Marianna Gierszewska kończy karierę. Nam mówi o przełomowym momencie. "Mówiłam do mamy, żeby mnie zabiła"

Przełomowy moment Marianny Gierszewskiej. "Mówiłam do mamy, żeby mnie zabiła"
Marianna Gierszewska, jako młoda aktorka zagrała ramię w ramię z Agatą Kuleszą, Joanną Kulig, Dawidem Ogrodnikiem, Andrzejem Sewerynem czy Łukaszem Simlatem. Dziś wie już, że mimo obiecująco zapowiadającej się przyszłości, nie będzie kontynuować kariery. Czuje, że ma do zrobienia coś ważniejszego, bo niewyobrażalne cierpienie, przez jakie przeszła jeszcze jako dziecko, uzbroiło ją w narzędzia, dzięki którym może pomóc innym.

Gdy inni przeżywali najważniejsze chwile nastoletnich uniesień, ona błagała mamę, by zakończyła jej cierpienia. Ból, spowodowany wrzodziejącym zapaleniem jelita był tak dotkliwy, że Marianna Gierszewska była gotowa na wszystko, by tylko się od niego uwolnić. W ramach ostateczności zaproponowano operację wyłonienia stomii. Nikt nie wytłumaczył 18-latce, na czym to dokładnie polega. Gdy się obudziła, wiedziała, że była to jedna z lepszych decyzji w jej życiu. Wtedy zaczęła żyć na nowo i do dziś korzysta z niego bez ograniczeń!

Martyna Mikołajczyk: Spotykamy się w momencie, w którym zawodowo bynajmniej nie próżnujesz i o dziwo nie mówię tu o aktorstwie. Słyszałam, że ten temat jest już zakończony. Co się wydarzyło? To nie była twoja droga?

Marianna Gierszewska: Na pewno moją drogą nie było takie aktorstwo, powiedzmy, klasyczne, czyli kończenie szkoły teatralnej i pójście do zawodu. Ja ze szkoły teatralnej zrezygnowałam, ale cały czas grałam. Był "Rojst", była "Pułapka", druga część "Pułapki" i kolejna część "Rojsta", który zresztą będzie miała swoją premierę w przyszłym roku. W międzyczasie granie w teatrach. To nie było tak, że to nie kwitło, natomiast dla mnie czas covidu, szczerze mówiąc, był takim czasem, gdzie ja zrobiłam sobie krok w tył od aktorstwa.

Zaczęłam pisać, dużo pisałam, wyciągnęłam swoje stare notatki, przemyślenia, refleksje i zaczęłam też pisać na Instagramie, na swoich social mediach i ponieważ ja sama w trakcie choroby przez wiele lat pracowałam nad sobą różnymi metodami, zaczęłam też robić bardzo różne warsztaty o ciałomiłości, samomiłości, komunikacji, samoakceptacji, to później zaczęłam dostawać wiadomości, czy jest możliwość jakiejś długotrwałej współpracy ze mną, czy robię warsztaty, czy coś piszę, no i za tym poszłam.

Jak podglądam twoją pracę na Instagramie, to ujmuje mnie za każdym razem, jak bardzo biegła jesteś w temacie relacji międzyludzkich. Zastanawiam się, skąd wzięło się u ciebie to zainteresowanie. Czy mogę wnioskować, że własne doświadczenia pchnęły cię do dalszych poszukiwań?

Mam bogatą drogę za sobą. Bogatą w takim sensie, że trudną. Zaczynając od życia prenatalnego, gdzie między rodzicami było trudno i moja mama rozważała przerwanie ciąży ze mną, aż po doświadczenie rozwodu rodziców, mobbing w szkole, sytuacje zagrożenia życia, czteroletniej choroby na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. W moim życiu było naprawdę dużo i myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że nie siedziałabym tutaj dzisiaj, bo nie wiem, czy bym w ogóle przeżyła, gdybym nie stawała do regularnej pracy ze sobą.

Tą pracę ze sobą zapoczątkowała tak naprawdę moja mama, która widziała, co się ze mną dzieje i jak wiele trudnych emocji mną przewodzi w życiu. Całe życie ze sobą pracowała, terapeutyzowała się i korzystała z różnych metod. To mama była tą, która w obliczu mojej choroby powiedziała Marianka stop, musimy coś zrobić, bo to ile masz lat, a to jak chorujesz i to przez co przechodzisz, to jest w ogóle nieproporcjonalne do twojego wieku.

Dalszy ciąg wywiadu poniżej.

Jak dowiedziałaś się, że twoja mama rozważała terminację ciąży?

Nie od mojej mamy. Dowiedziałam się pierwszy raz na terapii czaszkowo-krzyżowej. Choć "dowiedziałam się" to chyba nie jest dobre określenie. Wybrzmiała taka informacja od terapeutki - zapytała mnie, czy zostałam kiedyś uderzona w tył głowy, bo coś tam "ciekawego" mam.

No ale ja nigdy nie miałam takiej informacji, żebym dostała w tył głowy. I tak od słowa do słowa ona zapytała się mnie, jak ja się mam z kobietami, a ze mnie naturalnie wyszło, że mam takie wrażenie, że kobiety mnie raczej próbują usuwać. I jak powiedziałam to zdanie, to ono bardzo mnie zatrzymało i zaczęłam płakać.

Porozmawiałam z moją mamą i ona opowiedziała mi całe bardzo trudne okoliczności, które panowały i przy niej i w ogóle w związku między mamą a tatą. Okoliczności interpersonalne, ekonomiczne, psychiczne, fizyczne, bardzo dużo trudnego było wtedy w ich partnerstwie, ale też w ogóle przy mojej mamie, patrząc też na to, co ona przeżyła jako dziecko.

Mama mi opowiedziała taką bardzo szeroką, długą historię, której clou było takie, że rzeczywiście był moment, w którym mama się zastanawiała, w którą stronę skręcić, czy przerwać, czy nie przerwać tej ciąży.

Twoja choroba, wrzodziejące zapalenie jelita grubego, to było praktycznie twoje dzieciństwo. Decyzję o wyłonieniu stomii podjęłaś sama?

Nie. Powiedzmy, że okoliczności mnie do tego przymusiły. Przez prawie cztery lata byłam na każdym możliwym leczeniu, na każdym możliwym lekarstwie. Ja byłam chodzącą po prostu tablicą Mendelejewa. Miałam każdy możliwy skutek uboczny lekarstw, szczególnie przy sterydach. To było bardzo trudne, bo ja wtedy dopiero co zaczynałam liceum. Opuchnięta buzia, wypadające włosy, łamiące się paznokcie, miesiączka, która się zatrzymała na prawie dwa lata, gdzie kiedy ja chodziłam do endokrynologa, do ginekologa, to usłyszałam, że mogę nigdy nie zajść w ciążę, mogę nigdy nie mieć już dzieci, bo moje hormony były tak pogubione.

I jak nie zadziałało kolejne i kolejne leczenie, to ostatnią deską ratunku, tak naprawdę już kiedy groziła mi perforacja, była operacja. To było dla mnie zaskoczenie, bo ja nawet sama nie wiedziałam, co to znaczy stomia, czy wyłonienie stomii, usunięcie jelita grubego, ale zdecydowanie była we mnie gotowość na to, żeby nie żyć w takim bólu, bo na tamten czas dla mnie każdy kolejny dzień życia w takim bólu i przy takich dolegliwościach to w ogóle nie było życie i ja też o tym mówiłam, zresztą nie raz, jak siedziałam na toalecie trzydziesty piąty raz danego dnia i się zwijałam z bólu na toalecie, to ja niejednokrotnie mówiłam do mojej mamy, żeby mnie po prostu zabiła, bo to było nie do zniesienia.

Pamiętam, że jak się wybudziłam po operacji i tak zajrzałam pod kołdrę i zobaczyłam ten woreczek, który dosłownie jest wielkości mojej dłoni, to moja pierwsza myśl to było "o to było tyle krzyku, to dlatego ja się przez cztery lata męczyłam po trzydzieści, czterdzieści razy na dobę na toalecie, gdzie w pewnym momencie leciała ze mnie sama krew i ropa"?

Jako osiemnastolatka ze stomią miałaś takie myśli, jak będzie wyglądać twoje życie uczuciowe, czy w ogóle znajdziesz miłość?

Właśnie to jest ciekawe, że czułam się nareszcie atrakcyjna. Paradoksalnie, no bo jak to z rozciętym brzuchem, z wielkimi bliznami, ze stomią, co też nie jest oczywistym codziennym widokiem, no to jak nareszcie atrakcyjna? Tylko że jeżeli porównamy dziewczynę, która nigdzie nie mogła wyjść, bo co piętnaście, dwadzieścia, trzydzieści minut lądowała w toalecie, dziewczynę, która chodziła przygarbiona, bo wyprostowanie się bolało, brzuch bolał, dziewczynę, która była kompletnie odcięta od życia towarzyskiego, bo nie mogłam do niego w żaden sposób przynależeć, jeżeli sobie porównamy dziewczynę, która nie mogła jeść większości produktów, nie mogła pić większości rzeczy, no i przede wszystkim, jeżeli sobie porównamy dziewczynę, która ważyła trzydzieści cztery, trzydzieści pięć kilo, była skórą i kośćmi, nie miesiączkującą, suchą, zapadniętą, właściwie to ja byłam po prostu chodzącą śmiercią, to te dwa obrazy mają ogromny kontrast.

