Renata Kaczoruk: "Przemoc należała do norm systemu, w którym dorastałam"

Renata Kaczoruk w szczerym wywiadzie
Renata Kaczoruk w szczerym wywiadzie
Źródło: MWMEDIA
Renata Kaczoruk po kilku latach znów pojawiła się w mediach. Modelka wzięła udział w programie TVN "Przez Atlantyk". Widzowie mogli oglądać jej zmagania podczas rejsu, a także dowiedzieć się o szczegółach z jej życia. Teraz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską dla cozatydzien.tvn.pl Renata Kaczoruk powiedziała nieco więcej o relacji z siostrą, chłopakach i założeniu rodziny.

Renata Kaczoruk w programie "Przez Atlantyk"

Aleksandra Czajkowska, serwis cozatydzien.tvn.pl: Co pomyślałaś, kiedy usłyszałaś propozycję wzięcia udziału w programie?

Renata Kaczoruk: Zastanawiałam się przez moment, bo wiedziałam, co to dla mnie oznacza. Wiedziałam, że jest to powrót do mediów po bardzo długiej nieobecności, więc nie była to dla mnie banalna decyzja. Pomyślałam, że to nadeszło w bardzo dobrym czasie. Miałam też poczucie, że to i tak by w pewnym momencie przyszło, musiałabym stanąć przed takim wyborem, bo coś tam pozostało niezamkniętego. To była okazja do mówienia o działaniu w obszarze zdrowia psychicznego, dbałości o nie. Czułam się na to wszystko gotowa, już w dużo bardziej świadomy sposób niż poprzednio. Jednocześnie propozycja trafiła na moment, w którym potrzebowałam się na chwilę zatrzymać i przemyśleć parę rzeczy, przebudować plany. Czułam, że potrzebuję przestrzeni i oderwania, żeby wpuścić do głowy świeże powietrze. Spojrzałam na rzeczy z oddalenia, otworzyłam się na zupełnie nowe scenariusze. Miałam przestrzeń, żeby sobie poukładać rzeczy, które przerabiałam przez ostatni rok, a nawet ostatnie lata i móc o tym opowiedzieć. A te dały mi inne spojrzenie na siebie, z dbałością o mój dobrostan.

Projekt brzmiał bardzo sprzyjająco temu wszystkiemu — rozmowom, podsumowaniom, nabraniu dystansu. To nie trwa kilka dni, zdjęcia trwały łącznie miesiąc, a to jest taki czas, w którym można naprawdę uwolnić się z nabudowanych nawyków i kołowrotka myśli. Poczułam, że cieszę się na to i powinnam za tym pójść. Oczywiście był to kosmiczny projekt i nie mogłam dokładnie przewidzieć, czego się mogę po nim spodziewać (śmiech). Ale to element tej zabawy. Właśnie to, że nie był oczywisty, sprawiało, że nie mogłam go tak lekko zignorować.

Nie bałaś się tego wyzwania? To jednak 3 tygodnie na 30 m2. Znałaś pozostałych uczestników?

Byłam ciekawa. Zachęciło mnie, że płynie z nami Natalia, lubię jej wrażliwość, jej twórczość. Nie znałam prawie nikogo, ale taki mix wydawał się intrygujący. Ciekawa byłam zamysłu reżyserskiego. Najbardziej zastanawiałam się nad warunkami, tym, że ta łódka jest tak mała. Wiedziałam, że załoga jest wybitna, więc nie miałam obaw związanych z bezpieczeństwem. Wcześniej też planowałam podobną trasę z moimi przyjaciółmi, tylko na większej jednostce, miało być nas też czworo, nie 12… (śmiech). Natomiast sama idea bardzo mnie pociągała już dużo wcześniej. Co prawda swój patent zrobiłam jako 15-latka, więc czułam się, jakbym była nowicjuszem.

Czyli miałaś już jakieś doświadczenie w tym temacie?

Ostatni raz wzięłam udział w rejsie na łódce sportowej na Morzu Północnym, gdy miałam niecałe 20 lat. Potem zdarzały się jakieś epizody, ale nie miałam wielu okazji na prawdziwe pływanie, więc tak sobie to przypominałam i to było bardzo przyjemne.

Czego można się o sobie nauczyć w takim programie?

