Lanberry, a właściwie Małgorzata Uściłowska, jest z pewnością artystką nietuzinkową. Nie boi się eksperymentować, w muzyce sięgając często po nieoczywiste połączenia. Wokalistka od niedawna spełnia się również jako jurorka w jednym z programów typu talent show, wykorzystując przy tym własne doświadczenia — w końcu sama próbowała zwrócić na siebie uwagę, pojawiając się na castingach. Choć wówczas poniosła porażkę, nie dała za wygraną i dopięła swego, a jej utworu niejednokrotnie gościły na najpopularniejszych radiowych listach przebojów. Nawet ci, którzy nie znają jej z imienia, z łatwością zanucą takie utwory jak "Ostatni most", "Plan awaryjny" czy "Tracę".
Od debiutu Lanberry minęło osiem lat. Teraz jest w zupełnie innym miejscu, nie tylko pod względem muzycznym. Wokalistka otwarcie opowiada o procesie zmian, które zachodzą w jej życiu, odkąd podjęła decyzję o rozpoczęciu terapii. O świecie opowiada z pasją i pokorą, a przede wszystkim — ogromną, wręcz urzekającą, świadomością teraźniejszości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Lanberry o stawianiu granic i muzycznych inspiracjach
Dominika Kowalewska: Co gra w duszy Lanberry?
Lanberry: To są różne odcienie muzyki. Jestem orędowniczką tego, żeby mieć otwartą głowę, żeby być zawsze gotowym, ciekawym innych gatunków. Więc u mnie to naprawdę zależy od dnia. Robię sobie też czasami przerwy w słuchaniu muzyki. Żeby z taką świeżą głową, świeżym umysłem chłonąć nowe rozwiązania, nowe smaczki produkcyjne. Żeby się tym zachwycać, bo to jest dla mnie ważne, cały czas być na takim głodzie, cały czas tęsknić. Natomiast wiele osób wokół mnie może powiedzieć, że u Lanberry dzień bez Red Hot Chili Peppers to jest dzień stracony. Więc zawsze, codziennie, jakaś jedna piosenka musi polecieć. Na dobry nastrój.
To twój rytuał?
Myślę, że po części tak, bo to daje mi coś, więc możemy to uznać za rytualne słuchanie Red Hotów. Dla takich rytuałów warto żyć.
W słuchaniu nie zamykasz się na gatunki i podobnie jest z twoją twórczością. Czerpiesz garściami, eksperymentujesz. Czy to jest łatwe w dzisiejszych czasach, żeby tak nie dać się w tej szufladzie zamknąć?
Nie zastanawiam się, czy to jest łatwe. Po prostu to robię. I też takie niewchodzenie w szuflady propaguję w życiu prywatnym. Ale żeby też nie oceniać książki po okładce, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, warto zrozumieć drugiego człowieka, wykazać się empatią i nie robić sobie w głowie takich utartych schematów. Przede wszystkim fajnie jest wyjść z baniek, bo kiedy się zagnieździmy w nich, czy to politycznej bańce, czy w ogóle światopoglądowej, to się możemy zakisić. I nie będziemy wiedzieć, co tam słychać po drugiej stronie. Jestem takim człowiekiem środka, zawsze chcę zrozumieć obie strony, ich motywacje. Jestem orędowniczką niezamykania się w jakichś ciasnych szufladkach. Zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i o życie.
Czy zawsze tak było?
Nie. Myślę, że to jest wynik mojej takiej plus minus pięcioletniej pracy nad sobą. Takiej bardzo konkretnej pracy, która pozwoliła mi po pierwsze wyjść z lęku, w którym całe życie byłam i nauczyć się żyć tu i teraz. Eliminacja tego lęku sprawiła, że zupełnie inaczej patrzę na relacje międzyludzkie, te romantyczne, ale też i zawodowe. Patrzę też na to, co się dzieje na świecie. Jak bardzo się pogłębiają te nasze podziały, a nie ma w tym dialogu. Oczywiście są pewny inicjatywy, za które bardzo dziękuję różnym aktywistom, ale to wciąż jest niewystarczające. My się nie uczymy rozmawiać ze sobą zupełnie. I to jest smutne. Staram się też pokazywać na swoim przykładzie, że chcę rozmawiać, i tym językiem muzycznym, i ogólnie.
Jest w tobie taka smykałka aktywistki?
