Nawet najbardziej znani i lubiani artyści nie są chronieni przed życiowymi dramatami. Kochany przez rzeszę fanów znany muzyk Andrzej Rybiński przeżył ich w życiu sporo. Śmierć wnuka, wypadek, walka z chorobą – z tego wszystkiego wyszedł z uśmiechem na ustach i wiarą w sercu.
Andrzej Rybiński działa w branży muzycznej od ponad pół wieku. Początki jego kariery wiążą się z zespołem 2+1, następnie występował w duecie z pierwszą żoną Elizą, by ostatecznie od 40 lat kontynuować solową karierę. Jego największym przebojem jest uwielbiany przez fanów utwór "Nie liczę godzin i lat", który do dziś rozbrzmiewa na imprezach w wielu polskich domach i w stacjach radiowych. Artysta przeżył wiele ciężkich chwil.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
Muzyka
Muzyka
Andrzej Rybiński przeżył śmierć wnuka
Chociaż na zdjęciach widzimy Andrzeja Rybińskiego zawsze z szerokim uśmiechem, nie oznacza to, że życie oszczędzało mu trudnych chwil. W 2014 roku doświadczył ogromnej tragedii. Jego wnuczek Kuba zmarł w wieku zaledwie czterech miesięcy. Przyczyną była tzw. śmierć łóżeczkowa, której nikt się nie spodziewał.
Kuba był podtrzymywany przy życiu za pomocą maszyn, a wszyscy wierzyli, że przeżyje. Niestety, po dwóch tygodniach okazało się, że jego życia nie da się uratować. Rodzice dziecka, mimo niespotykanego bólu, postanowili podjąć bohaterską decyzję. Zgodzili się na pobranie organów zmarłego chłopca do transplantacji, ratując w ten sposób życie trójki innych dzieci.
Obecnie Andrzej Rybiński jest dziadkiem dwóch chłopców, którzy stanowią dla niego największe źródło radości. Artysta nie zapomina też o zmarłym wnuczku i modli się za jego duszę, szukając pocieszenia w wierze.
Miałem żal do ludzi, nie do Boga. Gdy człowiek styka się ze śmiercią ukochanej osoby, potrafi zachować się irracjonalnie. Mówi różne rzeczy, których potem może żałować. Zanim nastąpił moment fizycznej śmierci, Kubuś był podtrzymywany przy życiu za pomocą maszyn. Każdy z nas wierzył, że będzie żył. Po dwóch tygodniach oczekiwania stało się inaczej. Modlę się za jego duszę
Ślę Państwu życzenia wielu radosnych chwil na Święta Wielkanocne smacznego Święconego jajka i mokrego Dyngusa!
Posted by Andrzej Rybiński on Sunday, April 21, 2019
Andrzej Rybiński cudem ocalał w wypadku samochodowym
Śmierć wnuka to nie jedyna tragedia, jaka spotkała muzyka. W 2019 roku Andrzej Rybiński miał wypadek samochodowy. Dramatyczne zdarzenie miało miejsce na drodze S7 koło Kielc. Wraz z żoną Jolantą wracał z wakacyjnego pobytu w Zakopanem do Warszawy.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, rozległ się ogłuszający huk, a samochód, którym podróżował Andrzej Rybiński, uniósł się w powietrze, kierując się w stronę barierki oddzielającej pasy dwóch kierunków jazdy. W chwili wypadku to właśnie artysta siedział za kierownicą pojazdu. Mimo że jest doświadczonym kierowcą, zawsze przestrzega przepisów i jeździ ostrożnie, tym razem nie zdołał uniknąć niebezpieczeństwa.
Jednak niezwykła determinacja i refleks piosenkarza pomogły mu w poradzeniu sobie z krytyczną sytuacją. Dzięki umiejętnościom i chłodnej głowie udało mu się opanować rozpędzony samochód i skierować go w sposób umożliwiający uniknięcie katastrofalnej kolizji z barierką.
Mimo że pojazd był kompletnie zniszczony, pasażerowie wyszli z wypadku bez poważniejszych obrażeń. Andrzej Rybiński jest przekonany, że dzięki boskiej opiece udało mu się uniknąć tragedii. Jako głęboko wierzący człowiek w jednym z wywiadów wyznał, że czuje obecność Boga, która zapewniła mu bezpieczeństwo w tych dramatycznych okolicznościach.
Andrzej Rybiński wygrał walkę z chorobą
Kolejny dramat Andrzej Rybiński przeżył pod koniec 2021 roku. Muzyk podczas pandemii zachorował na COVID-19 i jego stan okazał się poważny. Choroba zmusiła go do długiego pobytu w szpitalu, gdzie toczyła się zacięta walka o jego zdrowie.
Miesiące spędzone w szpitalu były dla Andrzeja Rybińskiego niezwykle trudne. Jego ciało walczyło z wirusem, a on sam doświadczał fizycznego osłabienia i bólu. Jednak mimo tych wyzwań, artysta odnalazł w sobie niezłomną siłę i determinację, by powrócić do zdrowia i kontynuować swoją artystyczną misję.
Po długotrwałej hospitalizacji Andrzej Rybiński wreszcie zdołał pokonać chorobę i wyjść ze szpitala. Był to dla niego niezwykły moment, który pokazał, jaką wartość ma dla niego życie i jak ważne jest wsparcie innych ludzi. Pomimo wielu niepewności i pesymistycznych prognoz ze strony lekarzy, artysta nie tracił nadziei. Energia płynąca od bliskich i fanów odgrywała kluczową rolę w jego powrocie do zdrowia. Artysta podzielił się wstrząsającymi wspomnieniami z tych trudnych chwil w rozmowie z serwisem Aleteia.
Ciężko to przeszedłem. Przez miesiąc leżałem w szpitalu. Wielu ludzi modliło się za mnie, znajomi księża sprawowali mszę w intencji powrotu do zdrowia. Minęło półtora miesiąca od wyjścia ze szpitala, a ja mogłem wyjść na scenę i zagrać koncert. A byłem już po drugiej stronie. Lekarze mówili bliskim, by brali pod uwagę różne scenariusze, też najgorsze. Dobra energia płynąca od innych jest bardzo ważna. Wiara została dziś nieco zepchnięta na margines, ale to część naszej kultury! Dla mnie stanowi istotny element życia.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.
Czytaj też:
- Elton John dał występ życia na Glastonbury. Muzyk pożegnał się z fanami
- Idealne dania na wesele latem. Magda Gessler poleca te potrawy
- Lana Del Rey wybuczana na koncercie. Fani oburzeni zachowaniem piosenkarki
Autor: Kamila Jamrożek
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA