Tomasz Makowiecki o życiu po talent show, nowej płycie i tacierzyństwie. "Zdarza mi się przepraszać moje dzieci" [WYWIAD]

Tomasz Makowiecki
Tomasz Makowiecki
Źródło: MWMEDIA
#W DUSZY MI GRA... Ogólnopolską rozpoznawalność przyniósł mu udział w muzycznym show. Szybko dowiedział się, co oznacza sława. Tomasz Makowiecki ma na koncie ponadczasowe przeboje, ponad 10-letnią przerwę płytową i medialny związek. Krążek "Bailando", który ujrzał światło dzienne w lutym br., okrzyknięto wielkim powrotem, choć artysta nie postrzega go w tych kategoriach. W rozmowie z Dominiką Kowalewską opowiedział o nieprzygotowaniu do popularności, krótkiej, lecz symbolicznej trasie koncertowej i roli ojca, na którą zdecydował się w młodym wieku.
  • Tomasz Makowiecki popularność zdobył dzięki programowi "Idol".
  • Niedawno zaprezentował światu album "Bailando", którym przypomniał o sobie fanom.
  • W rozmowie z Dominiką Kowalewską wyznał, że rzadko poruszał w wywiadach tematy związane z życiem prywatnym, bo... nikt nie pytał. Wokalista w 2008 roku poślubił artystkę Reni Jusis, z którą doczekał się dwójki dzieci. Para rozstała się w 2019 roku.
  • Tomasz Makowiecki opowiedział o wczesnym tacierzyństwie, związku z Reni Jusis oraz konsekwencjach popularności, z którymi mierzyli się jako rodzina.
  • Więcej wywiadów z cyklu "W duszy mi gra" przeczytasz tutaj.

Tomasz Makowiecki jest polskim wokalistą, kompozytorem i tekściarzem, który urodził się 10 czerwca 1983 roku w Gdyni. Od najmłodszych lat w sercu miał tylko muzykę, jednak do udziału w castingu do "Idola" namówili go bliscy. Choć w programie zajął piąte miejsce, zwrócił uwagę branży i słuchaczy, szybko jednając sobie ich serca. Z czasem związał się z wokalistką Reni Jusis. Para w sierpniu 2008 roku stanęła na ślubnym kobiercu. Muzycy doczekali się dwójki dzieci. Tomasz Makowiecki skupił się na roli ojca, odkładając karierę na dalszy plan. Teraz znowu daje o sobie znać, tym razem na własnych zasadach.

Z Tomaszem Makowieckim spotkaliśmy się w czerwcu w jednej z warszawskich kawiarni.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

5062023_WDUSZYMIGRA_MAGDAFEMME (1)
"W duszy mi gra". Magda Femme o kulisach odejścia z Ich Troje, solowej karierze i pracy z partnerem
#W DUSZY MI GRA... Magda Femme przygodę z muzyką rozpoczynała w zespole Ich Troje. To jej wokal pokochali pierwsi fani grupy, którzy z lubością wsłuchiwali się w piosenkę "Prawo". Od tamtego momentu minęło przeszło 27 lat. W tym czasie Magda Femme rozwinęła karierę solową, ugruntowując swoją pozycję w rodzimym przemyśle muzycznym. W rozmowie z Dominiką Kowalewską wraca pamięcią do początków i zdradza, jakie ma plany na najbliższą przyszłość.
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Tomasz Makowiecki o początkach kariery i nowym albumie

Dominika Kowalewska: Nie jesteś zmęczony udzielaniem wywiadów?

Tomasz Makowiecki: Wiesz co, przy samej premierze płyty faktycznie było ich dużo. Nie jestem takim zwierzęciem medialnym, który lubi opowiadać o sobie. Więc było tak, że byłem już zmęczony. Teraz miałem trochę przerwy, w sumie to fajnie, że się spotykamy.

Jesteś człowiekiem, który raczej chroni prywatność. Czy to pokłosie medialnego związku?

Pierwszych wywiadów zacząłem udzielać chyba w 2002 roku, mam wrażenie, że wtedy troszkę inaczej to wszystko wyglądało, nie było takich portali plotkarskich. Ale odnoszę wrażenie, że bardzo rzadko pytano mnie w wywiadach o prywatne rzeczy. Nie wiem, z czego to wynika. Czy ja mam jakąś taką barierę niewidzialną, czy co? (śmiech).

