodowych latach" ograniczała się tylko i wyłącznie do jednego wejścia w odcinku i powiedzenia: "Kupiłam ci dzisiaj pomidory"; "Nie, idę na zakupy"; "Alinko, kupić ci coś?". To było jedno zdanie w całym odcinku. Ja sobie po prostu tę rolę wypracowałam. Po kilku odcinkach okazało się, że jestem dosyć mocną i wyrazistą postacią i zaczęłam otrzymywać zupełnie przerobione odcinki, gdzie moja rola rosła. To było miłe i, nie ukrywam, satysfakcjonujące. Podobnie było z "13 posterunkiem". Maciej Ślesicki na początku dał mi bardzo małą rolę, ale po kilku wejściach okazało się, że Jola jest tak charakterystyczna i tak lubiana, że zaczęłam pojawiać się w każdym odcinku. Podobnie było z "Ranczem". W pierwszej serii miałam dwa dni zdjęciowe. Czyli trzy sceny na cały sezon. A skończyłam jako wójt (śmiech).

To musiało być bardzo budujące.

Poczucie bycia docenionym jest zawsze dla ludzi budujące, niezależnie od tego, jaki rodzaj pracy wykonują. Natomiast ja przez większość swojego życia zawodowego traktuję aktorstwo jako "zawód". Nikomu niczego nie udowadniam. Wykonuję po prostu moją pracę tak, jak umiem najlepiej.

Z czego wynika takie podejście?

Myślę, że moja rodzina daje mi duży dystans do wszystkiego.

Czy widzowie nadążali za tym, że w Danusię Norek i Jolę wciela się ta sama aktorka?

Nie, nie wiedzieli o tym i to też było bardzo zabawne (śmiech). Ale później w pamięci widzów utarło się, że Jolę w "13 posterunku" grałam dużo wcześniej niż Danusię w "Miodowych latach". Kiedy mówiłam, że miałam wtedy tyle samo lat, to nikt mi nie wierzył (śmiech).

Po roli Joli dostawała pani wiadomości od zakochanych fanów? Okrzyknięto panią wówczas seksbombą.

Tak, otrzymywałam takie wiadomości, ale nie było w nich przegięć. Pojawiały się miłe komentarze, dotyczące mojej roli jak i całej produkcji. W sumie wszystkie postaci, które mam przyjemność tworzyć, spotykają się z miłym odbiorem przez widzów.

Żałuje pani, że nie miała okazji zagrać czarnego charakteru?

Ja wszystko przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza. Złe postaci są ciekawe do zagrania, a takich więcej miałam okazję grywać w teatrze. Obecnie w Teatrze Kamienica gram w spektaklu "Kobieta, która ugotowała męża". Przedstawienie cieszy się ogromnym zainteresowaniem, bilety są wyprzedane na kilka miesięcy do przodu. Publiczność jest zadziwiona tym, co aktorzy pokazują na scenie. Ja gram główną rolę, ale we trójkę z Jackiem Lenartowiczem, Martą Chodorowską czy Michaliną Sosną jesteśmy cały czas na scenie. To wymaga ogromnego wysiłku i warsztatu, bez których nie udźwignęlibyśmy tego spektaklu.

Włożyliśmy w tę sztukę wszystko, co mogliśmy. Próby trwały kilka miesięcy i przez ten czas wszyscy musieliśmy zrezygnować z naszych innych zobowiązań zawodowych. Proszę sobie to wyobrazić. Nie mogliśmy się rozpraszać, przez to, jak trudny to jest spektakl.

Spektakl "Kobieta, która ugotowała męża"
Spektakl "Kobieta, która ugotowała męża"
Źródło: MWMEDIA

Ile miała pani ról, które kosztowały aż tak wiele wysiłku?

Każda rola jest specyficzna i wymagająca. Mimo że na ekranie mogą one wyglądać na lekkie i przyjemne, to oddajemy się im w całości. Kiedy wchodzisz w buty innego człowieka, to musisz brać z siebie. Musisz nieustannie nad tym myśleć i chodzić z tą postacią w sobie.