Ja, taka zaczynająca przybierać na wadze, cera, skóra, oczy, włosy, wszystko się stawało nawilżone jak przyszła ta stomia i waga, która zaczęła się odbijać i ciało, które zaczęło mieć kolor i sprężystość, oczy, które zaczęły błyszczeć i uśmiech, który zaczął być żywy, to był tak wielki kontrast. Po wyłonieniu stomii naprawdę się czułam, że nareszcie żyję, a skoro żyję, to teraz wreszcie z tego życia mogę skorzystać.

Jakbym zapytała cię o taki moment przełomu w twoim życiu, to jaki obraz masz w głowie?

To powiedziałabym zdecydowanie operacja wyłonienia stomii, bo przy tym zdarzeniu moje życie dzieli się grubą kreską na to, co przed i to, co po. Z jednej strony to, co przed zawierało w sobie głównie takie słowa jak smutek, śmierć, żałoba, żal, ból, choroba, niechęć, niechęć do życia. Natomiast po operacji wyłonienia stomii się pojawiło szczęście, życie, witalność, sprawczość, wdzięczność, nadzieja, miłość.

Jesteś osobą powszechnie znaną i zastanawiam się, czy skutki operacji przeszkadzały ci jakoś w budowaniu kariery? Czy to jakoś wiązało się z twoim odejściem od aktorstwa? Usłyszałaś kiedyś, że nie zagrasz jakiejś roli ze względu na swoją chorobę i fizyczne warunki?

Nie i to jest w ogóle super. Nigdy nie usłyszałam, że nie możemy pani wziąć, bo pani ma stomię. Częściej słyszałam, nie możemy pani wziąć, bo jest pani za niska, ruda, bo nam pani nie pasuje do postaci, do tej drugiej aktorki, czy do tego drugiego aktora, który już jest zaklepany. O stomii nigdy nie było rozmowy.

Co więcej, w niektórych produkcjach, o którym nie mogę jeszcze za wiele mówić, gram stomiczkę. Ja to odbieram jako ukłon w moją stronę, bo kto zagra lepiej stomiczkę niż stomiczka.

Spotkałaś się kiedyś z hejtem?

Tak, na różne tematy. Chyba takie najbardziej trudny komentarz, który przeczytałam, brzmiał: "ona powinna była tam wtedy umrzeć. Światu byłoby bez niej lepiej". Chodziło o operację. To było właśnie po tym, jak publicznie powiedziałam o stomii.

Twój mąż, kiedy cię poznawał, wiedział, kim jest stomiczka?

Nie, nie wiedział.

Jak to było, jak mu powiedziałaś?

Powiedziałam mu bardzo wcześnie, bo na drugim naszym spotkaniu, czy na drugiej randce. Opowiedziałam mu o historii choroby i powiedziałam, że w związku z tą chorobą i tą operacją ja mam pewne konsekwencje. Dokładnie takich słów użyłam. I on zapytał, co to znaczy. Otworzyłam wyszukiwarkę internetową i wpisałam "stomia kobieta". Pokazałam mu kilka zdjęć, jak to wygląda. Pokiwał głową i powiedział, że jeżeli dla mnie to nie jest problem, to dla niego to nigdy nie będzie i że tak naprawdę to chodzi o to, jak ja się z tym mam, a nie odwrotnie.

Dziś jesteś mamą prawie dwuletniego Ignasia. Masz dużą wiedzę na temat relacji międzyludzkich, na temat rodzicielstwa. Jak jest z praktyką? Jesteś mamą idealną?

Nigdy idealną. Nigdy idealną mamą, żoną, córką, koleżanką, nigdy idealną. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i aż ludźmi. Za 20 lat, jak popatrzymy wstecz, to zawsze będziemy mieli jakieś takie miejsce czy miejsca, w których pomyślimy, kurde, tam mogłam inaczej, lepiej.

Jest takie jedno piękne zdanie, które myślę, że my wszyscy jako rodzice możemy przyswoić, a mianowicie zawsze daję tyle, ile mam, zawsze daję tyle, ile mogę i to dotyczy każdego rodzica. Wtedy mamy kontakt ze szczęściem, bo jesteśmy w prawdzie ze sobą.

To ja ci tego szczęścia w takim razie życzę. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas także znaleźć na InstagramieFacebooku i TikToku. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas. 

Autor: Martyna Mikołajczyk

podziel się:

Pozostałe wiadomości