Na pewno jest to swego rodzaju eksperyment na samym sobie. Ja się dowiedziałam, że czuję się bardzo komfortowo z innymi, nawet w takiej ciasnocie. Oczywiście, czasami potrzebujesz się wyciszyć, ale tu przede wszystkim chodziło o hałas i o brak cienia. Pod pokładem było gorąco, na pokładzie paliło słońce, ciężko było gdzieś się ukryć. Wychowałam się w niewielkim mieszkaniu, aż do wyprowadzki dzieliłam pokój z siostrą. Mam troje rodzeństwa, wiec czy to u mamy, czy taty, czy u dziadków — zawsze siedzieliśmy sobie na głowie (śmiech), dlatego byłam do tego przyzwyczajona i łatwo było wejść w ten rytm.

To jest naprawdę kwestia komunikacji, uważności. Okazało się, że bardzo dobrze mi to zrobiło i bardzo mi tego brakowało. Ponownie przekonałam się też, że nie panikuję, że stać mnie na dużo wewnętrznego spokoju. Niewiele było takich momentów, które wyprowadzały mnie z równowagi. A przecież było sporo powodów do stresu. Przyjmowałam je z cierpliwością i nie wyprzedzałam faktów. To bardzo mnie ucieszyło. To dla mnie bardzo ważne, daje mi poczucie wewnętrznego oparcia i zaufania do siebie.

Widzowie zwrócili uwagę na twój spokój i opanowanie, a były jakieś momenty, kiedy miałaś po prostu dość?

Fizycznie było mi ciężko, kiedy zaczęły się upały. Było to bardzo trudne, miałam obawy, czy to się nie skończy dla kogoś udarem słonecznym. Trudne były też dla mnie sytuacje konfliktowe, chciałam je jak najszybciej wyjaśnić, żeby oczyścić atmosferę. Pomagało mi, gdy mogłam się schować na chwilę i pomedytować lub nawet poczytać, żeby się skontaktować ze sobą. Bardzo lubię w sobie tę umiejętność autoregulacji, przywracania siebie do równowagi. Bardzo wyraźnie pamiętam czas, lata temu, kiedy mój wewnętrzny bufor spadł do zera. Wtedy nauczyłam się rozpoznawać, co mnie niszczy i chronić przed tym.

Renata Kaczoruk o przemocy

Mówiłaś w programie o komunikacji, o tym, że byłaś w swoim życiu parę razy adresatem przemocy. Trudno było powiedzieć to na ekranie?

Nie jest łatwo o tym mówić. Przemoc należała do norm systemu, w którym dorastałam — żeby zdać sobie z tego sprawę, musiałam przejść długą drogę. Umniejszałam powadze tych zdarzeń. Właśnie dlatego uważam, że to bardzo ważne, żeby o tym mówić, by inni mogli się zorientować, w czym funkcjonują, w jakiego rodzaju relacjach, mechanizmach. Zbyt wiele widzę tego rodzaju zachowań na co dzień, właściwie wszędzie. Uczymy tego kolejne pokolenia... dlatego mam potrzebę o tym mówić. Chciałabym, żeby nasza świadomość w tym temacie rosła, a akceptacja społeczna dla przemocy, szczególnie psychicznej, malała. Nie było łatwo powiedzieć o tym w telewizji, bo był to program rozrywkowy, ale jednocześnie może właśnie tam to jest najbardziej nośne i potrzebne.

W Polsce coraz więcej osób podejmuje trudne tematy, m.in. w kwestii zdrowia psychicznego. Mówiłaś tu o drodze, jaką przeszłaś, że uczyłaś się to nazywać. Zachowania, o których wspominałaś, pojawiły się w konkretnym momencie życia czy pojawiały się w różnych sytuacjach?

Niesiemy za sobą wzorce z dzieciństwa, czasem udaje nam się nauczyć je później rozpoznawać, żeby potrafić przerwać ten wzorzec w dorosłym życiu. Nie wpadać w takie relacje. Moim zadaniem jako dorastającej dziewczyny było nauczenie się rozpoznawania tego i chronienie się przed tym. Nauczenia się tego, w jaki sposób stawiać granice tak, żeby osoba, która stosuje przemoc, nie rozpoznała w nas potencjalnej ofiary.

