Paulina Holtz o kobiecości, macierzyństwie i sesji w "Playboyu". Jakie ma relacje z córkami i mamą?

Kobiety okiem Pauliny Holtz. Aktorka o fotografii, akceptacji siebie i innych
Kobiety okiem Pauliny Holtz. Aktorka o fotografii, akceptacji siebie i innych
Źródło: Foto: Mateusz Motyczyński
Paulina Holtz nie jest związana tylko z aktorstwem. Jedną z jej pasji jest fotografia, a bohaterkami zdjęć przede wszystkim kobiety. Aktorka w rozmowie z serwisem cozatydzien.tvn.pl podzieliła się swoim podejściem do przedstawiania kobiecych ciał i wspomina udział w sesji dla magazynu "Playboy". Swoje córki uczy przede wszystkim akceptacji samych siebie.

Paulina Holtz jest absolwentką Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, aktorką związaną z wieloma warszawskimi teatrami. Z tym zawodem miała do czynienia od najmłodszych lat. Jest córką aktorki Joanny Żółkowskiej oraz filmowca Witolda Holtza. Sama jest dumną mamą dwóch córek.

Kalina Szymankiewicz, cozatydzien.tvn.pl: Telewizja zapewniła pani sławę z dnia na dzień. Dziś Internet jeszcze bardziej przyśpieszył narodziny różnych gwiazd. Jak mógłby wyglądać pani start w show-biznesie, gdyby debiutowała właśnie teraz?

Gdyby przełożyć popularność, jaką miałam wtedy, na dzisiejsze realia, z pewnością miałabym milion obserwatorów na Instagramie i kilka okładek w roku. A za mną ciągnąłby się sznur paparazzi. Podejrzewam, że wtedy zmieniłabym zawód i poszukała jakiegoś spokojnego kąta. Jednak na całe szczęście Internet wówczas raczkował, a pierwszy tabloid pojawił się po kilku latach od pierwszego odcinka serialu, który zapewnił mi sławę. Jednak wiedziałam, że przede wszystkim muszę skończyć Akademię Teatralną, jeśli chcę uprawiać ten zawód, bo jego istotą jest teatr, a nie sława. Dzięki temu, że moi rodzice są związani ze światem teatru i filmu wiedziałam, że to po prostu ciężka praca, wymagający zawód, a nie pianka, koronki i spijanie śmietanki.

Jakiś czas temu w środowisku artystycznym zawrzało z powodu fuksówki, która miała stanowić rytuał przejścia dla studentów pierwszego roku, a kojarzy się teraz głównie z przemocą. Czy doświadczyła pani czegoś podobnego?

Nie znosiłam fuksówki i starałam się nie brać w niej udziału. Zawsze głośno mówiłam o tym, że mi się to nie podoba, że to skandal. W roku, w którym przyszłam do Akademii akurat Rektor Jan Englert skrócił czas trwania fuksówki do chyba czterech tygodni. Fuksówka w swoim założeniu, to tak naprawdę komediowy, kabaretowy spektakl, którym studenci mają się przedstawić reszcie społeczności akademickiej. I to jest świetne. Jednak obrosła z latami w rytuały gnębienia pierwszoroczniaków, które przestały szybko być dla mnie zabawne. Bardzo się cieszę, że ta sprawa wreszcie wylała się wielką falą, która zmyła te wszystkie idiotyczne zwyczaje. Szkoda tylko, że przez lata to wszystko było akceptowane, a skargi zamiatane pod dywan.

Poświęca pani fotografii wiele uwagi i zaangażowania. Dlaczego bohaterkami pani zdjęć są głównie kobiety?

Szczerze mówiąc, to przypadkowa sytuacja. A raczej wypadkowa wielu różnych rzeczy. Po pierwsze mam bardzo dużo fantastycznych koleżanek, które dają mi się fotografować. Po drugie uwielbiam kobiety, kobiecą energię i to, że robiąc zdjęcia niekiedy bardzo intymne, potrafię stworzyć taką atmosferę, że dziewczyny czują się bezpieczne, piękne, spokojne. Mąż jednej z moich modelek powiedział, że udało mi się uchwycić ją na zdjęciach, taką jak on ją widzi. I, że jeszcze nigdy nikt nie złapał tego na zdjęciu. Dla mnie to ogromny komplement. Po trzecie wydaje mi się, że kobiecie jest łatwiej fotografować kobiety w intymnych kadrach niż mężczyzn. Jednak męsko-damska energia buduje często inny rodzaj napięcia, wstydu. A prozaiczny powód jest jeszcze taki, że mężczyźni znacznie rzadziej lubią się fotografować niż dziewczyny oraz jest zdecydowanie mniej obszarów, w których można ich sportretować. Dziewczyny pasują właściwie do każdej sytuacji, wszelkich okoliczności i moich szalonych pomysłów. Mam jednak w głowie kilka projektów fotograficznych, gdzie bohaterami są mężczyźni i może uda mi się je z czasem zrealizować.