Czyli to nie jest tak, że nie odpowiadasz. Te pytania po prostu nie padały?

Zazwyczaj nie, to prawda. Wszystko, co się pojawiało na plotkarskich portalach, było albo na zasadzie wykreowania faktów na rzecz artykułu, albo było to wyciągnięte z kontekstu. Nie udzielałem wywiadów i nie opowiadałem o swoim życiu prywatnym. Raczej było bardzo mało takich sytuacji, a wszystko to, co się ukazywało, opierało się na plotkach.

A czy w związku z tym czułeś się wtedy trochę pozbawiony głosu?

Przyjąłem taką zasadę, nie wiem, czy dobrą, żeby nie komentować w ogóle tych spraw publicznie, żeby dawać temu zapomnieć, a nie jeszcze bardziej to podbijać. Zresztą ostatnio miałem taki dosyć długi wywiad. Trochę się udało ze mnie powyciągać, ale faktycznie jeżeli chodzi o moje byłe małżeństwo, to i tak udało mi się uniknąć tego tematu. Moją strefą komfortu zawsze była rozmowa o muzyce, a nie o życiu. Ale szczerze mówiąc, z czasem coraz bardziej się otwieram.

Czy masz dosyć pytań o "Idola"?

Nie, kiedyś miałem. Teraz szczerze mówiąc, inaczej na to patrzę, z dużym dystansem po tych ponad dwudziestu latach. Mam wrażenie, że czasami w rozmowach sam wracam do tego tematu. Ale tak w kontekście pytań: zauważyłam, co jest zabawne, że te, których miałem dosyć, zmieniały się dekadami. Pierwsze, które się za mną ciągnęło: Jak zmieniło się twoje życie po "Idolu"? Potem, przed tą ostatnią płytą, którą wydałem: Kiedy w końcu płyta? Jak ta płyta się ukazała, to pytanie najczęściej powtarzane brzmi: Czemu tak długo?

Nie mówić o "Idolu", to tak jakby nie mówić o twoich początkach, o rdzeniu twojej kariery. Jaki wówczas był ten 18-letni Tomek?

Na pewno naiwny. Mnie wtedy przyświecał jeden cel – muzyka. Pamiętam, że od pierwszej klasy liceum wiedziałem, że chcę się nią zajmować: chcę pisać piosenki i grać koncerty. To był cel życiowy. I faktycznie te wszystkie wydarzenia, chociażby ten talent show, do którego trafiłem, mnie do tej muzyki doprowadziły. Zresztą trafiłem tam trochę za namową wszystkich dookoła. Ktoś znalazł ogłoszenie, że są castingi. Wszyscy mówili: Tomek to jest dla ciebie, weź, spróbuj. A ja, faktycznie trochę nieświadomie, nie wiedząc do końca, czym to będzie, zgłosiłem się. Bez totalnej spiny przechodziłem kolejne etapy. I tak się znalazłem w centrum tego nieznanego świata.

Co by było z twoim muzycznym celem, gdyby nie program?

Powtarzam, że gdybym tam nie trafił i tak robiłbym to, co robię. Pewnie miałbym zupełnie inny początek. Może wyglądałoby to tak, jak w sumie powinno wyglądać. Myślę, że miałbym znacznie większą chęć zdobywania i walki. A tak to było troszeczkę na odwrót.

Nagle ta popularność na mnie spada i teraz co dalej? Zresztą, miałem na początku poczucie, że wdepnąłem w sferę telewizji i całego tego blichtru, a nie do końca o to mi chodziło. Chciałem tworzyć muzykę, mieć zespół i robić swoje, a stałem się trochę takim produktem, który próbowano lepić. W pewnym momencie zacząłem się buntować i odcinać się od tego. Bardzo dużo odmawiałem, rezygnowałem z kolejnych programów, które mi proponowano. Nie chciałem tego robić. Mogło to wyglądać z boku trochę tak, jakbym nie doceniał tego, co dostałem albo że mam to gdzieś. Nie do końca tak było, ale ta łatka "gościa z telewizji" mi przeszkadzała. 

Kiedy myślisz o utworach z początków, masz do nich negatywny stosunek? Nie traktujesz ich jak swoje?

Teraz na to inaczej patrzę. Wtedy faktycznie praca nad płytą wyglądała tak, że miałem producenta wykonawczego i producenta płyty. W zasadzie czułem, że jestem wrzucony w taką machinę. Chciałem wtedy grać w gitarową muzykę, ale rozumiem wytwórnię, która chciała ten materiał przez nas stworzony dobrze sprzedać, robiąc z tego bardziej popową rzecz. Miałem takie poczucie, że część tych utworów faktycznie była moja: pisałem je jeszcze w liceum z kolegą Łukaszem Rutkowskim. Zdarzało się, że jeździliśmy do studia, nagrywaliśmy, po tygodniu sesji wracaliśmy posłuchać materiału. Po czym okazało się, że z tego, co my nagrywaliśmy, nic nie zostało, że producent usuwał nasze tracki i nagrywano inne. To było frustrujące. Odbiliśmy to sobie na pierwszej trasie koncertowej, bo zagraliśmy te utwory totalnie po swojemu.

Z perspektywy czasu myślę, że mogło to być szokiem dla odbiorcy. Wychodziło czterech gości na scenę i grało gitarowe brzmienia, a kojarzyli mnie przecież jako gościa z telewizji, który gra ładne piosenki. Taki miałem wtedy czas buntu! 

A zawsze miałeś taką naturę buntownika?

Tak i była ona trochę głupia momentami. Zdarzało się, że kiedy mówiono mi, że mam coś zrobić, to robiłem na odwrót i myślę teraz, że wiele osób mnie wykorzystało w ten sposób. Mając świadomość, że jestem takim człowiekiem, można było to z łatwością obrócić przeciwko mnie.

Jakbyś mógł spotkać tego Tomka sprzed lat, jaką miałbyś dla niego radę?

Na pewno bym mu powiedział, żeby dokładnie czytał umowy, które podpisuje i żeby nie ufał wszystkim ludziom, których spotyka na swojej drodze i którzy są dla niego mili i uśmiechnięci. Kwestia umów to coś, co ciągnęło się przez 15 lat.

Jesteś młody i widzisz, co się dzieje, że te płyty się sprzedają, że twoja muzyka trafia do filmów. Potem mija parę lat i się okazuje, że ty nie masz z tego nic. To było dla mnie bolesne i trochę obierało chęci do tworzenia muzyki. Ale przerobiłem to sobie i teraz cieszę się, że jestem w tym miejscu, w którym jestem i summa summarum czuję wdzięczność za wszystko, co mnie spotkało. 

Co zmienia się w życiu mężczyzny po 40.?

Oprócz tego, że mam wrażenie, że czas szybciej płynie? (śmiech). To kilka takich prozaicznych rzeczy: nie mam już tyle sił witalnych co kiedyś. Mentalnie zmieniło się niewiele.

Dalej w głowie 20-latek?

Wiadomo, że nie (śmiech). Myślę, że jestem dużo bardziej rozważnym gościem i robię mniej głupot niż kiedyś. Natomiast wydaje mi się, że jednak chcąc być artystą i dalej tworzyć, trzeba pielęgnować dzieciaka w sobie i jakoś nie zgnuśnieć. Więc potrafię to zgrabnie rozgraniczyć: bycie wiecznym chłopcem, ale też bycie w niektórych aspektach swojego życia odpowiedzialnym człowiekiem.

W jakich sytuacjach jesteś odpowiedzialny?

Mam w domu dwójkę nastolatków, to jest duża odpowiedzialność. Od początku byli dla mnie na tyle ważni, że zdecydowałem się na poświęcenie im czasu w tych najmłodszych latach ich dorastania, z czego się bardzo cieszę.

Miałem takie poczucie, że nie chcę przegapić najważniejszych momentów. Nie chciałem ocknąć się, kiedy dzieciaki będą na tyle dojrzałe, że nie będą chciały spędzać ze mną czasy, bo będą miały już swoje życia. Wtedy uświadomiłbym sobie, że nie poświęciłem im tego czasu i nam się rozjadą relacje. Decydując się na założenie rodziny w dosyć młodym wieku, mam poczucie, że nie spieprzyłem tego. Widzę to dzisiaj po relacji z moimi dzieciakami, która jest naprawdę silna i fajna. W zasadzie one już są w takim wieku, że teraz znów mogę mieć czas dla siebie i dalej bawić się w artystę. 
Tomasz Makowiecki
Tomasz Makowiecki
Źródło: Materiały promocyjne

Tomasz Makowiecki o dzieciach i odpowiedzialności

Zawsze chciałeś szybko założyć rodzinę?