Przez wiele lat grała Pani z Arturem Barcisiem i Cezarym Żakiem. Można mówić o przyjaźni między wami, czy to nie była aż tak zażyła znajomość?

Widywaliśmy się praktycznie codziennie i ciężko pracowaliśmy. Kiedy opuszczaliśmy studio, byliśmy jak gąbki, bez siły na życie poza pracą, a każdy z nas miał rodzinę. Kolegowaliśmy się, bo pracowaliśmy dużo razem. Każdy starał się drugiemu pomóc, byliśmy zgrani jak stare dobre małżeństwo, jednak trudno mówić o przyjaźni, bo cały ten wspólnie spędzany czas wypełniała praca.

Rozumiem, trudne warunki.

Można to tak określić.

Resztę wywiadu przeczytasz pod materiałem wideo:

Aleksandra Czajkowska i Wiktoria Gorodeckaja
Wiktoria Gorodeckaja: Emigracja jest trudna. Sprawia, że w domu już jesteś obcy, a tutaj nigdy nie będziesz swój
Wiktoria Gorodeckaja do Polski przyjechała w wieku 18 lat, wcale nie znając języka. Wykonała ogromną pracę, aby pozbyć się akcentu, dostać się do Akademii Teatralnej, następnie do Teatru Narodowego, a później podbić polską scenę filmową. Jak wspomina początki w Polsce? Dlaczego porzuciła życie na Litwie? Czym jest dla niej aktorstwo? Tego dowiecie się z najnowszego odcinka cyklu "Zza kadru" Aleksandry Czajkowskiej.
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Jest pani bardzo aktywna w mediach społecznościowych, a szczególnie na Instagramie, gdzie publikuje pani wiele zabawnych nagrań z mężem. Nie da się nie zauważyć, że ma pani bardzo duże grono fanów, ale czy ta twórczość generuje również hejt?

Żebym tego w złą godzinę nie wypowiedziała (śmiech), ale ja się w ogóle nie spotkałam z hejtem. Ludzie nas bardzo lubią. Nie wiem, czym sobie na to zasłużyliśmy. Nie jesteśmy skandalistami, praktycznie wcale nie ma nas na portalach plotkarskich, a jednak jesteśmy parą bardzo znaną i lubianą. To ludzie i ich pozytywne reakcje zmotywowały nas do tego, żeby działać na Instagramie i stworzyć podcast.

Podcast?

Nasz podcast "Możemy pogadać" startuje w czerwcu. Rozmawiamy w nim o życiu, związkach, relacjach damsko-męskich na podstawie naszych doświadczeń i obserwacji. Czasami w sposób zabawny i z przymrużeniem oka, a czasem też na poważnie opowiadamy, jak to u nas wyglądało i nadal wygląda. Sprawia nam to mnóstwo radości, bo przy tworzeniu podcastu wróciliśmy do naszych początków, do pracy głosem. To jest dla nas inspirująca przygoda.

Jesteście razem od 35 lat. Tworzycie szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Jako młoda dziewczyna właśnie tak wyobrażała sobie pani przyszłość?

Kompletnie się wtedy nad tym nie zastanawiałam. Z domu wyniosłam pewien rodzaj pędu do kariery. Jako młody człowiek nie myślałam o zakładaniu rodziny. Mój mąż mi się oświadczał chyba za cztery razy. Nie chcę o tym znów mówić, ale jednak całą sprawę odwrócił wypadek męża. Stanęłam na takiej granicy między życiem a śmiercią i odejściem człowieka, którego kocham. I przewartościowało się wszystko. Jedni dochodzą do tego z wiekiem, a innym ktoś z góry musi "przyłożyć" w łeb. Ja i mój mąż musieliśmy dostać po głowie, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Dziś myślę sobie, że nieważne w jaki sposób, ale ważne, że dotarło. Właśnie wtedy zrozumiałam, że moim priorytetem jest rodzina.

W wielu wywiadach, których udzielacie, pada pytanie o wypadek.