Mówiłaś, że w czasie pandemii zmagałaś się z depresją. Wiele osób w tym czasie dzieliło się podobnymi wyznaniami, mówili, że pandemia wpłynęła na nich negatywnie pod kątem zdrowia psychicznego. Jak się to objawiało u ciebie?

Nie ukrywam, że tego doświadczyłam, natomiast nie chciałabym o swoim osobistym doświadczeniu opowiadać więcej niż potrzeba. Pandemia depresji zaczęła się przed pandemią koronawirusa. Statyki wzrastają przez ostatnie dziesiątki lat dramatycznie. Pandemia koronawirusa, która nas zamknęła w domach, dała nam o tym silnej znać, zauważyć jako problem masowy i go adresować. Mieliśmy też większy kontakt ze sobą, mniej dystraktorów — łatwiej to było rozpoznać. Temat nabrał wyrazistości, ale problem zaczął nasilać się dużo wcześniej. Pandemia nie zawsze była główną przyczyną wystąpienia objawów, ale my zaczęliśmy pochylać się nad tym, alarmować. Psycholodzy mówili o tym wcześniej, ale nikt ich nie słuchał. Wiele osób pozornie świetnie radziło sobie np. w pracy, a tak naprawdę borykały się z depresją. Kiedy tego wyjścia do pracy zabrakło, zaczęło im to bardziej doskwierać. Sama zauważyłam, że gdy wcześniej (od lat) mówiłam o zdrowiu psychicznym, rzadko kto temat podejmował, nie spotykał się z dużym zainteresowaniem. Wraz z początkiem pandemii diametralnie się to zmieniło.

Jak pandemia wpłynęła na twój zawód? Ciągle w mediach jesteś przedstawiana jako modelka.

Modeling już dawno nie jest moim zawodem. Karierę pełnoetatowej modelki zakończyłam, chcąc studiować. To była moja świadoma decyzja. Poza dwoma latami tuż po maturze, na walizkach, traktowałam modeling jako zajęcie part time. Pozwalało mi się to utrzymać, pozostać niezależną i realizować swoje projekty w różnych krajach i to było wspaniałe. Przez ostatnie lata od czasu do czasu robiłam kampanie, które mnie interesowały.

Renata Kaczoruk o siostrze

Twoja siostra również porzuciła już ten zawód?

Moja siostra zrezygnowała z modelingu dużo wcześniej ode mnie. Po dwóch latach podjęła decyzję, że nie chce się tym zajmować. Również pragnęła studiować. Ten zawód wymaga ciągłej pracy nad sobą. Dla mnie jest to w pewien sposób naturalne, że dbam o siebie i prowadzę skrajnie zdrowy tryb życia. Nigdy nie utrzymywałam wymiarów dla pracy, tylko dla siebie. W moim domu panowała duża świadomość na ten temat, moja mama miała dużą wiedzę w tym zakresie, więc ja swoje nawyki żywieniowe wyniosłam z domu, ale także dbałość o "czystość myślenia" jak to mówiła moja mama.

W jednym z wywiadów wspomniałaś, że z siostrą jesteście podobne, do tego stopnia, że mogłaś napisać za nią sprawdzian na jednej z lekcji. Bardzo dużo osób was myliło. Tak jest do tej pory?

Mamy różne style życia, aczkolwiek cały czas jesteśmy mylone. Agata ma długie włosy, więc troszkę jest łatwiej. Zdarza mi się, że kiedy pojawiam się we Wrocławiu, ktoś macha do mnie, zaczepia i zaczyna rozmawiać, myśląc, że jestem Agatą, ale już coraz rzadziej (śmiech). Łapię się na tym, że kiedy jestem bardzo szczęśliwa, zrelaksowana, to uśmiecham się identycznie jak moja siostra, robię identyczne miny. Często słyszę od innych: "o wyglądasz na tym zdjęciu dokładnie jak twoja siostra". Tego podobieństwa nie da się podrobić.

Masz jeszcze młodszą siostrę. Kontakt z nią jest inny niż z siostrą bliźniaczką?

Na pewno nie porównywałabym w kategorii lepszy — gorszy. Z pewnością jest inny. Z siostrą bliźniaczką przeżyłam 17 lat w jednym pokoju i razem z nią zaczynałam karierę, przez pierwszy rok mieszkałyśmy w jednym pokoju. Mamy wyjątkowe porozumienie. W podstawówce, gdy jedna zaczynała zdanie, druga często kończyła. Nie musiałam nic mówić, żeby ona mnie zrozumiała i wzajemnie.

Czyli nie byłyście przeciwieństwami pod tym względem?

My jesteśmy przeciwieństwami w wielu obszarach, ale bardzo dużo mamy podobnych rzeczy np. wartości. Obie niezależnie wybrałyśmy psychologię na studia, obie wybrałyśmy ten sam temat maturalny, nie komunikując się ze sobą. Dowiedziałyśmy się o tym po trzech miesiącach. Podobali nam się ci sami faceci (śmiech). Mamy bardzo podobny temperament, obie uwielbiamy tańczyć do upadłego (śmiech). Podobnie widzimy rzeczy, natomiast wiele nas tez różni światopoglądowo.

Powiedziałaś o podobnym guście do mężczyzn. Czy w związku z tym zdarzały się jakieś zabawne sytuacje?

Oczywiście, że tak (śmiech). Bardzo wcześnie w swoim życiu ustaliłyśmy, że ta z nas, która pierwsza powie, że jakiś chłopak jej się podoba, ma do niego prawo dożywotnio. Czyli jeśli siostra wskazała mi chłopaka, to nawet gdyby wydawało mi się, że to mój przyszły mąż, to tematu nie było.

I zawsze to tak działało?

Tak, pamiętam, że podobał mi się bardzo pewien chłopak, ale siostra zdążyła mi przekazać, że jej też się podoba i nawet jeśli nie nawiązali jakiejś relacji albo już ją zakończyli, to nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby się z nim umówić.

Czyli są to faktycznie dożywotnie zasady (śmiech)?

Tak, to jest na całe życie (śmiech). Absolutnie nieprzekraczalne, zdarzało się tak, że jakiś chłopak się pomylił albo jedna z nas nie była zainteresowana i zainteresował się drugą, ale już nigdy nie mieli szans, zostawali spisani na straty. Jeżeli ktoś pomylił mnie z moją siostrą to koniec, w ogóle nie było rozmowy (śmiech). Ale nie spotkałam się z tym, żeby rzeczywiście ktoś, kto był we mnie zakochany, nas pomylił. Rozpoznawał czy to jestem ja, czy moja siostra po sposobie poruszania się, po głosie, prawdziwych niuansach.

Renata Kaczoruk chciałaby założyć rodzinę

W programie mówiłaś, że jako dziecko miałaś trzy domy i bardzo chciałabyś założyć rodzinę, że czujesz gotowość na jakiś przełom. To jest nadal aktualne?

Zawsze tej rodziny chciałam, ale podchodzę do tematu śmiertelnie odpowiedzialnie. Jestem opiekuńcza. Ale ze względu na własne doświadczenia nigdy nie podjęłabym decyzji o dziecku pochopnie lub pod wpływem nacisku. Byłam już kiedyś bardzo blisko podjęcia tej decyzji, ale gdy tylko wyczułam jakieś zagrożenie, natychmiast się wycofałam. Czuję się mocno odpowiedzialna za moje potencjalne dzieci. Nie stworzę rodziny, dopóki nie będę w stanie zapewnić im bezpiecznego, kochającego i dbającego domu. Żeby miały odpowiednie warunki do rozwoju, nie napotykały na trudności, na które napotykałam sama i żeby czuły, że są kochane. Jasne, że bym tego chciała, ale to nie może być temat na zachcianki, tylko to musi być wynik silnej, zdrowej relacji.

Mam wrażenie, że jednak nie wszyscy się tym kierują. Mówiłaś, że czujesz się wolna od presji. Doświadczyłaś jej kiedykolwiek? Żyjemy w społeczeństwie, w którym od dojrzałej kobiety wręcz wymaga się założenia rodziny, posiadania męża i dzieci.

