Małgorzata Saramonowicz o życiu ze stwardnieniem rozsianym. "W chorobie nie ma nic romantycznego"

Małgorzata Saramonowicz
Małgorzata Saramonowicz opowiedziała o stwardnieniu rozsianym
Źródło: MWMEDIA
Małgorzata Saramonowicz opowiedziała o życiu z nieuleczalną chorobą. Dziś dzieli życie na sprzed diagnozy i po niej. "Stwardnienie rozsiane, rak, czy cokolwiek innego — nie ma w nich nic romantycznego. Żadnego bohaterstwa" — twierdzi i tłumaczy, jak mimo to odnajduje sens życia.

Pisarka i scenarzystka, związana z filmem sercem, duszą i ciałem. Dziś długie godziny biegania po planie zdjęciowym Małgorzata Saramonowicz wspomina z rozrzewnieniem. Ograniczenie ruchu jest dla niej tym bardziej bolesne, że to właśnie z nim wiąże doświadczanie świata. Piesze wycieczki i ulubione sporty, którymi żyła przez długi czas, zastąpiła jednak innymi zajęciami i dzięki nim jest w stanie odnaleźć szczęście.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Gwiazdy podczas "Biegu po nowe życie". Wspierają transplantologię

Małgorzata Saramonowicz opowiedziała o życiu ze stwardnieniem rozsianym

Diagnozę usłyszała 9 lat temu, po dwóch długich latach poszukiwań źródła niepokojących objawów. Dwa kolejne dopasowywano farmakoterapię. Tyle czasu bez leczenia stwardnienia rozsianego mocno spustoszyło organizm scenarzystki. Pojawiły się nieodwracalne zmiany, wśród których ta najbardziej dokuczliwa — ograniczenie możliwości poruszania się o własnych siłach. Małgorzata Saramonowicz przyznaje, że stopniowa utrata sił i rezygnacja z kolejnych atrakcji, ze względu na stan zdrowia, mocno uderzyły w jej psychikę.

"Najpierw odkryłam, że nie przejdę 10 kilometrów, potem pięciu, następnie dwóch" — wspomina w rozmowie z "Vivą!".

Zdradziła też konkretny przykład. Kilka miesięcy temu Małgorzata Saramonowicz wybrała się na wymarzoną wycieczkę po Rzymie. Pierwszego dnia pisarce rzeczywiście udało się przejść 2 km piechotą. Niestety jej ciało odchorowywało wysiłek aż do końca wyjazdu.

"Dotarłam do Hiszpańskich Schodów, fontanny di Trevi, Panteonu. Do hotelu musiałam wrócić taksówką. Po czym dwa dni leżałam w łóżku. A potem… trzeba było już wracać. Takie momenty załamują" — tłumaczy.

Małgorzata Saramonowicz najbardziej w życiu bała się, że zachoruje

Małgorzata Saramonowicz przyznaje, że los okrutnie z niej zadrwił. Odkąd jako nastolatka po raz pierwszy usłyszała o stwardnieniu rozsianym i skutkach, jakie wywołuje, myśl o zachorowaniu była jej największym lękiem. Być może dlatego, że jako dziecko patrzyła na chorobę bliskiej osoby. Mama chorowała na demencję i raka.

"Obserwowanie, jak choroba ją [mamę — przyp. red.] degraduje, sprowadza do elementarnych odruchów, upokarza. Moja własna choroba stała się transgresyjnym doświadczeniem w życiu. Szokującym" — mówi.

Choć, jak twierdzi, nigdy nie pogodziła się z chorobą, Magorzata Saramonowicz nauczyła się z nią żyć. Nie romantyzuje cierpienia i czuje się dzięki niemu szlachetniejsza. Stara się ją przetrwać najlepiej jak to możliwe.

"To trudny proces. Po prostu w chorowaniu, czy to jest stwardnienie rozsiane, rak, czy cokolwiek innego, nie ma nic romantycznego. Żadnego bohaterstwa" — przekonuje.

Stworzyła więc przestrzeń, w której może poczuć się jak najbardziej komfortowo. Otacza się bliskimi, rodziną, ukochanymi psami, ma ogródek, ogrom książek i filmów, kiedy może stara się gotować.

"Chodzi o to, żeby nie znieruchomieć. Jeśli znieruchomieję, zniknę" — podsumowuje.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale nadal trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie tutaj.

Czytaj też:

Autor: Martyna Mikołajczyk

Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA

podziel się:

Pozostałe wiadomości