Zupełnie nie, choć bardzo podziwiam takie osoby. Nie czuję, że mogłabym stanąć na jakiejś barykadzie. Jestem raczej osobą, która wykonuje jakąś pracę u podstaw. Rozmawiam z ludźmi i staram się na swoim przykładzie pokazywać, że nie musisz być ekstremalnie zafiksowany w jednym światopoglądzie, tylko możesz po prostu patrzeć szeroko na życie.
Czy jako artystka czujesz się odpowiedzialna za swoich fanów i chcesz pokazywać im swój światopogląd?
To chyba nie jest kwestia odpowiedzialności. Ja raczej czuję, że jestem takim nośnikiem swojej wizji świata, którą po prostu prezentuję. A to, co fani z tym zrobią, to jest totalnie ich sprawa. Nie wiem, czy się to spodoba i pójdą za tym, czy zupełnie nie. Myślę, że tutaj chodzi o wolność, która jest dla mnie bardzo ważna.
I czujesz się wolna w tym momencie?
Tak, zdecydowanie. Jeśli chodzi o moją twórczość, to myślę, że ta wolność to taka przestrzeń, której wcześniej nie doświadczałam. I chcę być tego coraz bardziej świadoma.
W jednym z wywiadów mówiłaś, że nie lubisz chodzić na ustępstwa i nie chcesz na nie chodzić. Był taki moment w twojej karierze, w którym to robiłaś?
Na ustępstwa nie, kompromisy bardziej. Jestem przygotowana na to, że ten świat jest złożony z kompromisów, ale to zawsze było na takim poziomie, który w żaden sposób mnie nie bolał. Nie myślałam: "Boże, co ja robię? Dlaczego ja się na to zgadzam?". Absolutnie nie. To były kompromisy bardzo takie przemyślane, przegadane, wyważone i bardzo komfortowe dla mnie.
Czyli nie ma takiego utworu, którego wstydzisz się po latach?
Nie i myślę, że fajne jest to, że wracam do niektórych utworów, ale gram je w nowej wersji. Nie wyobrażam sobie, że biorę oryginalny podkład z 2015 roku, bo 8 lat – i w muzyce, i w produkcji – to jest bardzo dużo czasu i wiele się zmieniło. Ale możemy to zrobić w 2023 roku według tego, co mam w sercu w tym momencie. I to jest dla mnie bardzo ważne, że absolutnie nie odcinam się, nie wstydzę się moich muzycznych dzieci, tylko biorę je i aktualizuję.
Lanberry o muzycznych początkach. Tworzenie po polsku otworzyło jej drzwi do kariery
Wspomniałaś o tym 2015 roku, chciałabym więc wrócić do tych początków. Próbowałaś swoich sił w programach typu talent show – bez powodzenia. Jak taka młoda dziewczyna poradziła sobie z tym? I co dało ci siłę do tego, żeby nie przestać walczyć o marzenia?
To było kolejne doświadczenie z cyklu: "Wszechświat mówi, że chyba jeszcze nie jesteś gotowa na to". Poczekaj chwilę, ale rób to, co robisz. Cofając się do 2013 roku, czyli równo 10 lat temu, kiedy wzięłam udział w castingu do "Voice’a", miałam bardzo dużo piosenek napisanych, tylko że po angielsku i w zupełnie innym klimacie. Poszukiwałam bardzo siebie. Odmowy nie były jakieś supermiłe, ale pod skórą chyba wierzyłam, że ja i tak będę to robić i nie może być inaczej, bo kocham pisać piosenki, kocham być na scenie i to musiało się udać.
A miałaś jakiś plan B, gdyby z muzyką nie wyszło?
Tak, jestem magistrą lingwistyki stosowanej, ale to był plan B, który tak naprawdę narodził się ze stylu wychowania, w którym byłam, czyli: "Miej ten plan zapasowy, bo nie wiadomo, co się wydarzy". Mam dyplom, ale czy to jest moje? Nie, to nie jest mój świat. Kocham języki obce, stąd jest też mój pseudonim artystyczny, ale nie wyobrażam sobie pracy zawodowej w obszarze lingwistycznym, chociaż lingwistyka stosowana daje naprawdę duże pole do różnych zawodów. To tylko studia, nie mają już teraz takiego znaczenia jak w przypadku naszych rodziców. Chociaż z perspektywy czasu doceniam niektóre zajęcia, które bardzo mi otworzyły głowę.