Tak, dlatego nie chciałabym już o tym mówić. Wydaje mi się, że dużo na ten temat zostało już powiedziane.

Właśnie chciałam zapytać, czy to nie jest już męczące dla was?

Jest, ale to zawsze jest z nami. To się wydarzyło. Zmieniło to całe nasze życie. No cóż, wyciąga się wnioski i idzie się dalej.

Mówiła pani, że po wypadku przewartościowaliście swoje życie. Czy znajomi również się zmienili?

Tak, wiele osób. Myślę, że wszyscy czytelnicy będą to wiedzieć z własnego doświadczenia, że kiedy coś dobrego dzieje się w naszym życiu, to telefony się urywają. Z biegiem czasu, każdy zajmuje się swoimi sprawami. Gdy w życiu jednak przestaje być kolorowo, to często nawet telefony od rodziny milkną. Więc ta selekcja była naturalna.

Nie jest tajemnicą, że bardzo chcieliście mieć dziecko. Po latach na świat przyszła wasza córka Klara. Nie obawiała się pani, że ciąża może przekreślić trochę życie zawodowe i karierę?

To jest bardzo ciekawe pytanie, ponieważ mnie się tak wszystko odwróciło do góry nogami, że ja w ogóle nie zastanawiałam się, czy będę robić karierę, czy nie. Poza tym urodziłam w wieku 42 lat i uważałam, że już zrobiłam swoje. Zagrałam wtedy również w trzech fantastycznych produkcjach. My aktorzy czerpiemy z siebie, a ciąża sprawiła dodatkowo, że odkryłam w sobie nowe emocje. Do macierzyństwa podeszłam z dużym spokojem. Wiedziałam, że czeka mnie niezwykła, fantastyczna droga, czasami też wyboista. Wszystko zależy od tego, co jest dla nas tak naprawdę ważne. Ktoś wybiera rodzinę, ktoś inny karierę. Jestem zdania, że nie należy oceniać wyborów innych ludzi. Każdy wybór jest w porządku, ważne, żeby podejmować decyzje w zgodzie z samym sobą. Dla mnie czas spędzany w domu z córką był fantastyczny.

Jakiś czas temu rozmawiałam z Ewą Ziętek, która powiedziała mi, że w jej odczuciu była słabą matką, bo aktor jest za bardzo skupiony na sobie.

Urodziłam, mając 42 lata. Miałam za sobą pracę na planach fantastycznych produkcji. Moje nazwisko było już znane. Nie musiałam gonić wtedy za pracą, bo już miałam wypracowaną pozycję, a to zupełnie inna bajka. Miałam odłożone pieniądze, które pozwoliły mi spokojnie spędzać czas w domu z córką. Mówię o tym, ponieważ nie wiem, czy w wieku 22-24 lat powiedziałabym to samo. Natomiast jestem tu i teraz. Moje życie potoczyło się tak, jak się potoczyło. Czuję się spełniona, a moja córka często utwierdza mnie w tym, że jestem wspaniałą mamą.

Mimo że oboje państwo jesteście aktywni w mediach społecznościowych, to wasza córka trzyma się z dala nich.

Tak, córka ma inne pasje i zainteresowania. Nie ciągnie jej do social mediów. Chroni swoją prywatność, a my szanujemy jej decyzję.

W wywiadach, ale też w mediach społecznościowych otrzymuje pani wiele pytań o receptę na udany związek. Ja chciałam zapytać o sposoby na przetrwanie kryzysów, trudnych momentów.

Kiedyś znajoma aktorka powiedziała mi, że bardzo intensywnie pracuje zawodowo, więc nie ma siły, żeby jeszcze pracować nad związkiem. Myślę, że dzisiaj wszystko wymaga pracy. Relacje międzyludzkie również. Związek tworzy dwoje zupełnie różnych ludzi, z różnymi doświadczeniami, przeżyciami i charakterem. Większość z nas słowo "praca" odbiera negatywnie, jako obowiązek, czy konieczność. A ta praca nad związkiem może być pięknym doświadczeniem, pozwalającym nam odkrywać siebie i drugiego człowieka. To proces, który buduje i daje możliwość nauczenia się tej drugiej osoby. My z Radkiem bardzo się różnimy. On jest spokojny i rozważny, a ja jestem romantyczna, więc najczęściej to on mnie sprowadza na ziemię. Najważniejsze jest to, że się uzupełniamy i możemy na sobie polegać.