Jakie kobiety wybiera pani na bohaterki swoich zdjęć? Co jest w nich najbardziej pociągającego?

Jedynym kryterium, jakie odważyłabym się wyodrębnić to energia. Nasza wspólna. Między modelką lub modelem, a mną - fotografką. Realizuję zdjęcia, które są moim pomysłem, ale też sesje na zamówienie. Zawsze jest dla mnie bardzo ważne, abyśmy się dobrze czuli ze sobą, mieli z tego przyjemność, radość. Inaczej sesja nie ma sensu. Nie powstaną dobre czy ciekawe zdjęcia. Czasem jest tak, że do spontanicznego zdjęcia inspiruje mnie konkretna sytuacja, światło, miejsce. Czasem wymyślam jakieś zdjęcie i od razu szukam w głowie pasującej modelki/modela, a potem piszę/dzwonię i zarażam tym pomysłem. Najczęściej są to spontaniczne, bardzo szybkie sesje.

Zwróciłam uwagę na sesje zdjęciowe wykonane przez panią w zmysłowej stylistyce, przedstawiające kobiety, również pani koleżanki aktorki, w odważnych kadrach.

Nie wybrałam takiej stylistyki. Robię przeróżne zdjęcia. Także uliczne, reportażowe. Okazuje się jednak, że kobiety lubią to, jak widzę je przez obiektyw, a mnie sprawia radość pokazywanie im, jak są niesamowicie piękne, ciekawe, atrakcyjne. Bardzo często piszą do mnie kobiety, które mają ponad 35 lat i marzą o zdjęciach, które pokażą nie tylko ich wygląd, ale też ich wspaniałą, silną kobiecą energię. Jednak zawsze zastrzegam, że nie używam Photoshopa, nie odchudzam i nie pogrubiam. Nie zmieniam koloru włosów, oczu i nie nakładam makijaży. Zdjęcia są, jakie są. Staram się, aby kobieta wyglądała najpiękniej, ale dzieje się tak dzięki temu, że ona sama się tak czuje.

Małgorzata Ostrowska przyznała, że doświadczyła ageizmu
Małgorzata Ostrowska opowiedziała o dyskryminacji w zawodzie.
Źródło: serwis: Co za Tydzień

W Internecie wystawia się kobiece ciała na ocenę, której często towarzyszy hejt. Jak fotografować nagość, aby nie kojarzyła się z pornografią i nie miała negatywnego oddźwięku?

Nie zastanawiam się nad tym. To kwestia wyczucia i gustu. Albo się to ma, albo nie.

W 2004 roku wzięła pani udział w sesji dla magazynu "Playboy". Czy była pani zadowolona ze sposobu, w jaki została przedstawiona na okładce?

To była jedna z moich ról i tyle. Zdjęcia w "Playboyu" nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Są tak wyretuszowane, że właściwie ciężko stwierdzić, czy to jeszcze ja. Ale fajnie było wymyślać klimat tej sesji, a potem wcielić się w aktorkę, która pozuje do zdjęć do "Playboya". Ekipa i atmosfera były super, miejsce piękne — niestety już nieistniejący hotel Rialto utrzymany w ukochanych przeze mnie latach 20./30. XX wieku.

Poniżej aktorka Anna Iberszer w obiektywie Pauliny Holtz.

Jak postrzega pani obecnie samą siebie?

Lubię siebie. Lubię to, że moje dzielne ciało wydało na świat dwie córki, przebiegło dwa maratony, umie tańczyć, boksować, strzelać z pistoletu, dźwigać ciężary, jeździć na wrotkach, na snowboardzie, przytulać się, rąbać drewno i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy. Jest giętkie, silne i wytrzymałe. Lubię to, że zupełnie nie muszę się już podobać nikomu poza sobą. Mam masę pasji i poczucie, że jest tyle fantastycznych rzeczy, których mogę się nauczyć. Nie umiem się nudzić, wiele rzeczy mnie interesuje i nie czuję się związana z jedną, np. z aktorstwem. Dzięki temu mam oczy i umysł zawsze szeroko otwarte.

Skąd bierze się to poczucie pewności siebie i wolności (artystycznej, ale również tej życiowej)?

Kwestia wieku? Poczucia własnej wartości? Świadomość, że jedyne, o co warto w życiu walczyć, to, żeby było ono wartościowe i ciekawe. Bo mija szybko i szkoda tracić czas na sprawy czy relacje, które nas nie rozwijają, nie budują, nie uskrzydlają.

