Kasia Klich o powrocie do branży, miłości i życiu po 50. "Zaczyna się moja walka sądowa" [TYLKO U NAS]

Kasia Klich z mężem Jarosławem Płocicą
Kasia Klich z mężem Jarosławem Płocicą
Źródło: fot. Michał Korta
#W DUSZY MI GRA... Wiosną 2002 roku jej przebój "Lepszy model" stał się ogólnopolskim hitem. Kasia Klich szturmem zdobyła polską scenę muzyczną, a piosenka już na zawsze zapisała się złotymi głoskami w historii branży. Mimo że kolejne utwory nie odbiły się tak szerokim echem w mediach, wokalistka nigdy nie przestała tworzyć, a w ostatnim czasie chce wrócić do świadomości melomanów. Co słychać u Kasi Klich? Artystka w rozmowie z Dominiką Kowalewską opowiedziała o tym, jak potoczyło się jej życie, a ponadto wyjawiła, jak radzi sobie z tym trudnym czasem, jakim dla wielu kobiet jest menopauza.

Od lat kocha tego samego mężczyznę, który towarzyszy jej nie tylko w sferze prywatnej, ale również zawodowej. Nie zeszła z wytyczonej muzycznej ścieżki, choć niektórzy już dawno pogrzebali ją jako wokalistkę. Kasia Klich nie zamierza jednak osiąść na laurach i zapowiada, że dopiero się rozkręca. W ostatnim czasie zabrała się za poezję, a w przygotowaniu jest jej solowa płyta. Co tak naprawdę działo się z wokalistką w ostatnich latach?

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

5062023_WDUSZYMIGRA_MAGDAFEMME (1)
"W duszy mi gra". Magda Femme o kulisach odejścia z Ich Troje, solowej karierze i pracy z partnerem
#W DUSZY MI GRA... Magda Femme przygodę z muzyką rozpoczynała w zespole Ich Troje. To jej wokal pokochali pierwsi fani grupy, którzy z lubością wsłuchiwali się w piosenkę "Prawo". Od tamtego momentu minęło przeszło 27 lat. W tym czasie Magda Femme rozwinęła karierę solową, ugruntowując swoją pozycję w rodzimym przemyśle muzycznym. W rozmowie z Dominiką Kowalewską wraca pamięcią do początków i zdradza, jakie ma plany na najbliższą przyszłość.
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Kasia Klich zniknęła z mediów? Nic bardziej mylnego! Co teraz robi twórczyni hitu "Lepszy model"?

W mediach co jakiś czas pojawiają się nagłówki: "Kiedyś zasłynęła utworem 'Lepszy model', co robi teraz?". Czy Kasia Klich naprawdę zniknęła?

Nie i robi to samo, co robiła: śpiewa i komponuje. I czeka na właściwy moment, bo wszystko ma swoje miejsce i czas. Raz do roku po prostu pojawia się artykuł z serii "artyści jednego przeboju". Jest to deprecjonujące i świadczy tylko o poziomie dziennikarstwa. Dlaczego nikt nie stworzy listy artystów, którzy nie mieli żadnego przeboju? Czyżby dlatego, że byłaby za długa?

Czujesz się trochę więźniem tej piosenki?

Nie, nie jestem więźniem piosenki, bo to jest bardzo dobry utwór. "Lepszy model" funkcjonuje już od ponad 20 lat. To przywilej, kiedy uda się artyście stworzyć tzw. evergreen. Wielu muzyków nigdy nie stworzy piosenki z tak długą żywotnością i, mało tego, takiej, której słowa wejdą do języka potocznego. W tym przypadku tak się wydarzyło: "zamienianie na lepszy model" stało się hasłem w różnych okolicznościach. Cieszę się, że ten utwór funkcjonuje i że sięgają po niego też następne pokolenia. Ostatnio zrobili to Młody Klakson z Mr Polską i Young Leosią. Niech to trwa, niech to żyje!

