17 maja 2023 roku życie Justyny Kowalczyk całkowicie się zmieniło. W wieku 38 lat zmarł jej ukochany mąż i ojciec dwuletniego Hugo. Alpinista zginął w lawinie tuż po zdobyciu szczytu góry Jungfrau, w Szwajcarii. Sportsmenka w jednym ze swoich internetowych wpisów po tragedii wyznała, że chce żyć i spędzać z synem czas tak, jak nauczył ją partner. Jednym z dowodów, że stara się ten plan sumiennie realizować jest ostatnie zdjęcie na jej instagramowym profilu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo:
Justyna Kowalczyk wyjechała z synem do Grecji
Tuż po pogrzebie Kacpra Tekielego, Justyna Kowalczyk opublikowała w mediach społecznościowych część mowy pożegnalnej, którą chciała wygłosić. To właśnie w niej wyznała, że zamierza iść przez życie w taki sposób, by jej syn był szczęśliwy i wiedział, jak wyjątkowym człowiekiem był tragicznie zmarły alpinista.
"Będziemy żyć tak, jak Kacper nas nauczył. Nauczył nas, że trzeba żyć, bo życie jest za krótkie, żeby się przejmować pierdołami. Będziemy zdobywać góry" - napisała.
Justyna Kowalczyk od kilku tygodni systematycznie udowadnia światu, że podąża tą myślą. Wraz z synkiem zdobywa bowiem szczyty, zwiedza świat i stara się przeżyć żałobę na swój, terapeutyczny sposób. Niedawno wyjechała do Grecji. Biegaczka narciarska opublikowała nawet zdjęcie synka, który wspina się po niewielkich skałach na tle Akropolu.
"Genów nie oszukasz" - napisała wymownie pod zdjęciem.
Justyna Kowalczyk opublikowała treść mowy pogrzebowej
Pogrzeb Kacpra Tekielego odbył się 30 maja na Cmentarzu Oliwskim w Gdańsku. Podczas pierwszej części świeckiej ceremonii poruszającą mowę wygłosiła Justyna Kowalczyk. Jak zaznaczyła, słowa kieruje do zebranych żałobników, a nie ukochanego męża, ponieważ z nim, miała okazję się pożegnać.
"Nie będę mówić do Kacpra, bo my żeśmy sobie wszystko mówili. Dziwne to jak na sytuację, ale ja wiem wszystko, co chciał mi powiedzieć. On też, jeśli miał ten ułamek sekundy, by zrozumieć, co się dzieje, wiedział, że odchodzi bardzo kochany. Będę więc mówić o nim do was. Ostatnią karkołomną wspinaczkę Kacper miał zrobić 07.09.2021 w Krakowie. Kilka dni wcześniej urodził się Hugo. Miał okazję przytulić się do naszego chłopczyka, do mnie nie. Przepisy antycovidowe. Przyjeżdżał do szpitala każdego kolejnego dnia, stał pod balkonem i z czwartego piętra rozmawiałam z nim przez telefon. Bardzo mu uwierało to, że nie mógł mnie przytulić, podziękować. Bardzo. Kacper, jak Kacper, wysłał mi po kilku dniach sms, że dziś się do mnie będzie wspinał. Budynek otynkowany, czwarte piętro. Trochę średnio. Na szczęście w ciągu pół godziny otrzymałam również wiadomość, że możemy wyjść ze szpitala. Ostatnią jego karkołomną wspinaczką była Direttissima na Mięguszu. Przebiegł ją wręcz. Nie myślcie, że to był szczyt jego możliwości - wysłał w tym czasie do mnie z 10 smsów. Wrócił do domu nieswój. Niby sukces, ale przytulił się i powiedział, że już tak nie chce. To było ponad dwa lata temu. Uwierało mu to trochę, ale przez te ostatnie dwa lata więcej razy się wycofywał, niż robił, co zaplanował. Zmienił się. Wolał ze mną biegać częściej. Wyjść z Hugotkiem przerzucać kamyczki. Cieszyło mnie to w duchu, choć teraz myślę, że może lepiej by było, gdyby pozostał przy tych karkołomnych wyczynach, bo wtedy czekał zawsze na warunki idealne itd. Nie zginąłby na Gubałówce swoich umiejętności. Ba, nawet by nie pomyślał, by tam pójść. Przecież byłam tam w szóstym miesiącu ciąży" - mówiła.