Wspomniałaś o domu, raczej muzycznym bardzo, bo tata też grywał.
Tata grywał, taki muzyk amator, ale bardzo kochający muzykę, zdecydowanie.
I dzięki niemu ta miłość do muzyki się pojawiła?
Myślę, że szereg czynników o tym zadecydował. Po pierwsze, to, że skrzypce, pianino czy gitara, w takim amatorskim wydaniu, zawsze w domu były, odkąd tylko jestem świadoma. Moja siostra też grała na pianinie. Potem buszowanie wśród winyli mojego taty, z czasem wśród kaset i płyt mojej siostry. I potem stwierdziłam, że teraz lecimy z muzyką, której nie słuchali ani moi rodzice, ani moja siostra. Pamiętam moment, kiedy pierwszy raz usłyszałam zespół Hey. Zakochałam się. Coś wspaniałego to było i od tamtej pory już sama poszukiwałam muzycznych inspiracji, które były bardzo gitarowe w stosunku do tego, czego słuchali moi bliscy.
Mimo tego, że to zespół Hey był twoim odkryciem, zaczęłaś tworzyć piosenki w języku angielskim. Właśnie przez tę miłość do języków? Tak było łatwiej?
Bardzo łatwo było mi tworzyć po angielsku. Do tej pory jest i trochę za tym tęsknię. Aczkolwiek odkryłam piękno języka polskiego. I dzięki mojemu managerowi i mojemu pierwszemu producentowi zaczęłam pisać po polsku. Fajnie się przelewa te wszystkie emocje w naszym języku.
Wspomniałaś wcześniej o siostrze. Ona też poszła w stronę artystyczną?
Zupełnie nie. Jestem na razie pierwszą osobą w rodzinie, która na to postawiła. Tak na sto procent.
I to się spotkało z jakim odbiorem bliskich?
Dobrym.
Poza tym, że musisz mieć tę drogą opcję.
Tak. Na początku tak. Ale potem jak już zobaczyli, że da się z tego żyć na bardzo przyzwoitym poziomie, to odpuścili. Ale to też jest ich spostrzeżenie, nie moje. Mają jakieś swoje wyobrażenia, swoje lęki. Nie mam na to wpływu.
Lanberry o eurowizyjnych przebojach. Czy chce stanąć na tamtejszej scenie?
Łatwiej pisze się dla siebie czy dla innych?
Biorę odpowiedzialność za wszystko, i za to, co współtworzyłam dla kogoś innego, i za to, co współtworzyłam dla siebie.
Kiedy dziewczyny wygrywały Eurowizję, czułaś dumę?
Tak, ogromną dumę. Za pierwszym razem to w ogóle się nie spodziewaliśmy, że Roxi wygra. Głosami widzów zdeklasowała wszystkich. A rok później to ja już byłam na hali widowiskowej w Gliwicach. Doświadczyłam tego naprawdę, poczułam to całą sobą. Zresztą jak cały team: Dominik i Patryk. Niezapomniane przeżycie.
Sama masz doświadczenie z eurowizyjnym konkursem sprzed sześciu lat. Chciałabyś jeszcze kiedyś spróbować?
Chciałabym, ale nie mam wystarczającego pomysłu, żeby stanąć na scenie preselekcyjnej. Bo chcę, żeby to było naprawdę zarąbiste i spójne, żeby to było show.
Co ciągnie cię na tę eurowizyjną scenę? To nie jest oczywisty wybór wśród artystów.
Myślę, że cieszy się wśród nas coraz większą popularnością, bo ten konkurs się zmienia. Dużo producentów i songwriterów pracuje nad tym, żeby poziom muzyczny tego festiwalu był coraz wyższy. Co więcej, słychać tam bardzo wyraźnie muzykę folkową, tam aż czuć te etniczne brzmienia czasami. Dla mnie to jest fascynujące.
Jak to jest, kiedy robi się zakupy w galerii handlowej i słyszy się swoją piosenkę?
Wspaniale. Uwielbiam ten moment, zawsze się tym jaram, bo chcę, żeby ta muzyka krążyła, żeby ona była obecna, czy to właśnie w takich okolicznościach, czy w innych i docierała do jak największej rzeszy słuchaczy. Taki jest mój cel.
Twoje utwory są bardzo różne. Bliżej jest ci do Lanberry melancholijnej czy do tej z gitarowym brzmieniem?