Zakochałem się po prostu. Renata jest starszą ode mnie kobietą i myślę, że miała dużą potrzebę posiadania dzieci. Dla mnie to było naturalne, bo ja też chciałem mieć dzieci. W sumie jak się patrzy na dzisiejsze czasy to było to szybko, ale z drugiej strony z perspektywy czasu naprawdę uważam, że to był dobry ruch. Jak widzę jak koledzy w moim wieku czy nawet starsi zaczynają być ojcami, to im nie zazdroszczę.

Nawet od takiej strony fizycznej.

To jest wykańczające. A wtedy dla mnie wiele rzeczy nie było problemem. Lepiej znosiłem nieprzespane noce i wszystko wychodziło dosyć naturalnie. Im człowiek robi się starszy, tym więcej wie, tym więcej rozumie, tym częściej się martwi. Nie byłem takim gościem, który przeczytał nie wiadomo ile poradników odnośnie do wychowywania dzieci, raczej podchodziłem do tego intuicyjnie. Stwierdziłem, że będę tym ojcem, który popełnia błędy.

A czy zdarza ci się przepraszać dzieci?

Tak, zdarza mi się przepraszać moje dzieci. Pokazuję im siebie od różnych stron: że jestem niedoskonały, że nie wszystko wiem. Nigdy nie wchodziłem w rolę ojca, który jest wszystko wiedzącym, moralizującym, mówiącym co i jak ma być. Raczej miałem takie poczucie, że chcę być krok za nimi i tłumaczyć im wiele rzeczy. Być człowiekiem, który słucha, który jest przy nich. Pytam ich czasami, czy są we mnie jakieś cechy, które chcieliby, żebym zmienił, czy ich wkurzam czasami. Usłyszałem od nich, że jestem super tatą, więc to jest dla mnie najlepszy komplement, jaki mogłem dostać. Chociaż myślę, że przyjdzie taki czas, że usłyszę parę zdań na swój temat (śmiech).

Moment buntu nadejdzie.

Jest jeszcze przede mną. Teo ma 14 lat, Gaja 12 lat, więc myślę, że wchodzą powoli w ten moment buntu i jeszcze przed nami parę przygód.

Jak myślisz, co dla waszych dzieci jest najtrudniejsze w posiadaniu popularnych rodziców?

Zainteresowanie nami. Usłyszałem od swoich dzieci, że one nie chciałyby uprawiać tych zawodów, które my uprawiamy. Przede wszystkim bardzo sobie cenią prywatność, chciałyby mieć spokój. Powoli kształtują im się już wizje przyszłości. Oczywiście to się pewnie będzie zmieniało, ale chcą mieć święty spokój i robić swoje, i na pewno nie być osobami medialnymi. 

Przeżyliście kiedyś taką sytuację związaną ze sławą, która dotknęła waszą rodzinę?

Jak mieszkaliśmy w Warszawie, urodził nam się syn, a potem dwa lata później Kaja, to faktycznie było tak, że były trudne momenty. Wszyscy wiedzieli, że oczekujemy dzieci. Jak mieszkaliśmy na Mokotowie, to zdarzało się, że codziennie ktoś koczował pod domem z aparatem, że portierzy byli nękani. Zaczęło to być coraz bardziej uciążliwe, każde wyjście na spacer było okupione stresem. Podjęliśmy decyzję o wyprowadzce do Trójmiasta i to faktycznie był dobry ruch, bo okazało się, że mieszkając w Sopocie, uwolniliśmy się od tego.

Tam za wami nie jeździli?

Absolutnie. Sopot jest interesujący dla fotoreporterów jedynie latem, jak jest tam jakiś festiwal w Operze Leśnej, wtedy przyjeżdżają. Poza tym jest spokojnie, więc my naprawdę mieliśmy tam fajny czas. Mogliśmy się też realizować, bo moi rodzice tam mieszkają, więc bardzo nam pomagali na tym pierwszym etapie, to nam na pewno dało ulgę.

Wszędzie mówi się o tym, że wracasz do branży. Czy ty też płytę "Bailando" postrzegasz jako powrót po tych prawie 11 latach?