Rodzina ma ogromny wpływ na to, jak dziecko postrzega siebie w przyszłości. Bliscy mogą wspierać lub podcinać skrzydła. Jaką postawę przyjęli pani rodzice?

Moja mama zawsze była i jest wspaniale samodzielną, silną, pełną optymizmu i dystansu do świata kobietą. I nawet jeśli w różnych okresach mojego życia miałam różne przygody, to zawsze mogłam na nią liczyć. Wiem, że stoi po mojej stronie i zawsze będzie o mnie walczyć jak lwica. Zresztą mój tata tak samo. Był powiernikiem moich przygód z chłopakami, doradcą, przewodnikiem, przyjacielem. Uważam, że taka bezwarunkowa miłość rodziców to fundament na całe życie i siła napędowa do ciekawego, kreatywnego życia.

Jak w takim razie postrzega pani swoje macierzyństwo?

Staram się budować relacje z dziewczynkami na bazie wzajemnego zaufania i szacunku. Bardzo pilnuję tego, żeby miały poczucie sprawczości i odpowiedzialności za swoje działania. Chciałabym, aby czuły, że są odrębnymi bytami, że nie muszą spełnić żadnych moich ambicji ani oczekiwań. Że żyją dla siebie, a nie dla mnie czy kogokolwiek innego. Mam w domu dwie cudowne nastolatki, które oczywiście mają swoje trudności i smutki, więc jeśli chcą rozmawiać, to rozmawiamy. Jednak nigdy nie wyciągam z nich nic siłą, każdy ma swoje tajemnice. Proszę je tylko o to, aby w sytuacji, w której zagrożone jest czyjeś życie albo zdrowie natychmiast nas informowały. Chciałabym, aby prosiły o pomoc, jeśli jest im potrzebna. Mam nadzieję, że wiedzą, że zawsze mogą na nas liczyć, że zawsze stajemy po ich stronie, nawet jeśli im się noga powinie.

Jakie wartości stara się pani wpoić swoim córkom? Pytam szczególnie o te w kontekście kobiecości, postrzegania swojego ciała, radzenia sobie z kompleksami.

Nigdy nie staram się być dla dzieci wyrocznią, bezwzględnym autorytetem. Przyznawałam i przyznaję się do błędów i pomyłek. Myślę, że to jest bardzo ważne w relacji z dziećmi. Nie udawać, że się jest wszechwiedząca, bo prędzej czy później dzieci nas i tak z tego piedestału zrzucają. Obierają sobie inne autorytety, a to spadanie może być dla nas bardzo bolesne.

W kontekście kobiecości staram się im opowiadać, jak wspaniałą rzeczą jest nasze ciało, niezależnie od wyglądu. Zwracam uwagę na aspekt utrzymywania ciała w zdrowiu, dbania o nie i lubienia go za to, jakie jest dzielne i mądre. Nie narzucam im tego, jak się mają ubierać czy czesać. Akceptuję i szanuję ich wybory. Doradzam, kiedy pytają. Czasem pewnie bywam upierdliwa, proszę, aby ubrały się trochę bardziej elegancko, bo idziemy do teatru albo trochę cieplej, bo wieje lodowaty wiatr. Ale taka też niewdzięczna rola rodzica, żeby trochę tym naszym dzieciom opowiadać o świecie, uczyć. Jestem wobec nich szczera i jeśli noszą coś nie w moim guście, to mówię o tym, ale zawsze dodaję, że to, co myślą inni nie ma znaczenia. Ważne jest, aby one czuły się ze sobą dobrze. I bardzo staram się, aby wiedziały, że nie żyją po to, aby zadowalać innych. I, że życie jest tak krótkie, że szkoda je tracić na zastanawianie się, co inni myślą o tobie. Oczywiście dziewczynki są teraz nastolatkami, więc ja sobie mogę mówić, a one czują zupełnie co innego. Liczę jednak na to, że z czasem przekonają się do mojej wersji (śmiech).

Kolejna sesja zdjęciowa wykonana przez Paulinę Holtz. Na zdjęciu pozuje aktorka Marta Chodorowska.

Przeczytaj więcej:

Jacek Kawalec wokalistą w Budce Suflera. Jak rodzina zareagowała na jego decyzję? [TYLKO U NAS]

Michał Kempa do tej pory nie mówił o życiu prywatnym. Teraz zrobił wyjątek

Dawid Woskanian zwyciężył w 8. edycji "Top Model". Powiedział nam, co zrobił z wygraną [WYWIAD]

Autor: Kalina Szymankiewicz

Źródło zdjęcia głównego: Foto: Mateusz Motyczyński

podziel się:

Pozostałe wiadomości