Mnie jest blisko i do tej balladowej, i tej rockowej, ale też do poprockowej. Trochę w tym momencie akurat jest mi dalej do elektronicznej, ale to tylko chwilowe moim zdaniem, bo eksploruję akurat jakąś inną część siebie. Teraz chcę pokazać, że pop można łączyć też z gitarami.
Obserwujesz reakcję fanów na to, jak zaczynasz eksperymentować?
Tak i jestem bardzo wdzięczna za to, że są, że rozumieją też te gitary w popie i fajnie, że mam takich fanów, którzy za mną i za tymi moimi eksperymentami podążają. Ale to jest właśnie to niezamykanie się w szufladkę.
Jako artystka znana jesteś przede wszystkim ze swojej muzyki. Występy w telewizji trochę wystawiły cię na widok publiczny, co może wiązać się z krytyką. Doświadczyłaś jej?
Tak, choć takie komentarze odnośnie mojego wyglądu, moich stylizacji czasami są po prostu… mało merytoryczne. Pamiętam moje rękawiczki, które wzbudziły jakieś dziwne, niezdrowe kontrowersje. To nie było nic niesamowitego, nie pokazywałam kawałka tyłka, tylko po prostu miałam rękawiczki, a komentarzy była cała masa. A ja miałam akurat bardzo przykrą przygodę z moimi paznokciami, miałam reakcję alergiczną. Chciałam czuć się komfortowo, a że lubię rękawiczki, to uczyniliśmy z tego taki znak rozpoznawczy. Nie rozumiałam reakcji widzów.
Za tobą duet z Bovską. Lubisz w ogóle duety?
Lubię, jeśli mają sens, jeśli coś z nich wynika. A ten duet był po coś -–żeby pokazać nas w takim niecodziennym wydaniu. Pokazać, co nas połączyło, a połączyła nas muzyka naszego dzieciństwa. I od tego w ogóle wyszłyśmy w naszym procesie twórczym. Razem z Kubą Krupskim, z którym tworzyłyśmy ten utwór, przez pierwszą część sesji w studiu słuchaliśmy Myslovitz i rozmawialiśmy o naszych muzycznych odkryciach. Bardzo ciekawa i twórcza przygoda.
Są tacy artyści, z którymi chciałabyś duet stworzyć?
Oczywiście i to nie z jeden, ale nie będę wypowiadać tego głośno. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Lanberry o planach na przyszłość i życiu samotnika. Czy jej serce jest zajęte?
Jak znaleźć balans między tą ścieżką zawodową a życiem prywatnym?
Ja nie wiem, co to jest. Mnie ta granica pomiędzy życiem prywatnym a zawodem się zatarła. Żyję tym 24 godziny na dobę. Nie czuję, że pracuję po prostu. Oczywiście to jest wymagające fizycznie, kondycyjnie, ale to jest to, co zawsze chciałam robić. To jest moje życie.
Masz jakiś taki plan na przyszłość? Powiedzmy, nie wiem, do czterdziestki chciałabym to, do pięćdziesiątki chciałabym tamto?
Nie, w ogóle nie uznaję takich rzeczy. Jedyny plan jaki mogę sobie rozrysować będzie na jakieś parę miesięcy do przodu. Nakładanie sobie na ramiona niepotrzebny ciężar oczekiwań, i to niekoniecznie moich oczekiwań, w moim przypadku, mojej osobowości i charakteru, jest po prostu niebezpieczne. Więc nie, nie planuję, żyję tu i teraz, płynę sobie i jestem bardzo szczęśliwa w takim układzie.
A na te najbliższe parę miesięcy, jaki jest plan?
Premiera kolejnego utworu. Piosenka "Dzięki, że jesteś" powstała w duecie z Tribbsem [swoją premierę miała 5 października – przyp. aut.]. Utwór opowiada o tym, żeby być tu i teraz. Żeby czerpać z tego życia jak najwięcej, z momentów, które mamy. Od tych najmniejszych, od małej kawy rano, którą wypijemy sami ze sobą albo z kimś, od spojrzenia naszego zwierzęcia, po właśnie te najważniejsze momenty.
Ten utwór jest właśnie o tobie?
Bardzo. To jest tak bardzo o mnie, o tym według czego żyję. I co daje mi dużo szczęścia i dużo takiego spełnienia.