Jeśli z czymś mam problem, to z tym, że stworzyłam wiele bardzo dobrych piosenek i wystarczyłoby, żeby tzw. decydenci się nad nimi pochylali. Niestety nie jestem odosobnionym przypadkiem. Jest mnóstwo znakomitej polskiej muzyki, która nie trafi pod przysłowiowe strzechy, bo nie dano jej w mediach szansy. Natomiast miodem na moje serce są recenzje pisane przez odbiorców muzyki, poszukujących jej poza mainstreamem, w których widać, że ktoś sobie zadał trud przesłuchania płyty, a nie zrobił tylko copy paste z notki prasowej wytwórni fonograficznej.

Lubisz czytać o sobie w mediach?

Mnie w zasadzie w mediach nie ma, bo nie jestem dla nich łakomym kąskiem. Nie robię rzeczy, które mogłyby zaowocować jakimiś pierdołami w Internecie. I bardzo mi z tym dobrze. Natomiast cieszę się, kiedy coś się wydarzy artystycznego i wtedy ktoś o tym napisze. Nawet jeśli to będzie krytyka, byle konstruktywna. A to, czy ktoś będzie komentował moją wagę, czy to, że jestem stara albo z czego żyję — to nie jest mój problem.

Zawsze miałeś takie podejście do show-biznesu?

Zaczynałam w czasach, kiedy nie było jeszcze tak powszechnego dostępu do Internetu. Jak widzę, co się teraz dzieje w tej materii, to się cieszę, że startowałam w zupełnie innych okolicznościach. Zresztą, kiedy wyszedł "Lepszy model", nie mieszkałam w Warszawie tylko w Koszalinie. Więc też z racji odległości rzadko przyjeżdżałam do stolicy. Bywałam kiedyś sporadycznie na eventach, ale ostatecznie przestałam, bo nie widzę w tym sensu. Jeśli ktoś nie zaprasza mnie na wydarzenie, żebym na nim zaśpiewała i nie jestem w żaden inny sposób zawodowo związana z organizatorem, to nie widzę powodu, żeby wyjść z domu. Jak chcę się z kimś spotkać i porozmawiać, to zapraszam do mnie, albo wybieram kameralne miejsca. Od wielu lat nie tracę czasu na powierzchowne relacje i na kontakty z ludźmi, którzy mnie nie stymulują intelektualnie.

Czy myślisz, że takie podejście wpłynęło na twoją karierę i postrzeganie ciebie przez pryzmat "gwiazdy jednej piosenki"?

Nie, to jest tylko i wyłącznie wina mediów. Gdybym zrobiła jedną piosenkę, to okej, ale tak nie jest. Ale nie ma co z tym walczyć, bo jaki mam na to wszystko wpływ? Żaden. Albo ktoś się nad moją twórczością pochyli, albo nie. Nawet jeśli moje audytorium będzie małe, to nie przestanę tego robić. Mam teraz duży głód tworzenia i śpiewania. Ja się dopiero rozkręcam i to po pięćdziesiątce.

Kasia Klich
Kasia Klich
Źródło: fot. Michał Korta

Kasia Klich o zmianach po 50. i relacji z mężem

To jaka jest Kasia Klich po pięćdziesiątce?

Grubsza (śmiech).

To oznacza, że cieszysz się życiem najlepiej jak można.

Powiedzmy sobie szczerze, jestem hedonistką, jeśli chodzi o sprawy gastronomiczne. Na szczęście, mam męża, tego samego od lat, który mnie kocha w każdym wydaniu. Śmieje się, że w zdrowiu, w chorobie, w ubóstwie, w bogactwie, w pulchności i w szczupłości. To jest niezmienne: zawsze jestem piękna w jego oczach i to jest dla mnie najważniejsze.

Jak radzisz sobie ze zmianami, które zachodzą w twoim ciele?

Nie mam problemu z mówieniem o menopauzie, bo to dotyka wiele kobiet. Akurat ja próbuję sobie z tym radzić pod kontrolą lekarza, bez terapii hormonalnej. Na szczęście mogę, ale wiem, że niektóre kobiety przy swoich objawach po prostu nie dałyby rady. Pojawiają się uderzenia gorąca, wszystko mnie irytuje. Tutaj ukłony dla mojego męża, bo dzielnie to znosi. Wiadomo, ciało się zmienia po 50. Zazdroszczę facetom w tej kwestii. Oni się mogą starzeć z godnością. Jak im podbródek wiotczeje, to sobie brodę zapuszczą. A ja nie zapuszczę, bo mam problem i nie rośnie (śmiech).

