- Rubens jest polskim wokalistę i muzykiem wszechstronnym
- Choć z branżą związany jest od wielu lat, jako wokalista zadebiutował dopiero 2022 roku
- W rozmowie z Dominiką Kowalewska wyznał, że jego najważniejszą życiową rolą jest ojcostwo
- Rubens nie chce na razie wracać do drugiego rzędu. Skupia się na karierze solowej i już za chwilę ogłosi datę premiery drugiego krążka
- Wokalista wyjawił, czego mogą spodziewać się po jego występie podczas Top of the Top Sopot Festival
- Zapraszamy na nowy odcinek cyklu "W duszy mi gra"
Mimo że Rubens ma wieloletnie doświadczenie, dotychczas był raczej w cieniu. Jako gitarzysta współpracował m.in. z Darią Zawiałow czy zespołem Lemon. W okresie pandemicznego zamknięcia znalazł czas, by zaryzykować i stanąć przed mikrofonem. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i po pierwszej płycie, którą nominowany do Fryderyków, przyszedł czas na kolejny krążek. Rubens nie zwalnia tempa i przyznaje, że nie zamierza wrócić do drugiego rzędu.
Spotykamy się niedługo przed występem w Operze Leśnej. Podczas Top of the Top Sopot Festival weźmie udział w koncercie "Cudowne lata 90'".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Rubens o nowej płycie i ojcostwie
Co dzieje się teraz w życiu Rubensa?
Jestem trochę przepracowany w ostatnim czasie, bo gramy dużo koncertów. Kończę też płytę. Dużo zajęć finalizujących nowy album, czyli mix piosenek, master płyty, poligrafia, cała oprawa graficzna projektu.
Ten moment jest trudniejszy niż nagrywanie?
Dla mnie jest zdecydowanie trudniejszy. Znaczy, nie jest to też nie wiadomo jak trudne. To na pewno bardzo ekscytujący moment, ale oprawa graficzna to nie jest coś, w czym się czuje jak ryba w wodzie. Oczywiście mam swoje pomysły na to, jak fizyczna płyta powinna wyglądać, jakie zdjęcia chciałbym na niej zobaczyć. Ale nagrywanie, pisanie piosenek to jest coś, co jest dla mnie takim naturalnym środowiskiem, swobodnie się w tym czuję.
Jesteś bardzo samodzielnym artystą, czyli piszesz teksty i tworzysz muzykę. Ten ostatni moment, przed premierą, to czas, w którym musisz oddać stery w inne ręce. Czy to jest łatwe?
Dla mnie jest to, w kwestiach muzycznych, trudne, ale uczę się tego. Staram się na to otwierać. Tak jak wspominałaś, jestem taką Zosią Samosią, ale staram się wychodzić z tej mojej strefy komfortu i zaczynam działać z innymi osobami. Czasem idzie sprawnie, a czasem tak, że jednak wracam do tego swojego samodzielnego działania.
W pracy jesteś perfekcjonistą?
Zdecydowanie i zdecydowanie uczę się rezygnować z tego perfekcjonizmu, bo można się zapętlić w wiecznym poprawianiu, cyzelowaniu swoich nagrań. Uczę się tego, że przychodzi moment, w którym naprawdę trzeba zostawić to, co się zrobiło, mimo że mogłoby się rzeźbić w tych piosenkach w nieskończoność. Zdecydowanie wolę je wydawać.
Kim jest Rubens?
Myślę, że Rubens jest przede wszystkim ojcem dwójki wspaniałych synów, dopiero później… Chociaż, nie lubię tak rozdzielać: czy jestem wokalistą, czy tekściarzem, czy gitarzystą, czy może producentem. Zajmuję się muzyką. Ona zawsze była w moim życiu, nigdy mnie nie zawiodła i staram się też jej nie zawieść. A to, że w międzyczasie zacząłem śpiewać i pisać teksty, to chyba jest taką, tak sobie teraz myślę, naturalną koleją rzeczą.
Twoja przygoda ze śpiewaniem to trochę wypadkowa pandemii z tego, co czytałam.
Zdecydowanie. Znaczy inaczej, nie jest to wypadkową pandemii, tylko wtedy miałem dużo wolnego czasu i zacząłem robić coś, czego nie robiłem, czyli śpiewać i pisać teksty. Ten okres zamknięcia, choć dużo zabrał i wprowadził masę chaosu do naszego życia, na pewno dał mi przestrzeń do tego, żeby robić to, czego nie robiłem do tej pory.
Wcześniej myślałeś o tym, żeby zacząć śpiewać i nie było na to czasu, czy pomysł był raczej spontaniczny?
Wcześniej był pomysł na to, żebym zrobił płytę producencką. Wyszedł nawet numer z Johnem Porterem, "Skipping Over Clouds", ale wtedy nie myślałem o tym, żeby śpiewać. W pandemię to był jakiś taki ryzykancki skok w bok z mojej strony, który twa do dziś.
Taki dłuższy romans.
Dokładnie. Dzisiaj to już chyba nie romans, to długoterminowa relacja, pełnoprawny związek.
Czy to doświadczenie na różnych płaszczyznach muzycznych jakoś ułatwia ci karierę wokalną?
Sam już nie wiem. Po czasie, jak zajmujesz się muzyką ileś tam lat, ona jest twoją pracą, pasją przede wszystkim też. W sumie to pasja się przeradza w pracę i na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że to, że pisałem piosenki, produkowałem i grałem na gitarze, może w jakiś sposób ułatwiać. Ale dzisiaj już sam nie wiem, czy to ułatwia, czy bardziej przeszkadza. Mam takie momenty, w których myślę, że brakuje mi jakiejś świeżości przez to, że już tyle czasu funkcjonuję w branży.
Innym razem myślę, że mi to może pomagać. Mogę, na przykład, sam sobie wszystko nagrać, bo potrafię to robić i idzie mi to sprawnie. Mam całe techniczne zaplecze do tego: poza nagrywaniem, wiem jak rozmawiać z ludźmi, jak pracować, jakie dawać uwagi, słucham też różnych uwag. Pod tym względem na pewno jest to pomocne.
Czy przez to czujesz się muzykiem niezależnym?
Zdecydowanie tak. Miałem przyjemność oglądania kilku karier z drugiego, trzeciego rzędu i widziałem ich rozwój. Czasem szło to w dobrą stronę, a innym razem skręcało w niezbyt fajne zakamarki. Na pewno takie doświadczenia i bycie obserwatorem z tego drugiego, trzeciego rzędu przez wiele lat pozwoliło mi wyciągnąć kilka wniosków co do tego, jak nie chciałbym funkcjonować jako artysta.
Wspomniałeś o ojcostwie, które jest na pierwsze miejsce w twoim życiu. W jaki sposób kariera solowa wpłynęła na tę rolę, masz może mniej czasu, mniej uwagi?
Czasu i uwagi nie mam mniej. Muzyka jest moją pasją, jest moją pracą. Muszę pracować, wiadomo, nie jestem dziedzicem pokaźnego majątku, który mi pozwala się rozpłynąć w moim artystycznym świecie. Więc wcześniej normalnie pracowałem, zajmowałem się dziećmi, poświęcałem im czas, byłem obecny w życiu moich synów. Zmieniło się tylko to, że jestem wokalistą.
Czy moi synowie dostrzegają moją, wydaje mi się, skromną popularność? A właściwie bardziej popularność moich piosenek niż mojej osoby? Nie mam pojęcia. Nie epatuję tym za bardzo w domu. Oczywiście jak o coś zapytają: jak koncerty, jak piosenki, to im opowiadam, ale nie wtłaczam im tego mojego artystycznego, zawodowego życia do głów. Więc chyba nie za wiele się zmieniło. Zresztą, jeszcze są w takim wieku, że dużo rzeczy ich omija, ich uwaga jest zupełnie gdzie indziej. I w sumie jakby tak zostało, to by było super. Dom rodzinny to jest zupełnie inne miejsce niż scena i ja to bardzo szanuję. Mnie się podoba, że te sfery się nie przenikają.
Rubens o popularności i sukcesie piosenki "Wszystko OK". Czy czuje presję wielkiego hitu?
Wspomniałeś o tej skromnej popularności, ze skromnością zresztą, ale ona jest. Jak czujesz się z tym, że piszą o tobie media, również plotkarskie? Zdarza ci się czytać artykuły na swój temat?
Kiedyś czytałem, zaglądałem, bo to była zupełnie świeża historia dla mnie. Zszokowało mnie kilka komentarzy, zupełnie wyssanych z palca. I mocno zabolało. To było coś totalnie nowego dla mnie, coś czego nie rozumiałem. Bo jak to, przecież ja chcę piosenki wydawać, a tutaj ktoś zagląda do mojego prywatnego życia. Dzisiaj już nie czytam i chyba mnie to już na nie rusza. Ostatnio ktoś mi to podesłał, żebym sobie zajrzał. Zrobiłem to, zobaczyłem mocno krzywdzące komentarze i… totalnie to po mnie spłynęło.
Masz na myśli komentarze internautów pod artykułami?
Tak, bo sam artykuł, to wiadomo. Wiem, jak działają mniej więcej media plotkarskie. Więc same artykuły mnie nie dziwią, dziennikarze zawsze coś będą pisać, bo to jest dla nich fajne. Dla osób, o których się pisze, wydaje mi się, że mniej fajne. Chociaż, może nie zawsze.
To chyba zależy dla kogo.
Dokładnie, to chyba zależy dla kogo. Po mnie to spływa. Kiedyś mnie dotykało, dzisiaj jest zupełnie inaczej.
Teraz świat muzyki dzieli się, moim zdaniem, na takie dwie grupy: muzyków takich jak ty, którzy skupiają się na swojej twórczości i stawiają bardzo grubą kreskę między prywatnością a życiem zawodowym, oraz na tych, którzy nie mają problemu ze sprzedawaniem prywatność. Czy uważasz, też jako wieloletni baczny obserwator, że tej drugiej z wymienionych jest łatwiej np. zarobić?
Ja tego nie próbuję, więc nie wiem, ale mam wrażenie, że niektórym osobom pomaga. Każdy ma indywidualne podejście, jeżeli ktoś jest z tym spoko – nie ma problemu. Osobiście wolę inny sposób funkcjonowania w przestrzeni show-biznesowej. Staram się to oddzielić grubą kreską. Jeżeli mówimy o sukcesie, to chcę go osiągnąć tylko dzięki swoim piosenkom. Jeżeli on miałby się objawić w jakiś inny sposób, to go nie chcę.
No i ten sukces jest. Utwór "Wszystko OK" okazał się ogromnym hitem, zaczęto o tobie mówić i ludzie zaczęli cię słuchać. Jak myślisz, co jest w tym utworze, że akurat on przypadł do gustu fanom?
Wydaje mi się, że jest sporo w tej piosence troski o drugiego człowieka. Staram się patrzeć pozytywnie na nasze społeczeństwo, które wiadomo jest różne, ale mimo wszystko jest w ludziach dużo tej troski, choć nie zawsze widać to na pierwszy rzut oka. Myślę, że jest to piosenka, z którą ludzie mogą się bardzo mocno utożsamić, szczególnie po czasie pandemii.
Zresztą piosenka została wydana krótko przed inwazją Rosji na Ukrainę, więc ludzie mogli się z takim utworem o trosce utożsamić w dosyć niespokojnym momencie, niespokojnych czasach.
Czy przez stworzenie takiego hitu, czujesz jakąś presję związaną z tym, że nowy materiał musi mu dorównać?
Szczerze przyznam, że wydając pierwsze piosenki, nie miałem żadnych założeń, poza tym, że chcę je wydać. Wcześniej nie śpiewałem. Nie byłem wokalistą, który ileś lat próbował podpisać kontrakt, zdobyć słuchaczy, zawalczyć o siebie. To nie jest moja historia, u mnie to wydarzyło się bardzo spontanicznie, więc nie miałem dużych oczekiwań i robiłem to na luzie.
Trochę inaczej jest teraz, dopada mnie tak zwany syndrom drugiej płyty. Mówi się, że na pierwszy album można pracować całe życie, a na drugi — tyle, ile się pracuje, w moim przypadku dwa lata. Oczekiwania czasem mnie przytłaczają, bo to z pierwszą płytą ("Piosenki, których nikt nie chciał" – przyp. aut.) były nominacje do Fryderyków, był ogromny sukces piosenki. Czasem sobie myślałem: a co, jeśli drugi krążek nie odpali tak fajnie jak odpalił pierwszy, to co wtedy?
Teraz jadąc na ten wywiad, słuchałem nowych piosenek. Jestem na etapie układania kolejności, czyli już ostatnia prosta. Słucham tych numerów i sobie myślę: kurde, te utwory są tak blisko mnie i tak bardzo się z nimi czuję związany, że w zasadzie wszystko jest dobrze w związku z tą moją drugą płytą. Te myśli o oczekiwaniach, jakieś przytłoczenie, presja zupełnie teraz, na chwilę przed premierą albumu, odpłynęły.
Jaka będzie ta płyta?
Na pewno bardzo bliska mnie. Bardzo autentyczna tekstowo, w szczególności w tych piosenkach, które do tej pory jeszcze nie ujrzały światła dziennego. Jeżeli jest miejsce, w którym uchylam trochę tę zasłonę, która przykrywa moje życie prywatne, to, co przeżywam, to są zdecydowanie moje numery. Ta płyta to będzie Rubens bez żadnych upiększeń, wygładzeń…
Trochę nagi?
Myślę, że zdecydowanie nagi i totalnie bezkompromisowy.
Kiedy premiera? Masz już ustalone jakiś konkretny termin?
Jest konkretny termin, lada moment zostanie podany. Nie chcę jeszcze zapeszać, bo coś się może przesunąć tydzień w tą, tydzień w tamtą. Na pewno będzie to jesień 2024, czyli jesień tego roku. Już lada moment.
Jakie plany związane z promocją, na co mogą liczyć fani?
Od razu po premierze płyty wyruszam w trasę koncertową o nazwie „Kocham te miejsca”. Właśnie na płycie będzie też piosenka „Kocham to miejsce”, jest to taki numer... A może o tym później opowiem. Część albumu będzie grana live na tej trasie. Będą też oczywiście numery z pierwszej płyty, te które są najbliżej mnie i wiem, że też blisko słuchaczy.
Część artystów po wydaniu płyty odcina się na koncertach od tego co było i śpiewają tylko nowe utwory. Ty tak nie chcesz?
Nie chcę tak. Wiem, że moi fani lubią konkretne utwory. Nie zagram całej pierwszej płyty, bo jednak to jest trasa promująca drugi krążek, ale te najbardziej lubiane numery na pewno się pojawią. Zresztą w ten weekend byłem na koncercie Liama Gallaghera z Oasis, który grał 30-lecie płyty "Definitely Maybe". Z jednej strony wiedziałem, że on gra tylko numery z tego albumu, ale po skończonym koncercie sobie pomyślałem, że fajnie by było usłyszeń na koniec to "Wonderwall". Nie chcę, żeby ludzie opuszczali moje koncerty z takim poczuciem — przy okazji totalnie szanuje artystyczne decyzje Liama Gallaghera.
Rubens o miłości do Polski, pisaniu dla innych i występie na Top of the Top Sopot Festival
Wspomniałeś o piosence "Kocham to miejsce". To ważny utwór?
Jest to numer, z którego wziąłem tytuł mojej trasy "Kocham te miejsca". Piosenka, w której wyrażam swoją miłość do miejsca, w którym mieszkam, do tej szerokości geograficznej. Lubię jeździć, lubię zwiedzać nowe miejsca, kocham eksplorować miasta, ale najbardziej kocham Polskę — z jej wszystkimi wadami i zaletami. Brudne autobusy, staruszkę przy kwiatach. Dobrze się tu czuję, zawsze jestem na maksa szczęśliwy, jak wracam z jakichś wojaży w rodzinne strony. Chciałem to wykrzyczeć w tej piosence.
Zawsze tak było czy podróże uświadomiło ci, że jednak Polska to jest to najważniejsze miejsce?
Jak byłem młodszy i uważam mniej dojrzały, to poprzez filmy, jakieś legendy wyobrażałem sobie, jak totalnie niesamowite są takie miasta jak Nowy Jork czy Londyn. One są z pewnością niezwykłe, ale moje wyobrażenia było trochę nad wyraz. Ja po prostu lubię ten "slavic spirit", który my tutaj mamy. Lubię szare bloki w słońcu skąpane. Chociaż kiedyś trochę byłem obrażony na tą szerokość geograficzną, to teraz totalnie ją doceniam i kocham.
A co najbardziej denerwuje cię w Polakach?
Chyba taka łatwa skłonność do skakania sobie do gardła z powodu absolutnie najmniejszej bzdury. Takie zapalanie się na każdym kroku, bardzo agresywne. Te ostatnie lata nam pokazują, że to tak nieprzyjemnie wygląda i to mnie wkurza.
Z drugiej strony podoba mi się to, że potrafimy się w kryzysowych momentach jednoczyć. Zresztą bardzo dużo rzeczy mi się podoba tutaj, w ludziach też. To nie jest tak, że ja teraz kocham, ale narzekam (śmiech).
Wróćmy trochę do koncertowania. Dużo festiwali w tym roku za tobą i przed tobą, a niedługo występ na Top of The Top Sopot Festival. Jakbyśmy sobie zrobili taką oś czasu: gdzie na początku jest Rubens, który debiutuje jako wokalista, a na końcu Rubens, który jest spełnionym muzykiem i wokalistą, spełnionym facetem, to gdzie byś się umieścił? Gdzie jesteś w tej podróży?
Zdecydowanie jestem spełnionym facetem. Ostatnio o tym często myślę. W ferworze walki, życia codziennego, nie chcę mówić, że mamy, ale na pewno ja mam tendencję do zapominania o tym, jak jest po prostu zaj**iście. Jestem chyba trochę łapczywy też. Ciągle chciałbym więcej, lepiej, ale jak się tak rozglądam dookoła siebie, to jest naprawdę fantastycznie. Niczego mi nie brakuje, jestem spełnionym facetem, ojcem, kocham moich wspaniałych synów, jestem też spełnionym artystą. Zagrałem naprawdę w tylu miejscach przez te dwa lata. Na festiwalach, o których nigdy nie śniłem, że zagram jako solowy artysta. Niesamowite.
Inaczej jest występować jako solowy artysta niż jako członek grupy?
To są zupełnie inne doświadczenia. Zresztą już teraz, jak powiedziałem „A” i kilka kolejnych liter alfabetu przeliterowałem, to nie chcę się cofać. Możliwość wyrażania siebie poprzez teksty, poprzez moje piosenki spodobało mi się tak bardzo, że chyba zrozumiałem, że to jest to, czego mi brakowało, jak grałem na gitarze i pisałem piosenki. Dzisiaj to się dopełniło i czuję się w tym na maksa autentyczny i tą drogą chcę podążać.
Czy jest łatwiejsza? Nie jest łatwiejsza. Wiąże się z tym sporo trudu i czasem można przeczytać na swój temat coś niemiłego, czasem można zobaczyć jakieś uwagi. To jest wszystko w porządku, no nie? Na początku dotykało mnie to mocno, ale też trochę rozwijało. Dzisiaj mówię, że okej, tak jak jest. Każdy ma prawo do swojej opinii, robię swoje i tyle.
Odpowiedzialność pisania dla siebie czy dla innych jest większa?
Myślę, że dla siebie. To ja zbieram później laury albo ewentualne obelgi i negatywne opinie, więc ciężar tego wszystkiego jest na mnie i to jest zdecydowanie trudniejsze. Ale spokojnie, to nie jest też dla mnie nie wiadomo jaki wysiłek, lubię to robić i będę robił to dalej.
Nie chcesz się cofać, więc idziesz w tę stronę bycia wokalistą, ale czy jednocześnie chcesz łączyć to z pisaniem, tworzeniem dla innych, występowaniem z innymi?
Nie mówię nie, ale w Anno Domini 2024 i wydaje mi się, że przez kolejny rok chciałbym się skupić na sobie, na piosenkach, które piszę dla siebie. Nie chcę rozpraszać uwagi, energii i czasu. Może jak się wyszaleję, to kiedyś wrócę do pracy, do pisania dla kogoś piosenek albo do ich produkowania. Dzisiaj wiem, że skupiam się na swojej karierze.
Na Top of the Top Sopot Festival występujesz na koncercie w stylu lat 90., czego mogą się spodziewać widzowie?
Zaśpiewam piosenkę jednego z najwspanialszych polskich zespołów, czyli zespół Myslovitz. Będzie to piosenka "Scenariusz dla moich sąsiadów".
Jak to jest mierzyć się, podczas Top of the Top Sopot Festival, z piosenkę tak ikonicznego w Polsce zespołu, jakim jest grupa Myslovitz?
Muszę przyznać, że to zaszczyt móc zaśpiewać piosenkę jednego z najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki.
Czy te lata 90. są tobie jakoś bliskie?
Bardzo bliskie, zarówno jeżeli chodzi o polską muzykę, jaki i o muzykę zagraniczną. W 90. latach mieliśmy bardzo dużo gitar, m.in. zespół Oasis właśnie. Mam wrażenie, że, choć nieśpiesznie, mamy taki powrót i tęsknotę do tych lat. Zresztą po ogromnej tęsknocie do lat 80., do syntezatorów itd.
Może tego aż tak bardzo nie widać, ale ciągle wierzę, że ta muzyka lat 90. - trochę brudna, mocno gitarowa i taka wykrzyczana - wróci i będzie inspiracją.
Czy, a jeśli, to jakie znaczenie ma dla ciebie występ w sopockiej Operze Leśnej?
Totalnie ma to dla mnie znaczenie. Każda scena jest dla mnie ważna i do każdej podchodzę z pokorą, ale jest kilka takich miejsc, które są niesamowicie ważne w historii polskiej muzyki. Jednym z nich jest zdecydowanie Opera Leśna w Sopocie. Przechodzą mnie dreszcze, jak pomyślę o tym, kto na deskach tej sceny występował i że teraz sam tam będę śpiewał. Miałem przyjemność w zeszłym roku wystąpić, w tym roku również zaśpiewam. Mam dreszcze!
O czym marzysz?
Poza tym, że lubię robić muzykę, pisać piosenki, grać na gitarze, śpiewać itd., to dla mnie największą frajdą i jazdą bez trzymanki są koncerty. Jeżeli pytasz, o czym marzę, to marzę o wyprzedanych trasach, o salach pełnych ludzi. Już miałem możliwość tego doświadczyć. Jeżeli to się utrzyma i tak to się będzie kręcić, spełni się moje marzenie.
W tych marzeniach są też wyprzedane stadiony?
Nie wierzę, gdy ktoś mówi, że nie marzy o tym, żeby zagrać na stadionie. Każdy artysta o tym marzy, każdy! Dla mnie to raczej bardzo odległa perspektywa. Nie oszukujmy się. Po prostu chciałbym się spotykać ze słuchaczami na moich koncertach. Największą gratyfikacją za to, co robię, jest widok ludzi, którzy śpiewają moje piosenki.
Lepiej czujesz się na mniejszych, klubowych koncertach czy na większych, plenerowych scenach?
Tak samo dobrze się czuję na każdego rodzaju koncercie. Czy to jest mały, zadymiony klub, czy duża scena festiwalowa – każde z tych miejsc ma swój urok. Za to zawsze mam tak, że jak kończę sezon festiwalowy, to tęsknię za ciasnymi, dusznymi klubami. A jak kończy się grać mniejszą trasę, to pojawia się tęsknota za dużą sceną. Każde z tych miejsc, mnie kręci. Każde jest inne.
Czego pragniesz?
Teraz pragnę urlopu.
A jest w planach?
Są jakieś mgliste perspektywy na urlop. Sezon koncertowy jest teraz, sezon festiwalowy, więc ciężko... Albo zimą, albo może krótko przed trasą koncertową uda się gdzieś wyskoczyć. Chociaż na parę dni.
A masz jakieś swoje ulubione miejsce?
Jest to zdecydowanie Portugalia. Uwielbiam ten kraj, byłem już kilka razy i wszystko wskazuje na to, że jeżeli znajdę kilka dni wolnego, to znowu tam polecę.
Czego się boisz?
Boję się o moich synów. O to, że coś może im się stać, o to, że mogą zachorować. Boję się o moich bliskich.
Za czym tęsknisz?
Tęsknię za taką lekkością chłopięcych lat. Kiedy nie trzeba było myśleć o racie kredytu, o rachunkach, o ubezpieczeniu itd. Wtedy ważne było tylko to, żeby wziąć gitarę i grać, pobiegać za piłką. Mam takie momenty, mimo że naprawdę jestem spełniony i mi się wszystko podoba, że czasem tęsknię za tą beztroską.
Czy muzyka pozwala uciec w tę beztroskę?
Zdecydowanie muzyka to jest takie miejsce, taka bezpieczna przystań, która jest takim wehikuł czasu do tamtej beztroski.
Czego nienawidzisz?
Nienawidzę właśnie tego wspomnianego skakania sobie do gardeł i tego zapalania się na drugiego człowieka. Takiej nienawiści, mściwości, odwetów.
Co cię uspokaja?
Ostatnio mało rzeczy (śmiech). Co mnie uspokaja? Na pewno dobra lektura i odłożenie telefonu. Wtedy łapię taki swój spokojny czas. Staram się to robić, uczę się tego cały czas, żeby odłożyć telefon do drugiego pokoju, niestety w moim przypadku to nie działa. Mam taki patent, że zanoszę go do samochodu po prostu.
Żeby nie kusiło?
Żeby nie kusiło, tak. Nie ma telefonu, leży w samochodzie. Wracam do domu i w końcu mam spokój.
#W DUSZY MI GRA... to cykl muzyczny serwisu cozatydzien.tvn.pl, w którym artyści opowiadają o tym, co kochają najmocniej. Zdradzają, czy muzyka łagodzi obyczaje i co tak naprawdę kryje się w zaciszu ich domów. Poznaj tajemnice wielkich hitów i szczegóły zbliżających się premier.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na Instagramie, Facebooku i TikToku. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.
Czytaj też:
- Tomasz Makowiecki o życiu po talent show, nowej płycie i tacierzyństwie. "Zdarza mi się przepraszać moje dzieci" [WYWIAD]
- Natalia Lesz o córce, planach i początkach kariery. "Miejsce dla hejterów zawsze się znajdzie" [WYWIAD]
- Kasia Klich o powrocie do branży, miłości i życiu po 50. "Zaczyna się moja walka sądowa" [TYLKO U NAS]
Autor: Dominika Kowalewska
Źródło: cozatydzien.tvn.pl
Źródło zdjęcia głównego: Materiały prasowe