Sprawdź: Felicjan Andrzejczak nie żyje. O śmierci przyjaciela napisał Krzysztof Cugowski
Aleksandra Głowińska, cozatydzien.tvn.pl: Polacy po raz pierwszy usłyszeli "Jolka, Jolka" w 1982 roku. Szmat czasu, a utwór nie tylko się nie zestarzał, ale i łączy pokolenia. W czym tkwi sekret? Felicjan Andrzejczak: Często o tym myślę. Kiedy ten utwór ujrzał światło dzienne, byliśmy w środku stanu wojennego. Ta piosenka traktowała o sytuacji, jaka panowała wtedy w naszym kraju. I te słowa trafiały dokładnie w punkt. W to, co ludzie zapamiętali z tego fatalnego okresu, bo przecież jest w niej i "żebranie o benzynę", są mety z alkoholem. Tyle że o stanie wojennym większość z nas już nie pamięta, a Jolkę, po czterdziestu latach kojarzą nawet ci, których nie było wtedy na świecie. I tą właściwą odpowiedzią jest miłość. Miłość nieidealna, trudna i skazana na niepowodzenie. Ale to ona na koniec obroniła ten utwór .
Niewiele osób podjęło się nagrania coveru "Jolki". Dlaczego? Z szacunku do oryginału? Ze strachu przed "położeniem" utworu? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. „Jolka" na pewno zdecydowanie kojarzy się z moim głosem. Śpiewam ją w końcu od 40 lat. Jest też okrzyknięta nieformalnym hymnem pokoleń. A hymnów się nie rusza — może dlatego.
Bywa Pan zmęczony "Jolką"? Kilka... no może kilkanaście swoich koncertów w karierze próbowałem zakończyć inną piosenką. Nie dało się. „Jolka, Jolka pamiętasz" musi być na końcu w repertuarze i bez niej po prostu nie da się pożegnać z publicznością. Mam czasami wrażenie, że przez cały koncert wszyscy czekają na moment kiedy wybrzmią pierwsze charakterystyczne dźwięki tego utworu. Czekają na Jolkę. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam taką piosenkę w dorobku, bo to jest najprościej mówiąc, hicior na cztery pokolenia. Mimo popularności utwór doczekał się teledysku dopiero teraz - 40 lat po premierze. Jak to się stało? Od 40 lat - za każdym razem, gdy wykonuje ten utwór, wszyscy ze mną go śpiewają.. To właśnie „Jolce" - zawdzięczam większość najwspanialszych muzycznych chwil w moim życiu. Teledysk – jest prezentem urodzinowym w 40 rocznicę premiery tej wyjątkowej ballady, ale nie tylko. Liczę, że dzięki zobrazowaniu tej historii, kolejne pokolenie będą słuchać i śpiewać tę pieśń. To trochę tak jakby zapewnić nieskończoność temu co kocham – przy świadomości, że ja wieczny nie jestem. Spełniło się moje marzenie.
Felicjan Andrzejczak wspomina Romualda Lipko
Nie da się nie łączyć Budki Suflera z "Jolką", z Romualdem Lipko i z Felicjanem Andrzejczakiem. Tworzyli Panowie legendarny duet. Tęskni Pan za swoim przyjacielem? Oczywiście że tak. Nigdy nie przypuszczałem, że w utworze „Czas Ołowiu" będę śpiewał Romek L. Pustkę, jaka pozostała, wypełnia muzyka, którą pozostawił z nami na zawsze. Co było wyjątkowe w Waszej relacji - poza tworzeniem niesamowitej muzyki do głębokich tekstów?
Przyjaźń, zrozumienie, wzajemny szacunek i wspólna pasja. Pamięta pan ostatnie spotkanie? Rozmowę? Ostatnie wspólne granie? Ostatnie spotkanie odbyło się dzień przed śmiercią mojego przyjaciela. Trafiłem na Romka, kiedy był jeszcze w takiej formie, że można było z nim porozmawiać, powspominać. Widziałem, że nawet kilka razy się uśmiechnął. Ale łezka nam się w oku pokazała, bo wiedzieliśmy, że może być bardzo źle. Romek też zdawał sobie z tego sprawę. A ja szczególnie. Do dzisiaj jest mi bardzo trudno przyjąć tę wiadomość.
Felicjan Andrzejczak o żonie i dzieciach
Nie marzył Pan, by dzieci poszły w pana ślady? Mimo uzdolnień muzycznych nie widziałem w moich dzieciach pasji. Dlatego też nigdy nie naciskałem, by poszły moją drogą. Dla mnie zawsze najważniejsze było to, by moje dzieci były po prostu szczęśliwe. I chyba to się udało... Mimo upływu lat wciąż pan czynnie koncertuje. Żona Jadwiga, z którą ostatnio udostępnił pan zdjęcie, nie złości się czasem, że nie spędza pan z nią czasu w domowym zaciszu? Moja żona jest moją największą przyjaciółką. Nigdy nie kazała mi dokonywać wyborów pomiędzy nią a sceną. Teraz gdy mamy już dorosłe dzieci, a nawet wnuki, na koncerty jeździmy razem. W domowym zaciszu rzadko przebywamy. Jaki jest sekret udanego małżeństwa? Co trzeba robić, by cieszyć się takim stażem, mimo życia "na świeczniku"? Z moją żoną jesteśmy razem od 52 lat. Wychowaliśmy dwójkę dzieci, doczekaliśmy się trojga wnucząt. Dla mnie rodzina jest najważniejsza. Wsparcie żony pomogło przetrwać niejedną burzę. W związku trzeba sobie ufać i wzajemnie się szanować . Oczywiście nie może zabraknąć miłości...
Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.
- Ewa Minge o przemocowym związku, kobietach w show-biznesie, seksie i samoakceptacji po "50"
- Założyciel Kombi o tym, czego nauczyło go życie. "Pokory w obliczu bezradności wobec choroby lub śmierci"
- Dzięki roli Jadźki w "Samych swoich" przeszła do historii. Jak potoczyły się jej losy?
Autor: Aleksandra Głowińska
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA/Jarosław Antoniak