A jaki masz stosunek do medycyny estetycznej?

Nie mówię nie. Absolutnie uważam, że wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem, że nie zaczynasz grzebać za wcześnie i nie pompujesz się jak dzika, bo później tak patrzysz na te dziewczyny i myślisz: matko z córką! One są identyczne. Jak z jednej matrycy. No, ale to ich wybór. Niech sobie każdy robi, co chce. Sama jestem po trzech operacjach nosa.

Czemu aż trzech?

Jako dziecko miałam wypadek. Przewróciłam się centralnie na buzię i sobie z nosa zrobiłam miazgę. Pierwszą operacją było prostowanie przegrody nosowej. Nie wiem, ile miałam lat, może około 30. Jak mi wyprostowali tę przegrodę, to w końcu zaczęłam oddychać normalnie. Zniknęła nosowa barwa głosu i przestałam mieć problemy z gardłem. Wcześniej ciągle chorowałam. Druga operacja była typowo plastyczna, bo nos ciągle źle wyglądał. Zawsze jak szłam na wywiady, to mówiłam: słuchajcie, wolę z tego konkretnego profilu. Widać było dużą asymetrię. No i tym razem też się nie udało. Udało się dopiero za trzecim podejściem. Pamiętam jak TVN Style do mnie zadzwoniło: pani Kasiu, czy pani chce sobie coś poprawić na oczach milionów? Zgodziłam się. Trafiłam wtedy na doktora Szczyta.

Jakie to było doświadczenie, takie trochę obnażenie się na oczach widzów?

Ja nie widziałam tego programu.

Nie obejrzałaś tego programu?

Nie.

Nie kusi? Dlaczego?

Nie kusi. Nie wiem, co tam pokazali czy był blur jakiś zrobiony, czy tam było widać wszystko. Ale później pisały do mnie dziewczyny i pytały, jak wrażenia, jak rekonwalescencja. U mnie goiło się to błyskawicznie. Po operacji nie miałam żadnych siniaków, jedynie na lewej powiece miałam fioletową kreskę, jakbym ją zrobiła eyelinerem. Ale to jest zawsze indywidualna cecha organizmu.

Wspomniałaś o mężu, no lat razem jesteście już...

W tym roku stuknie dwadzieścia cztery!

Jak wam się udało?

To jest mój najlepszy przyjaciel, którego nie tylko kocham, ale też lubię. Moim zdaniem to jest właśnie powód sukcesu w związku, że jest oparty na głębszej relacji. To nie jest tak, że my sobie spijamy z dzióbków i zawsze jest wspaniale. Też czasami się pokłócimy, ale to wszystko jest na chwilę. My nie mamy cichych dni, nawet jak się mocno pokłócimy, to mija dziesięć, piętnaście minut i się śmiejemy. To są wszystko takie pierdoły, naprawdę szkoda tracić czas. Kiedy moje koleżanki pytają, dlaczego nam się udaje, odpowiadam im: bo rozmawiamy. Kobiety i mężczyźni są trochę innej konstrukcji. My mamy duże oczekiwania i myślimy, że facet się wszystkiego domyśli. Nie, trzeba się komunikować. Chcesz, żeby coś zrobił? Masz jakieś oczekiwania? To powiedz, nie czekaj. To nie jest jasnowidz.

Jesteś aktywna w mediach społecznościowych, publikujesz zabawne nagranie, których bohaterem jest również twój mąż. Jak internauci reagują na te filmy?

Zawsze wszyscy się śmieją. U nas nie zobaczysz stylizowanych zdjęć, że siedzimy przy kominku i pijemy grzane wino. Zawsze są jakieś jaja, bo my tacy jesteśmy. Nie będę koloryzować rzeczywistości, w której żyję. Jestem do bólu normalna i zwyczajna. Mam potworny kredyt, pewnie jak wielu ludzi w tej chwili. Za chwilę się zaczyna moja walka sądowa. Wszystkie oszczędności, zarobione pieniądze ładujemy w spłacanie kredytu, który naprawdę urósł nam do niebotycznych rozmiarów.