Ja nawet nie słyszę tych uwag, mam tak silne stanowisko w tej sprawiedliwości. Takie sugestie do mnie nawet nie docierają. Mnie to nie dotyczy, to należy do osób, które to wypowiadają. Myślę, że jest silny schemat, w którym kobieta powinna szukać męża i mieć dzieci. Zabawne, że osobiście spotkałam się z czymś przeciwnym — moja babcia zawsze chciała, żebym przede wszystkim była niezależna, uważała, że jestem bardzo zdolna i chciała, żebym stawiała na karierę. Pamiętam też lekcje filozofii w liceum, kiedy powiedziałam, że moim marzeniem jest założenie rodziny (może dlatego, że sama nie miałam takiego pełnego domu, więc miałam tego silne pragnienie). Mój nauczyciel był bardzo oburzony. Od razu pomyślał, że to wynikało z naszych kulturowych oczekiwań, mówił, że tak nas się kształtuje, że myślę zgodnie z przypisaną społecznie rolą kobiety. I ja go rozumiałam, bo często jest to wdrukowane, ale to wtedy było moje.

Jasne, panuje takie przekonanie, że dopóki się nie "ustatkujemy", nie wydajemy się stabilni, dorośli. Ma to pewien sens, bo jesteśmy zwierzęciem stadnym i potrzebne nam jest plemię — społeczne wsparcie. Życie w pojedynkę, w pewnej izolacji jest trudne i nam nie służy. Ale idee plemienia można realizować w różny sposób. To, co mnie przeraża to to, że kobiety czują nacisk, że muszą do pewnego wieku zdążyć, znaleźć partnera i posiadać to dziecko… a to jakie będzie w stanie mu stworzyć warunki, jakie to dziecko będzie miało rodzinę, jakie perspektywy, to schodzi na drugi plan. Dla mnie ta odpowiedzialność jest na pierwszym planie. Choć mimo że jestem na te oczekiwania dość impregnowana, to na pewno miałam taki czas strachu, że "Boże, a jak nie zdążę?", ale podjęłam taką decyzję, że nic na siłę. Ja wzrastam, ciągle się uczę. Jeszcze nie było "tego" momentu, ale jestem na to otwarta.

Powiedziałaś na początku naszej rozmowy, że czułaś, że moment powrotu do mediów, do show-biznesu kiedyś nadejdzie. Odeszłaś z niego kilka lat temu, po głośnym medialnym rozstaniu. To było tego powodem?

Ja wcześniej nie znałam tego świata, wychowałam się bez mediów, potem prowadziłam życie, mieszkając w różnych miejscach na świecie, nie śledziłam naszego rynku, nie obserwowałam show-biznesu. Nie wiedziałam, że wskakuję na głęboką wodę. To, jak to się wydarzyło, mi nie posłużyło, nie byłam na to gotowa, nie wiedziałam, jak z tym postępować. Moje nazwisko żyło niezależnie ode mnie i mnie to po prostu niszczyło. Moi bliscy nie rozumieli, jak w tym można funkcjonować bez szkody dla siebie, bez poczucia sprawiedliwości? Ale zdobyłam jakąś wiedzę, doświadczyłam tego i już nie jestem tak zupełnie zagubiona i bezradna jak wtedy. Myślę, że wiem, jak w tym pozostać w porozumieniu ze sobą, więc to było zupełnie inne wyznanie. To nie jest tak, że ja się wiążę z show-biznesem z powrotem. Miałam coś do zamknięcia, i to nie jest tak, że już tu zostanę. Będę działała zgodnie z moim wewnętrznym głosem. Jeśli czuję, że coś mnie ekscytuje, ciągnie, to robię to z radością, a jeśli nie, to odpuszczam. Jestem wolna, czuję się wolna, cieszę się z tego co robię, z programu "Przez Atlantyk", natomiast nigdy nie zrobię niczego wbrew sobie i czegoś, co miałoby wpłynąć na moje życie negatywnie. Nic za wszelką cenę.

Jesteś teraz szczęśliwa?

Bardzo. Jestem w dobrym miejscu, jestem bardzo spokojna, cieszę się na to, co podejmuję. Mam różne plany, nie chcę dużo o tym mówić, bo to trwa, ale buduję swój startup, narzędzie z obszaru zdrowia psychicznego i czuję, że moja misja się spełnia i bardzo mnie to rozwija. Ma sens, jest to potrzebne w świecie. Mam powody do radości, małego pieska, wspaniałych przyjaciół.

Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Autor: Aleksandra Czajkowska

Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA

podziel się:

Pozostałe wiadomości