Później Justyna Kowalczyk wróciła pamięcią do przygotowań przed ostatnią, jak się później okazało, tragiczną w skutkach wyprawą.
"Kacper był świetnie przygotowany do swojego projektu: doskonały fizycznie, doskonały merytorycznie. O profesjonalizmie coś tam wiem i podziwiałam ten profesjonalizm kacprowy z zapartym tchem. Wydawał się ten projekt idealny dla niego. Mogliśmy być z nim (nie chciał się rozstawać na dłużej niż tydzień, stąd decyzja o zaprzestaniu wyjazdów w Himalaje). Będziemy wspierać, jak umiemy. Będzie wychodzić na te czterotysięczniki normalnymi drogami. Bez stresu i napinki. Bez żadnych rekordów, o których gdzieś niedawno słyszałam. Przecież on Uelgo Stecka uwielbiał, uważał za półboga. Nie śmiałby myśleć, by być szybszym od niego. Tylko śniegu było tej wiosny znacznie więcej niż wcześniej. Decyzja o zmianie planu była bliska. Miałam zaplanowany wcześniej wylot do Polski na kilka dni. Więc Kacper wymyślił, że jeszcze spróbuje kilka tych łatwych szczytów zdobyć, na trudniejsze z mocnymi szczelinami itd. poumawiał się z innymi ludźmi, żeby nie iść samemu. Już mu nie pomogą. Tatuś odbierał mnie i Hugotka z lotniska w Balicach. Gdy dojeżdżaliśmy do Kasiny, Kacper najpewniej odszedł. Wiedział, że jestem w najbezpieczniejszym miejscu. Pewnie takich małych niecek nawianych śniegiem, jak ta, która spowodowała wypadek, minął w swoim życiu dziesiątki, nieświadomy zagrożenia" - dodała.
Justyna Kowalczyk podziękowała też tym, którzy szybko zareagowali na jej prośby o kontakt i pomoc, oraz zorganizowali jej ostatnie spotkanie i umożliwili pożegnanie się z mężem.
"Chłopaki, to, że rzuciliście wszystko na kilka godzin po tym, jak wszczęłam alarm i ruszyliście autem do Szwajcarii, to największe człowieczeństwo, jakie mnie w życiu spotkało. Kacper zrobiłby dla was dokładnie to samo! A gdy on pakowałbym plecak ze szpejem, ja na szybko wrzucałabym do torby pieluchy i mleko, bo na pewno nie zostawiłabym go samego w takiej sytuacji. Bez względu na wszystkie plany. Dziękuję, że wszystko załatwiliście za mnie już na miejscu, gdy Kacperka odnaleziono. Byłam żoną najwspanialszego człowieka na świecie, który był ALPINISTĄ. Choć sama gór się boję (trójkowe trudności to granica mojego komfortu), to starałam się go ze wszystkich sił wspierać. Na tym moim zdaniem polega miłość. A on nie byłby taki fantastyczny, gdyby nie góry. Doceniam, że mogłam się z Nim pożegnać. Nie każda żona alpinisty ma taką możliwość. Wyjście od niego i zamknięcie za sobą na zawsze drzwi, to najtrudniejsza rzecz, jak mnie w życiu spotkała" - mówiła.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.
- arosław Boberek o pracy w dubbingu. Czy lubi postać króla Juliana?
- 10 rzeczy, których nie wiesz o filmie "Sami swoi". Dlaczego autor scenariusza wróżył mu klapę?
- Ewelina Flinta była nazywana "polską Janis Joplin". Jak potoczyło się jej życie?
Autor: Dagmara Olszewska
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA