Mateusz "Big Boy" Borkowski o diagnozie sprzed lat. "Ty za dwa, trzy lata umrzesz"

Mateusz "Big Boy" Borkowski
Mateusz "Big Boy" Borkowski o życiu, miłości i uśmierceniu
Źródło: X-News
Mateusz "Big Boy" Borkowski jest gwiazdorem programu "Gogglebox. Przed telewizorem". W rozmowie z Dagmarą Olszewską z serwisu cozatydzien.tvn.pl opowiedział o swojej fenomenalnej przemianie, miłości, uśmierceniu, nowym hobby i najdziwniejszych prośbach, za które oferowano mu pieniądze.

W "Gogglebox" komentuje to, co widzi na ekranie. Program przyniósł mu na tyle dużą rozpoznawalność, że teraz sam często odpowiada na komentarze z zewnątrz. Jaki naprawdę jest Mateusz "Big Boy" Borkowski? 

Mateusz "Big Boy Borkowski" - plotki o śmierci

Dagmara Olszewska, cozatydzien.tvn.pl: Niedawno w mediach społecznościowych pojawiła się fałszywa informacja dotycząca Twojej śmierci. Jak zareagowałeś na te doniesienia? 

Mateusz "Big Boy" Borkowski: Pierwsze doniesienia zaczęły się pojawiać w sobotę, około godziny 20. Zobaczyłem jakieś jedno zdjęcie w internecie, ale je zignorowałem. Potraktowałem to jako głupi żart i w ogóle się tym nie przejmowałem. Zazwyczaj w soboty odcinam się od mediów, odpoczywam, ładuję baterie. Ale w okolicach godziny 22:00 zacząłem dostawać wiadomości od przyjaciół i rodziny. Coraz więcej osób dzwoniło, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Jestem przyzwyczajony do tego, że ludzie mnie krytykują, hejtują, wylewają swoje frustracje i żale, ale uśmiercenie to było zupełnie coś innego. Martwiłem się o to, co pomyślą moi rodzice, ale wiedziałem, że nie używają Facebooka, więc prawdopodobnie ten dziwny żart do nich nie dotrze. Zadzwoniłem więc w niedzielę rano, wszystko opowiedziałem i uspokoiłem, że jestem cały, zdrowy i bezpieczny. Śmialiśmy się z tej całej sytuacji, no bo co nam innego pozostało?

Czy wiesz kto, albo z jakiego powodu stworzył taką plotkę?

Nie wiem i nie mam na to pomysłu. Informacje były publikowane na różnych, niezależnych od siebie grupach społecznościowych. Za każdym razem z innego konta. Wiadomość tak szybko się rozpowszechniała, że nie byłem w stanie znaleźć jej źródła. Wyjaśniłem tę sytuację w swoich mediach społecznościowych, moi najbliżsi wiedzą, że żyję. Uważam sprawę za zamkniętą. 

"Hotel Paradise". Klaudia El Dursi o znajomościach z uczestnikami

"Gogglebox. Przed telewizorem" - jaki jest Big Boy?

Jak wyglądało twoje życie przed programem "Gogglebox. Przed telewizorem”?

Moje życie wygląda tak samo jak przed programem. Prowadzę rodzinny interes w centrum Kielc, hurtownię, w której handlujemy różnymi rzeczami przeznaczonymi do przemysłu. To biznes, który mój tata otworzył w 1991 roku, ja jestem jego wychowankiem, wszystkiego mnie nauczył. Zarówno mentalnie, jak i zawodowo. Codziennie chodzę do pracy, na zakupy, jeżdżę na rowerze, spotykam się ze znajomymi. Jestem zwykłym, normalnym gościem z normalnym życiem, który czerpie z niego garściami i kocha każdą chwilę.  Jeśli coś zmieniło się w moim życiu to to, że jestem bardziej rozpoznawalny i moje zdanie, przekonania, wiara w różne rzeczy mogą odbić się echem na innych osobach. Pewnie gdybym nie wystąpił w programie, nikt nie zwróciłby uwagi na moje decyzje. Teraz muszę tylko delikatniej dobierać słowa.

Od kilku lat należysz do świata show-biznesu. Jaka była najdziwniejsza plotka, którą o sobie przeczytałeś?

Bardzo zaskoczyło mnie, gdy usłyszałem o sobie, że uczęszczałem do seminarium i planowałem zostać księdzem. Słyszałem też, że jestem masonem, który zmienia świat i nie szanuje nikogo i niczego. To oczywiście totalne bzdury. Ja jednak tego nie weryfikuję, nie walczę z wiatrakami. Jedna plotka puszczona w eter jest nie do zatrzymania. Niech każdy sobie myśli tak, jak chce. Moi najbliżsi, przyjaciele, rodzina i moja kobieta najlepiej mnie znają. Mnie te plotki nie ruszają i to chyba nigdy się nie zmieni. Wiem, jakim jestem człowiekiem. Umiem rozgraniczyć swoje życie prywatne i publiczne. Poza mną i moimi najbliższymi nikt nie wie, jaki jestem i chyba też nigdy się nie dowie. 

Skąd pojawił się pomysł na udział w programie "Gogglebox"?

Całe moje życie to jest seria niefortunnych zdarzeń. Pewnie dlatego, że zawsze działam bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Jestem zadaniowcem, jeśli mam coś do zrobienia, po prostu to robię. Jeśli to nie wyjdzie — wyciągam z tego wnioski, jeśli wyjdzie, to idę dalej po swoje. Spotkałem Marka Morusa, który powiedział mi o castingu do programu i namówił na wystąpienie. Potem jeszcze druga osoba wspomniała mi o produkcji i tak stwierdziłem, że to może droga dla mnie. Chciałem zobaczyć co z tego będzie, potraktowałem to jako przygodę. I udało się, ludzie polubili nasz format, chcą nas oglądać, sprawiamy im radość i odciągamy ich myśli od smutnego, szarego świata. Najfajniejsze w "Gogglebox" jest to, że nadal żyję swoim życiem, program nie zdominował mojej prywatności.

Metamorfoza Big Boy'a z "Gogglebox"

Jak wyglądał dzień, w którym postanowiłeś całkowicie zmienić swoje życie?

Szczerze mówiąc, nie pamiętam tego dnia. Byłbym hipokrytą, gdybym opowiadał teraz niestworzone historie, jak natchnęła mnie myśl o zmianie życia na lepsze. To był po prostu moment, kiedy pierwszy raz poszedłem do lekarza. Pani doktor uświadomiła mi, w jak wielkim szambie się znalazłem. To było w kwietniu 2015 roku. Ważyłem już bardzo dużo i zauważyłem, że moje życie jest już w bardzo złym stanie. Zaczynałem mieć problemy z wykonywaniem prostych czynności. Nawet poruszanie się sprawiało mi trudność. Stwierdziłem z dnia na dzień, że muszę coś z tym zrobić. Poszedłem do lekarza, zacząłem się starać, zrobiono mi szereg badań. Znalazłem w internecie polecaną klinikę. Tam lekarz wyłożył mi wszystkie karty na stół i to chyba mną najbardziej wstrząsnęło. Powiedział prawdę po żołniersku, prosto w oczy: "Słuchaj stary, Ty za dwa, trzy lata umrzesz. Ważysz 250 kg, serce ci stanie, upadniesz, nawet nie będziesz wiedział kiedy. Szkoda życia". Wracając z kliniki, zatrzymałem się na stacji benzynowej i nie byłem w stanie się odezwać. W mojej głowie kotłowały się tysiące myśli. Zrozumiałem, że wpadłem w szambo i czuję już jego dno. Postanowiłem, że teraz lecę po swoje, zmienię swoje życie na lepsze. Obecnie ważę 73 kilogramy. 

Myślisz, że zdecydowałbyś się na swoją przemianę gdyby nie program?

Oczywiście, że tak. Moja przemiana nie miała związku z obecnością w programie. Długo trzymałem to w tajemnicy. Cały proces rozpoczął się w 2015 roku. Później, w ramach przygotowania do operacji, miałem założony specjalny balon w żołądku, żebym mniej jadł, przyzwyczaił się do mniejszych porcji i przygotował się do operacji. I po pół roku, 5 lipca poddałem się operacji. Po zabiegu, przez wakacje byliśmy poza sezonem "Gogglebox", więc widzowie mnie nie widzieli. Wróciłem na spokojnie do formy, uczyłem się jeść, próbowałem wypracować nowy schemat życia. Zakopywałem stare życie i nawyki jak najgłębiej — dosłownie i w przenośni. Gdy przyszedł wrzesień, bardzo szybko zaczęło mnie ubywać. Powróciły też jesienne nagrania do programu, więc nie byłem w stanie dłużej utrzymywać mojej zmiany w tajemnicy.

Dlaczego początkowo nie chciałeś obnosić się ze swoją przemianą? 

Tutaj nie ma drugiego dna. Chciałem przez to przejść samodzielnie, nie słuchać rad, dopingowania, to na mnie nie działa. Ja muszę sam sobie usiąść, przemyśleć, poukładać plan działania. Postanowiłem, że o operacji i zmianie stylu życia na zdrowy opowiem w odpowiednim dla siebie momencie.

Zdarza się, że masz ochotę wrócić do starych, złych nawyków?

Nie ma takiej opcji. Życie jest za piękne i za kolorowe, żeby wracać do złych nawyków. Powrót do przeszłości rozważę tylko wtedy, gdy będziemy mówić o kultowym filmie. Żadnego innego nie biorę pod uwagę. 

Porozmawiajmy o uczuciach i związkach. Osoby z nadwagą lub otyłością często narzekają, że trudno im budować relacje.

Ciężko mi się w tym temacie jednoznacznie wypowiedzieć. Gdy ważyłem najwięcej w swoim życiu, byłem w związku, miałem dziewczynę, z którą łączył mnie związek psychiczny i fizyczny. Zresztą, nigdy nie miałem problemów z nawiązywaniem kontaktów. Nie byłem playboyem, podrywaczem, ale z łatwością nawiązywałem znajomości. Teraz mamy taki świat, że wszystkim zagląda się do kieszeni. Wiele osób zwraca uwagę na wygląd, status społeczny. Nie dziwi mnie więc, że osoby z otyłością mogą być w jakiś sposób oceniane. Ludzie, którzy odbiegają od powszechnie znanych kanonów mody, mogą mieć więc problem z pokochaniem kogoś, siebie i staniu się kochanym.

Dziś jesteś zakochany?

Jestem w związku ze wspaniałą kobietą. Dążymy do wspólnych celów, kochamy się, chcemy być ze sobą na dobre i na złe. Wypracowaliśmy związek partnerski, pełen zaufania i jestem bardzo zadowolony z tego, jak to wygląda. Reszta niech zostanie naszą tajemnicą.

"Big Boy" o najdziwniejszych ofertach 

Popularność przyniosła większe zainteresowanie płci przeciwnej? Dostawałeś niemoralne propozycje?

Nie chcę tutaj szpanować i się lansować, ale faktycznie mnie to dotyczyło. Po tym jak schudłem, zainteresowanie kobiet wobec mnie znacznie wzrosło. Piszą kobiety, chcą się umawiać na kawy, herbaty. Ja nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań. Odmawiam takim paniom, jest mi bardzo miło, ale nie umawiam się, nie robię tego typu rzeczy. Zwłaszcza że teraz jestem w związku z kobietą, którą bardzo kocham, która jest wspaniałym człowiekiem. Umawianie się przez internet z kimś, kogo nie znam, nigdy nie było w moim stylu i pewnie już nie będzie. Ale zainteresowanie kobiet jest spore.

Jaka była najdziwniejsza propozycja, którą ci złożono?

Otrzymałem propozycję od mamy jednej z fanek programu "Gogglebox". Zaproponowała mi 30 tysięcy złotych i pokrycie kosztów dojazdu, noclegu, wyżywienia i zakupów ubraniowych w zamian za to, że pójdę z jej córką na studniówkę. Otrzymuję też prośby o możliwość kupienia moich skarpetek majtek, koszulek. Z zastrzeżeniem, żeby rzeczy nie były wyprane. To zdarza się nagminnie i niezmiennie wywołuje u mnie szok. Ludzie chcą kupować ode mnie naprawdę różne, czasami dziwne rzeczy. Proszą o to, żebym sprzedał im obrus, który mam w domu, kubki, które były w odcinkach, garnki. Zdarza się też, że dostaję zaproszenia jako osoba towarzysząca na wesela. 

Czy czujesz się inspiracją dla innych? 

Jestem, dostaję masę takich wiadomości, że jestem inspiracją, bo mój postęp był naprawdę duży. Ludzie przysyłają mi swoje zdjęcia, pokazują metamorfozy. To wspaniałe i jestem za to bardzo wdzięczny. 

Jak myślisz, czym zajmowałbyś się obecnie, gdybyś nie trafił do programu?

Moje życie wyglądałoby tak samo. Codziennie rano wstawałbym o 6:30, wychodziłbym do firmy. Dzwoniłbym do mamy, żeby obgadać wszystkie tematy związane z księgowością firmy, dzwoniłbym do swoich kontrahentów. Wracałbym do domu, jadł obiad, jeździł rowerem, oglądał programy przyrodnicze. Świat bardzo mnie interesuje i myślę, że to nie zmieniłoby się nigdy - czy byłbym w programie, czy nie.

Jaką masz pasję lub zainteresowania o których nikt nie wie?

Kocham robić zakupy. Znam wszystkie wymiary swojej dziewczyny. Wiem, jaki ma rozmiar butów sportowych, a jaki szpilek. Nosi inny rozmiar bluzek dziennych a inny eleganckich. Uwielbiam chodzić na zakupy, kupować przez internet. Na mój adres kurier przyjeżdża codziennie. Ja sobie to przymierzam, oceniam, zostawiam albo odsyłam. Kocham marki skateboardowe, teraz ubieram się w rzeczy mocno nasycone kolorem. Ale kocham też modę haute couture. Wiem, kto jest dyrektorem kreatywnym danego domu mody. Jeszcze kilka lat temu miałem ponad 300 par butów. Teraz mam ich dużo mniej, pozbyłem się niemal całej kolekcji. W tej chwili w domu mam ok. 50 par butów, w których naprawdę chodzę.

Pochwalisz nam się, ile kosztował Twój najdroższy modowy nabytek?

Najdroższa rzecz w mojej garderobie to buty, Nike Jordan, które w tej chwili są warte może ok. 30 tysięcy. Były stworzone we współpracy z Diorem, które zaprojektował Kim Jones. Te buty posiadają jedynie najwięksi celebryci tego świata. Dawid Beckham, Barack Obama, Travis Scott. Mnie udało się je kupić przez przypadek, gdy byłem na szybkim wyjeździe w Londynie. Do tej pory nie wiem, jak te buty znalazły się w sklepie. Wcześniej były produkowane na specjalne zamówienie, wyłącznie dla największych nazwisk świata. A mnie udało się je kupić. Myślę, że w Polsce jest nas, szczęśliwych posiadaczy tych butów, naprawdę niewiele. 

Druga moja perełka modowa to także buty. Te są warte pewnie ok. 20 tysięcy. W żadnej z tych par nigdy nie chodziłem. Otworzyłem tylko delikatnie pudełko, żeby je obejrzeć. Buty są zalaminowane i czekają na swój czas. Traktuję je jako inwestycję. Ale od razu muszę sprostować, nie jestem kolekcjonerem. Kiedyś potrafiłem wstawać w nocy, czekać jak na szpilkach na unikatową kolekcję z ograniczoną możliwością zakupu. Teraz już tego nie robię. W temacie butów jestem spełniony. 

Jakie masz teraz plany na siebie? Jakie marzenia i cele chcesz zrealizować?

Teraz oddałem się nowej pasji - jeździe na rowerze. Bardzo dużo jeżdżę, interesuję się tym tematem. Tata zaraził mnie pasją do kolarstwa szosowego. Kiedyś nie rozumiałem, jak może to oglądać, teraz sam na bieżąco wszystko śledzę. Szykuję się nawet do amatorskiego wyścigu kolarskiego, który odbędzie się w maju we Francji. To będzie dla mnie pierwsza tak poważna, sportowa impreza. Wezmę w niej udział dla samego siebie, traktuję to jako spełnienie marzeń. 

Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie tu:

Autor: Dagmara Olszewska

Źródło zdjęcia głównego: X-News

podziel się:

Pozostałe wiadomości