Czy artystyczne życie jest trochę życiem samotnym?
Czasami tak. Dla mnie to było takie nauczenie się życia ze sobą, żeby się tego nie bać. I żeby się ze sobą zaprzyjaźnić, zadbać o tę relację. Kiedy to zrozumiałam, to była absolutna rewolucja w moim życiu. I tego się trzymam i nad tym pracuję. Po to też chętnie chodzę na terapię, bo to mi pomaga w radzeniu sobie z bieżącymi tematami. Żeby one nie były przytłaczające, żeby z sytuacjami kryzysowymi i stresującymi coraz lepiej i szybciej sobie radzić. To nie znaczy, że dzięki terapii nagle znikną. Będą trochę bardziej znośne.
Bardzo mocno słychać w tym, co mówisz, jak dużą pracę wykonałaś. Dobrze, że coraz więcej osób z przestrzeni medialnej mówi wprost: "jestem w terapii".
Może jest szansa, że kogoś zainspirujemy do tego, żeby też popracował nad relacją ze sobą. Żeby te inne relacje, które tworzymy w życiu, były coraz zdrowsze. Żeby nie było jakichś patologii wokół nas, a więcej świadomości. Bo to o tę świadomość tak naprawdę chodzi. Świadomość radzenia sobie z problemami.
Czy w tym procesie terapeutycznym musiałaś kogoś pożegnać?
Oj tak, niejedną osobę. One same też odchodzą, ale to jest naturalny proces. I z taką świadomością do tej terapii podchodziłam, że zawsze będzie to czyszczenie osób wokół, które nie odpowiadają naszej energii, ani my ich. Jeśli nie mówimy tym samym językiem i zależy nam na zupełnie innych rzeczach, to po co w ogóle w to brnąć? A jeszcze inną historią jest wyznaczanie i trzymanie się własnych granic. Z tym też miałam ogromny problem, ale jest lepiej, pilnuję tego.
Czy stawianie granic w tym przemyśle utrudnia pracę?
Teoretycznie powinno to utrudniać, ale wydaje mi się, że dzięki nim każdy wie, na czym stoi. Bardzo ważna jest sztuka kompromisu. I zawsze to będę podkreślać, że to nie jest tak, że ja się zaprę teraz i nie będziemy rozmawiać. Rozmawiajmy, wymieniajmy się merytorycznie z innymi argumentami i dojdźmy do jakiegoś konsensusu.
Jesteś obecna w mediach społecznościach, ale przede wszystkim opowiadasz o pracy. A żyjemy trochę w takich czasach ekshibicjonizmu, lubimy pokazywać, co zjedliśmy na śniadanie albo z kim aktualnie się spotykamy. Nie chcesz iść w tę stronę?
Nie, bo wiem, jakie to niesie ze sobą zagrożenie. Wtedy zapraszamy faktycznie do swojego domu bardzo dużo osób na poziomie wirtualnym. I moim zdaniem nie służy budowaniu relacji taki poziom ekshibicjonizmu. Wolę po prostu powiedzieć szczerze: "jestem w super związku" i kropka. Czasami zdarza mi się pokazać, nie wiem, ułamek mojego życia prywatnego, jakieś zdjęcie z moim chłopakiem. Mały taki akcent, ale to nie jest na zasadzie codziennego raportowania, co tam u nas. Bo widzę też na przykładach innych par, że wystarczy, że jakiś jest gorszy dzień, cokolwiek, że się nie pokazują na social mediach i od razu panika. Czy już zerwali, czy jeszcze nie? Czy już się coś posypało? I wiesz, te wszystkie dywagacje to jest jakiś dla mnie ładunek energetyczny, który zostaje wysłany w przestrzeń. Nie chcę tego po prostu. Sama mam bardzo dużo w głowie rzeczy, które są i tak dość chaotyczne i po co mi taki ładunek kolejny?
Właściwie artyści w dużej mierze wybierają właśnie taką drogę: jestem w sieci, ale na własnych, muzycznych zasadach.
Tak. Zresztą pośród muzyków, artystów jest bardzo mało influencerów. Rzadko jest takie połączenie. Rozgraniczmy te dwie rzeczy, błagam, bo mnie to przeraża.
Że influencerzy robią muzykę na przykład?
To też mnie przeraża. Jeśli ktoś z influencerów ma talent, niech robi muzykę, niech wykorzystuje swoje zasięgi, ale jeśli jego zasięgi są impulsem do zajęcia się muzyką, tylko po to, żeby na tym jak najwięcej zarobić, to dla mnie wtedy muzyka traci na znaczeniu, to jest po prostu kolejny produkt. Jest takie zjawisko, na które nie chcę się tutaj oburzać, po prostu moja motywacja w robieniu muzyki jest trochę inna. Moim priorytetem nie są pieniądze, tylko chęć przekazania emocji, żeby to było prawdziwe. A czuję, że tam tego właśnie nie ma, że to jest po prostu czysty skok na hajs. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby to nie miało takich proporcji, bo skala jest ogromna tego zjawiska i to mnie trochę niepokoi.
I że w zasadzie młode pokolenie wzrasta na takiej muzyce, bo ta cieszy się popularnością m.in. na TikToku?
TikTok jest super narzędziem i bardzo lubię wykorzystywać tę aplikację przy promocji swojej muzyki, ale chciałabym, żeby był też narzędziem edukacyjnym. Wiem, że myślę czasami bardzo utopijnie i idealistycznie, ale od tego też jesteśmy, żeby o tym sobie pomarzyć. A edukacja muzyczna w Polsce jest zerowa, jest w stanie tragicznym, więc ja bym zaczęła od tego. Jeśli dziecko albo nastolatek mający jakąś podstawową wiedzę i świadomość muzyczną ma wolny wybór, to myślę, że wtedy ten słuchacz będzie trochę bardziej świadomy.
Na muzyce w szkole uczymy się obsługi fletu i podstawowych znaków na pięciolinii.
Tak, o to mi chodzi, o muzykę w szkole. W ogóle dla mnie muzyka, plastyka i WF – to powinny być przedmioty pozbawione ocen. W ogóle oceny dla mnie są kontrowersyjne same w sobie, ale jak już mamy te trzy przedmioty i one są w ogóle w jakiś sposób oceniane, to jest dla mnie poroniony pomysł. Powinny być po prostu zaliczone, niezaliczone – i tyle. Bo jak to ocenić? Poza tym jakość tych zajęć muzycznych, to tak jak mówisz, te flety dla niektórych są jakąś totalną zmorą. Uczmy się inaczej o muzyce. To jest na pewno skomplikowany proces, ułożenie takiego programu, który byłby efektywny i przyniósłby rezultaty. Stworzyłby świadomego słuchacza, który potrafi uargumentować, dlaczego ten utwór popowy jest lepszy od innego utworu popowego, oprócz oczywiście subiektywnych opinii. O to w tym wszystkim chodzi.
Gdybyś nie była muzykiem, to…?
Projektowałabym ubrania.
Czego pragniesz?
Zdrowia. Energii do działania i niekończącej się skarbnicy inspiracji.
Czego się boisz?
Staram się niczego nie bać.
Za czym tęsknisz?
Kiedy rozmawiamy teraz, zaczyna się jesień, więc powoli troszeczkę tęsknię za latem.
Ale to się zmieni, bo ja bardzo już doceniam każdą porę roku, więc na razie jest taka nostalgia za latem, ale też bardzo taka gotowość na jesień.
Czego nienawidzisz?
Pozerstwa.
Co cię uspokaja?
Nie będę tutaj oryginalna, ale przytulenie mojego partnera, jego głos.
Co cię uszczęśliwia?
Uszczęśliwia mnie muzyka i moja miłość.
#W DUSZY MI GRA... to cykl muzyczny serwisu cozatydzien.tvn.pl, w którym artyści opowiadają o tym, co kochają najmocniej. Zdradzają, czy muzyka łagodzi obyczaje i co tak naprawdę kryje się w zaciszu ich domów. Poznaj tajemnice wielkich hitów i szczegóły zbliżających się premier.
Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas również znaleźć na TikToku, Facebooku oraz Instagramie. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.
Czytaj więcej:
- Agnieszka Grochowska zdradziła, czym kieruje się, wychowując synów. "Nie ma miłości bez..."
- Xawery Żuławski miał trudną relację z ojcem. "Doświadczyłem samotności absolutnej"
- Lidia Popiel w wieku 64 lat wraca do modelingu. "Nie muszę martwić się o to, czy wyglądam na swoje lata"
Autor: Dominika Kowalewska
Źródło: cozatydzien.tvn.pl
Źródło zdjęcia głównego: MWMEDIA