Mówisz o kredycie frankowym?

Tak. Uprzedzając tych, co powiedzą, że sama tego chciałam. Nie, tak nie było. Zostałam do tego zmuszona przez bank, który nie chciał mi dać kredytu w złotówkach. Powiedziano mi, że przy wolnym zawodzie dostanę kredyt we frankach, który jest wspaniały. A ja się nie znam na bankowości. Jakby ktoś z banku przyszedł do mnie na lekcję śpiewu, proszę bardzo, jestem w stanie udzielić porady i powiedzieć, czy ktoś się nadaje, czy nie. Jeśli się zwracam fachowca w jakiejś dziedzinie z prośbą o poradę, to ufam, że chce dla mnie jak najlepiej. Okazuje się, że nie. Dlatego łączę się w bólu ze wszystkimi, którzy to przeżywają. Ale to też sprawia, że najnormalniej w świecie nie stać mnie na to, żeby śmigać na Malediwy i robić sobie zdjęcia na huśtawce. Ja i tak dziękuję opatrzności, że jeszcze ciągniemy razem ten wózek.

Jak to jest współpracować zawodowo z kimś, kogo się kocha?

Współpraca, nawet z obcym człowiekiem, nigdy nie jest rzeczą prostą. Zawsze jest tak, że się ścierają jakieś dwie wizje. My z Jarkiem bardzo często idziemy jednym torem. Czasami jednak bywa i tak, że ja mam inną wizję, on ma inną. Ale tak naprawdę dzięki niemu zajęłam się produkcją muzyczną, to on mnie nauczył wielu rzeczy i pokazał, jak to wygląda. Aktualnie wygląda to w ten sposób, że zaczynam u siebie, mam swoje stanowisko pracy, tam robię muzykę, później to przechodzi przez jego sito. On dokłada coś albo zmienia brzmienia, z czym nie zawsze od razu się zgadzam. Po czym idę się z tym przespać i na drugi dzień już wiem, że miał rację. Mój mąż ma celne uwagi, jest wytrawnym producentem muzycznym. I to jest fajne, że możemy tworzyć razem.

Kasia Klich z mężem Jarosławem Płocicą
Kasia Klich z mężem Jarosławem Płocicą
Źródło: fot. Michał Korta

Kasia Klich o solowej płycie i inspiracjach

Co jest motorem napędowym twojej twórczości?

Muszę mieć impuls. To nie jest tak, że codziennie siadam do komputera, zostaję tam od 8 do 15 i zawsze coś zrobię. Nie, bywa, że mi się chce. Czasami impuls przyjdzie o 23, otwieram program do komponowania i siedzę do 3-4 rano. W przypadku Klich/ Płocica "Szymborska – Prospekt" to była dosyć nietypowa sytuacja. Parę lat temu przyśniło mi się, że śpiewam Szymborską po angielsku. Zrealizowałam to, nagraliśmy pierwotnie płytę Stubbornly Absent - "Commemoration — A Tribute to Wisława Szymborska". Później, jakieś trzy lata temu, zaczęliśmy robić pierwsze wersje polskie.

Czyli to przez sen zajęłaś się poezją?

Dziwnie to brzmi, ale naprawdę tak było. Głęboko wierzę, że jakaś opatrzność jest nade mną. Zresztą pamiętam, że byłam bardzo zdziwiona, że nikt nigdy nie zaśpiewał Szymborskiej po angielsku. Byliśmy pierwsi.

Co sądzisz o aktualnym rynku muzycznym?

To jest absolutnie genialne, że jest bardzo dużo dobrej muzyki. Ale z drugiej strony smutne jest to, że jest wielu znakomitych artystów, którzy do tego mainstreamu nie mogą się przedostać. Jak sobie popatrzysz na niektóre festiwale albo koncerty w stacjach telewizyjnych, to masz wrażenie, że w Polsce jest raptem kilkunastu wykonawców.

Wydawałoby się, że teraz dużo łatwiej jest się przebić niż w czasach, kiedy ty zaczynałaś. Między innymi dzięki mediom społecznościowym.

Dożyliśmy takich czasów, że cytując klasyka "Śpiewać każdy może". Jest wysyp influencerów czy youtuberów, którzy nagle zaczynają nagrywać płyty. Ważniejsze są zasięgi niż jakość. Technologia się do tego przyczyniła, bo w tej chwili przy użyciu odpowiednich programów do obróbki dźwięku, z każdego można zrobić wokalistę.

A co do promowania się w social mediach, to ja niestety nie jestem w to biegła. Denerwuję się, jak tylko usłyszę hasła "zasięgi" czy "algortym". Ale może się tego nauczę. W końcu człowiek uczy się przez całe życie.

W planach jest solowa płyta. Czy wiadomo już, kiedy premiera?

Teraz się chcemy skupić na Szymborskiej, bo promocja ciągle trwa i niech trwa jak najdłużej. W zasadzie mam już gotową moją płytę solową. Jestem na etapie planowania z wytwórnią Warner Music Poland wszystkich terminów.

I jaka będzie ta płyta?

Jedwabista! (śmiech). Po prostu moja. Nie będzie na niej "Lepszego modelu" takiego, jakim był kiedyś. Czasami ludzie chcą, żeby artyści ciągle grali podobne piosenki, ale wtedy miałam 27 lat, teraz mam 50 i sporo się zmieniło. Na pewno tak jak w przypadku Szymborskiej, również solowa płyta, jest wypadkową moich i Jarka muzycznych fascynacji. My lubimy elektronikę i 80'sowe brzmienia.

Towarzyszy ci jakiś dreszczyk emocji w związku z nową płytą?

Emocje są zawsze, ale moje przez lata się nieco ostudziły. To jest tak, że oczywiście się cieszę i jestem ciekawa reakcji, natomiast już nie mam wielkich oczekiwań. Lepiej się mile zaskoczyć, niż niepotrzebnie rozczarować. Dla mnie najważniejsze jest to, że jestem z tej płyty zadowolona, że wychodząc na scenę, będę śpiewała nowe piosenki z ogromną radością, bo się z nimi w pełni identyfikuję.

A "Lepszy model" też będzie śpiewany?

Będzie, tylko w tej wersji, którą zrobiłam z Ryfą Ri. Ta wersja jest bardziej spójna z aktualnie obranym kierunkiem muzycznym.

Skończyłaś w zeszłym roku 50., to jest często taki moment podsumowań. Czy jest coś, czego żałujesz?

Jednej rzeczy żałuję w życiu: że nigdy nie byłam specjalnie aktywna fizycznie. I niestety dzisiaj to odczuwam, wstając każdego ranka, w kręgosłupie. To jest chyba jedyna rzecz. Ale tak zawodowo raczej nie. Wszystko, co się wydarzyło, wydarzyło się po coś. Nawet płyta z poezją Szymborskiej, która najpierw pojawiła się w wersji angielskiej, wydarzyła się po to, żeby teraz ukazała się płyta Klich/Płocica "Szymborska - Prospekt".

Kasia Klich
Kasia Klich
Źródło: fot. Michał Korta

Kasia Klich o marzeniach i planach na przyszłość

Teraz jasno stawiasz granicę, nie zrobisz niczego, co nie współgra z tobą. Zawsze tak było?

Raczej tak, a teraz to tym bardziej. Zawsze słucham swoich trzewi, jak na myśl o czymś zaczyna mnie cisnąć w brzuchu, to wiem, że nie warto tego robić.

O czym marzysz zawodowo?

Marzę o tym, żeby jak najdłużej śpiewać i z tego żyć. Chcę wrócić do intensywnego koncertowania, bo to uwielbiam. I tyle. Żadnych fajerwerków. Nie potrzebuję atencji czy życia na świeczniku.

Czujesz się artystką spełnioną?

Pytanie, co to jest spełnienie. Nie wiem, czy można się w tym zawodzie czuć do końca spełnionym. Zawsze coś jest przed tobą, możesz robić kolejne artystyczne rzeczy. Na nowo się odkrywać. Nie wiem, czy jak już jesteś spełniona, to nie budujesz sobie pomnika.

Takie poczucie spełnienia nie jest trochę końcem? Czymś w rodzaju: "Dobra, więcej nie jestem w stanie zrobić. Idę na emeryturę"?

