Justyna Kowalczyk nosi pamiątkę po zmarłym mężu. Jej gest chwyta za serce

Justyna Kowalczyk
Justyna Kowalczyk pokazała syna
Źródło: MWMEDIA
W maju 2023 roku życie Justyny Kowalczyk-Tekieli całkowicie się zmieniło. Jej ukochany mąż, Kacper Tekieli, zginął w Alpach. Sportsmenka mimo tragedii robi wszystko, by ich synek Hugo nie odczuł braku jednego z rodziców. Obecnie przebywają w polskich górach, gdzie chodzą po szlakach i zdobywają wspólnie kolejne szczyty. Na jednej z fotografii internauci dostrzegli jednak szczegół, który łamie serce.

Justyna Kowalczyk-Tekieli tuż po pogrzebie 38-letniego, tragicznie zmarłego ukochanego zaczęła podróżować wraz z synkiem. Wspólne wyjazdy, wycieczki i wspinaczki to ich sposób na przeżywanie żałoby. Podczas pobytu w Tatrach sportsmenka opublikowała zdjęcie z jednej z wypraw. Wisiorek zdobiący jej szyję sprawił, że w mediach zawrzało.

Resztę artykułu przeczytasz pod materiałem wideo:

Artyści, którzy odeszli w 2022 roku
Polscy artyści, gwiazdy i znane osobistości które odeszły w 2022 roku

Justyna Kowalczyk-Tekieli pokazała pamiątkę po mężu

Justyna Kowalczyk-Tekieli, choć nie należy do osób wylewnych w mediach społecznościowych, co jakiś czas publikuje fotografie i posty, które ukazują jej codzienność. Kilkakrotnie we wpisach zaznaczyła, że dobro małego Hugo jest dla niej najważniejsze i stara się uśmiechać dla chłopca, choć w głębi duszy żałoba sprawia, że po policzkach spływają łzy.

Na jednym z ostatnich zdjęć zapozowała na tle gór ze sportowym wózkiem dla synka. Z hasztagów umieszczonych w opisie możemy wyczytać, że w ten sposób zapewnia sobie aktywność i biega z dzieckiem po górach. Internauci zwrócili jednak uwagę na wyjątkowy wisiorek, na którym zawieszone są dwie obrączki. Jak spekulują - to zapewne pamiątka po tragicznie zmarłym mężu.

"Rano u góry, wieczorem na dole. Dwóch śpiących rycerzy" - napisała.

Zobaczcie to wyjątkowe zdjęcie.

Justyna Kowalczyk-Tekieli pożegnała ukochanego męża

Tuż po pogrzebie Kacpra Tekielego, Justyna Kowalczyk opublikowała w mediach społecznościowych część mowy pożegnalnej, którą chciała wygłosić. To właśnie w niej wyznała, że zamierza iść przez życie w taki sposób, by jej syn był szczęśliwy i wiedział, jak wyjątkowym człowiekiem był tragicznie zmarły alpinista.

"Nie będę mówić do Kacpra, bo my żeśmy sobie wszystko mówili. Dziwne to jak na sytuację, ale ja wiem wszystko, co chciał mi powiedzieć. On też, jeśli miał ten ułamek sekundy, by zrozumieć, co się dzieje, wiedział, że odchodzi bardzo kochany. Będę więc mówić o nim do was. Ostatnią karkołomną wspinaczkę Kacper miał zrobić 07.09.2021 w Krakowie. Kilka dni wcześniej urodził się Hugo. Miał okazję przytulić się do naszego chłopczyka, do mnie nie. Przepisy antycovidowe. Przyjeżdżał do szpitala każdego kolejnego dnia, stał pod balkonem i z czwartego piętra rozmawiałam z nim przez telefon. Bardzo mu uwierało to, że nie mógł mnie przytulić, podziękować. Bardzo. Kacper, jak Kacper, wysłał mi po kilku dniach sms, że dziś się do mnie będzie wspinał. Budynek otynkowany, czwarte piętro. Trochę średnio. Na szczęście w ciągu pół godziny otrzymałam również wiadomość, że możemy wyjść ze szpitala. Ostatnią jego karkołomną wspinaczką była Direttissima na Mięguszu. Przebiegł ją wręcz. Nie myślcie, że to był szczyt jego możliwości - wysłał w tym czasie do mnie z 10 smsów. Wrócił do domu nieswój. Niby sukces, ale przytulił się i powiedział, że już tak nie chce. To było ponad dwa lata temu. Uwierało mu to trochę, ale przez te ostatnie dwa lata więcej razy się wycofywał, niż robił, co zaplanował. Zmienił się. Wolał ze mną biegać częściej. Wyjść z Hugotkiem przerzucać kamyczki. Cieszyło mnie to w duchu, choć teraz myślę, że może lepiej by było, gdyby pozostał przy tych karkołomnych wyczynach, bo wtedy czekał zawsze na warunki idealne itd. Nie zginąłby na Gubałówce swoich umiejętności. Ba, nawet by nie pomyślał, by tam pójść. Przecież byłam tam w szóstym miesiącu ciąży" - mówiła.