Wchodząc w ten związek, od razu miała pani takie podejście do tego, czy uczyła się tego w trakcie?

Od początku wiedziałam, na czym opieram mój związek. Zawsze miałam dobrą intuicję, więc wiedziałam, że mam przy sobie wartościowego człowieka. Poznałam jego rodziców, z którymi miałam bardzo dobre relacje. Traktowałam swoją teściową, jak moją mamę. Wiedziałam też, jak Radek był wychowany, jakie ma cechy i jak się odnosi do mamy. To były dobre fundamenty.

Czy przenosiliście lub przenosicie państwo pracę do domu? Czy dom jest taką enklawą, oazą?

Z racji tego, że obydwoje jesteśmy aktorami, to zdarzało się, że poruszaliśmy w domu jakieś zawodowe tematy. Jednak nie gramy razem w żadnej sztuce, ani serialu. Zawodowo łączy nas więc jedynie Instagram i podcast (śmiech). W związku z tym możemy sobie śmiało opowiadać, co się wydarzyło u nas w pracy. Do tej pory częściej pracowałam z bratem Radka niż z nim samym.

Pamięta pani pierwsze spotkanie z Cezarym Pazurą?

Pracowaliśmy razem, kiedy jeszcze byłam w szkole. Radek grał pana młodego w "Pożegnaniu z Marią", a ja grałam żonę Tomasza, czyli Cezarego. To było zabawne. Od tego momentu wielokrotnie grałam jego żonę (śmiech). Coraz bardziej nas korci z Radkiem, żeby zrobić coś wspólnie. Jesteśmy aktorami i uważam, że na scenie obydwoje stworzylibyśmy fantastyczną przygodę zarówno dla nas, jak i dla widzów. Myślę, że do tego dojdzie.

Dorota Chotecka z Cezarym Pazurą i Radosławem Pazurą
Dorota Chotecka z Cezarym Pazurą i Radosławem Pazurą
Źródło: MWMEDIA

Myślała pani o karierze za granicą?

Kiedy byłam młoda, chciałam wyjechać z Polski. Wydawało mi się, że Nowy Jork jest dla mnie najodpowiedniejszym miejscem na świecie. Ale mówimy tu o latach, kiedy w Polsce niczego nie było. Sama szyłam sobie spódnice i farbowałam je. Widząc, jak moi znajomi dostają paczki ze Stanów z kolorowymi bluzkami i pięknymi rzeczami, wydawało mi się, że muszę tam pojechać i żyć jak "normalni ludzie" (śmiech). W Nowym Jorku byłam po raz pierwszy około 15 lat temu i nadal czułam, że to jest miasto dla mnie. Patrzyłam jednak na nie już z nieco innej perspektywy. Wiedziałam, że moje miejsce jest jednak tutaj.

Nie czeka pani na tę przysłowiową "rolę życia"?

Ja się czuję bardzo spełniona i przyjmuję właśnie całą radość tego zawodu. Nie czekam z utęsknieniem na wielką rolę filmową. Każdy dzień to jest coś nowego, każdy tydzień, każdy rok przynosi nowe role, nowe wyzwania i to jest super, że nie wiemy, co nas czeka.

Pani Doroto, bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

#ZZA KADRU — to cykl Aleksandry Czajkowskiej, która rozmawia o kultowych filmach z kultowymi aktorami. Jak wspominają pracę na planie, czy przyjaźnie zawarte wtedy przetrwały do dziś, czy film stał się przepustką do sławy i jakie sceny nie pojawiły się na ekranie? Tego wszystkiego dowiecie się w kolejnych wywiadach.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na TikToku, FacebookuInstagramie. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas. 

podziel się:

Pozostałe wiadomości