To ja na pewno jeszcze się nie wybieram! (śmiech). Tak jak powiedziałam wcześniej, dopiero się rozkręcam. Myślę, że bardziej się trzeba spełniać jako człowiek po prostu.

A czy się czujesz się spełniona jako człowiek?

Na pewno. Mam fajnego, kochającego człowieka obok siebie i póki co w miarę jestem zdrowa i na chodzie.

Możesz powiedzieć, że jesteś szczęśliwa?

Będę szczęśliwsza, jak nie będę płacić kredytu co miesiąc.

Zdarza ci się robić dalekosiężne plany i zastanawiać się, gdzie będziesz za 10 lat?

Nie, bo ten świat tak powariował, że nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Zresztą ważne jest to, co tu i teraz. Nie ma co za bardzo z planami wybiegać w przyszłość. I też nie ma co się grzebać w przeszłości, co jest chyba naszą domeną narodową.

A prywatnie masz jakieś marzenia?

Chciałabym, żeby wszyscy moi najbliżsi cieszyli się dobrym zdrowiem i byli szczęśliwi, żeby mieli na przysłowiowy chleb. Nie mam górnolotnych marzeń. Ewentualnie żebym miała wenę, nowe pomysły, bo skrzydeł to już mi teraz nikt nie podetnie.

Jesteś odporna na krytykę?

Nie spotykam się za bardzo z krytyką, ale to z racji tego, że mnie długo nie było. Ale nawet jeśli, to ona mnie nie dotyka. Przypuszczam, że nawet pod tym artykułem ktoś napisze coś niemiłego, bo mnie nie lubi i tyle. To już jego problem. Ludzie w Internecie lubią wyładowywać swoje frustracje na innych. Może byłoby inaczej gdyby nie pozostawali anonimowi.

Jest jakaś rada, którą dałabyś sobie na początku kariery?

Boże, to było tak dawno temu. Chyba nie. Może jedynie, żeby zawsze być czujnym, żeby uważać na relacje, bo jak odnosisz sukces, to zawsze dużo ludzi się dookoła ciebie pojawia. Trzeba uważać na pochlebców i na tych, którzy chcą się ogrzać w twoim blasku. Na szczęście mnie się udało uniknąć pewnych sytuacji. Po pierwsze dlatego, że mieszkałam dosyć daleko. A po drugie: mój mąż ma jakiś szósty zmysł. Widzi człowieka i wie wszystko. Jak mnie ostrzegał przed czymś, zawsze wychodziło na jego.

Dobrze jest mieć takiego człowieka obok siebie, szczególnie w tej branży.

Tak naprawdę to nie znam tej branży. Jesteśmy z Jarkiem outsiderami. Nie bywamy. Mamy studio nagraniowe w domu i współpracujemy z tymi, z którymi jest nam po drodze.

Gdybyś nie była muzykiem, to?

Zdecydowanie kierunki plastyczne. Grafika komputerowa, animacja, projektowanie okładek, teledyski, co zresztą od jakiegoś czasu robię.

Czego pragniesz?

Mieć święty spokój i zdrowie.

Czego się boisz?

Utraty bliskich.

Za czym tęsknisz?

Za czasami bez mediów społecznościowych.

Czego nienawidzisz?

Wiesz co, nie, że nienawidzę, ale pierwsza rzecz, która mi przychodzi do głowy, to ryba z pomidorem. W jakiejkolwiek konfiguracji. Ryba w sosie pomidorowym nie przejdzie mi przez gardło.

Co cię uspokaja?

Uspokaja mnie cisza, spacer do lasu i kiedy mnie mój mąż kochany przytula.

#W DUSZY MI GRA... to cykl muzyczny serwisu cozatydzien.tvn.pl, w którym artyści opowiadają o tym, co kochają najmocniej. Zdradzają, czy muzyka łagodzi obyczaje i co tak naprawdę kryje się w zaciszu ich domów. Poznaj tajemnice wielkich hitów i szczegóły zbliżających się premier.

Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie
Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na TikToku, FacebookuInstagramie. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas. 

Czytaj też:

Autor: Dominika Kowalewska

Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Źródło zdjęcia głównego: fot. Michał Korta

podziel się:

Pozostałe wiadomości