Później Justyna Kowalczyk wróciła pamięcią do przygotowań przed ostatnią, jak się później okazało, tragiczną w skutkach wyprawą.

"Kacper był świetnie przygotowany do swojego projektu: doskonały fizycznie, doskonały merytorycznie. O profesjonalizmie coś tam wiem i podziwiałam ten profesjonalizm kacprowy z zapartym tchem. Wydawał się ten projekt idealny dla niego. Mogliśmy być z nim (nie chciał się rozstawać na dłużej niż tydzień, stąd decyzja o zaprzestaniu wyjazdów w Himalaje). Będziemy wspierać, jak umiemy. Będzie wychodzić na te czterotysięczniki normalnymi drogami. Bez stresu i napinki. Bez żadnych rekordów, o których gdzieś niedawno słyszałam. Przecież on Uelgo Stecka uwielbiał, uważał za półboga. Nie śmiałby myśleć, by być szybszym od niego. Tylko śniegu było tej wiosny znacznie więcej niż wcześniej. Decyzja o zmianie planu była bliska. Miałam zaplanowany wcześniej wylot do Polski na kilka dni. Więc Kacper wymyślił, że jeszcze spróbuje kilka tych łatwych szczytów zdobyć, na trudniejsze z mocnymi szczelinami itd. poumawiał się z innymi ludźmi, żeby nie iść samemu. Już mu nie pomogą. Tatuś odbierał mnie i Hugotka z lotniska w Balicach. Gdy dojeżdżaliśmy do Kasiny, Kacper najpewniej odszedł. Wiedział, że jestem w najbezpieczniejszym miejscu. Pewnie takich małych niecek nawianych śniegiem, jak ta, która spowodowała wypadek, minął w swoim życiu dziesiątki, nieświadomy zagrożenia" - dodała.

Justyna Kowalczyk podziękowała też tym, którzy szybko zareagowali na jej prośby o kontakt i pomoc, oraz zorganizowali jej ostatnie spotkanie i umożliwili pożegnanie się z mężem.

"Chłopaki, to, że rzuciliście wszystko na kilka godzin po tym, jak wszczęłam alarm i ruszyliście autem do Szwajcarii, to największe człowieczeństwo, jakie mnie w życiu spotkało. Kacper zrobiłby dla was dokładnie to samo! A gdy on pakowałbym plecak ze szpejem, ja na szybko wrzucałabym do torby pieluchy i mleko, bo na pewno nie zostawiłabym go samego w takiej sytuacji. Bez względu na wszystkie plany. Dziękuję, że wszystko załatwiliście za mnie już na miejscu, gdy Kacperka odnaleziono. Byłam żoną najwspanialszego człowieka na świecie, który był ALPINISTĄ. Choć sama gór się boję (trójkowe trudności to granica mojego komfortu), to starałam się go ze wszystkich sił wspierać. Na tym moim zdaniem polega miłość. A on nie byłby taki fantastyczny, gdyby nie góry. Doceniam, że mogłam się z Nim pożegnać. Nie każda żona alpinisty ma taką możliwość. Wyjście od niego i zamknięcie za sobą na zawsze drzwi, to najtrudniejsza rzecz, jak mnie w życiu spotkała" - mówiła.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Autor: Dagmara Olszewska

Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA

podziel się:

Pozostałe wiadomości