Te powroty, te pożegnania są zawsze takimi pretekstami do tego, żeby to medialnie fajnie wyglądało. Można powiedzieć, że przy poprzedniej płycie też miałem powrót, bo też była większa przerwa pomiędzy wydawnictwami. Nie, to jest kolejna płyta, nie chcę tego nazywać powrotem.

Zwłaszcza że single z nowej płyty ukazywały się stopniowo.

Tak. Z wielu powodów ten czas wydania nowego krążka się przedłużył, natomiast chcę teraz trochę częściej raczyć odbiorców nowym materiałem. W końcu mam poczucie, że jest na to przestrzeń i czas, więc na pewno będzie mi łatwiej. Teraz jest letni sezon koncertowy, zagrałem trasę, z której jestem bardzo zadowolony i zaskoczony jej odbiorem.

Trasa była bardzo symboliczna, bo jedynie dziesięć koncertów. Skąd taka decyzja?

Po przerwie wydawniczej mój management nie był do końca pewny, jak to wyjdzie: czy to się opłaca, czy to się wszystko uda. Ja też bardzo spokojnie do tego podszedłem, ustaliliśmy, że robimy taką trasę koncertową, robimy te dziesięć miast i jak się okazało — wyszło super. Mam wrażenie, że część publiczności dojrzała razem ze mną. Pojawiło się też mnóstwo nowych ludzi, którzy usłyszeli po raz pierwszy moją twórczość i naprawdę byłem mile zaskoczony. Zawsze po koncercie idę na spotkanie z ludźmi i półtorej godziny z nimi stoję i rozmawiam. To były naprawdę bardzo fajne spotkania.

Ostatnia płyta "Moizm" nie odbiła się tak szerokim echem jak "Bailando". Jak myślisz dlaczego?

W przypadku "Moizmu", który miał premierę w październiku, do końca nie wiem, czy to była kwestia promocji, czy tamta płyta była mniej przystępna. Ona mam wrażenie, że pocztą pantoflową w pewnym momencie zaczęła dochodzić do ludzi, wielu z nich odkryło ją po latach, co było dla mnie ciekawym doświadczeniem. Ale mam wrażenie, że też promocyjnie to nie było jakoś super rozegrane. Przy "Bailando" było inaczej. Jak już ją oddałem wydawcy, to faktycznie ona miała wyjść pół roku wcześniej. Poproszono mnie jednak o to, by odłożyć premierę w czasie po to właśnie, żeby mieć więcej czasu na promocję. Zależało im, że ona nie przeszła bez echa.

Masz poczucie, że w ciągu ostatnich 10 lat wiele zmieniło się w kwestiach promocyjnych?

Taką zauważalną różnicą jest to, że jak już przychodzę do wytwórni, to tam nie ma rozmowy o sprzedaży płyt, tylko o podtrzymywaniu algorytmów. W sumie bardziej winyl jest czymś takim fajnym niż samo CD, więc ta sprzedaż płyt jest faktycznie nikła. Wszystko jest już w streamingu. Byłem na spotkaniu à propos algorytmów, co trzeba robić, żeby je podtrzymywać. Oczywiście najlepiej co 4 tygodnie wypuszczać singla, co jest trochę w kontrze ze mną. Nie chcę robić taśmowo muzyki, nigdy nie chciałem. Zawsze zależało mi na tym, że jak już wydam płytę, to taką, którą warto przesłuchać od początku do końca.

Czy coś jeszcze się zmieniło?

Muzyka się trochę zmieniła.

Pod jednym z twoich utworów pojawił się taki komentarz na temat twojej drogi zawodowej: "Od idola nastolatek i przebojowych piosenek do niezwykle głębokiej, lecz niszowej i nie dla każdego muzy". Czy czujesz się niszowcem?

To jest dla mnie trochę pomieszanie z poplątaniem. I obserwując tą mainstreamową, popową muzykę, którą serwuje nam radio, to być może moja jest trochę bardziej wymagająca. Chociażby przez aranże, które bardziej nawiązującą do rytmów z lat dziewięćdziesiątych czy osiemdziesiątych i faktycznie można je nazwać jakąś alternatywą. W dzisiejszych czasach bardzo dużo piosenek jest opartych na dwóch dźwiękach. To jest już tak powtarzalne i uproszczone. Dla mnie melodia zawsze była nośnikiem emocji. Szukałem w niej jakiegoś piękna. Mam nadzieję, że muzyka i tak zatoczy koło, że wróci moda. Zresztą mam wrażenie, że już powoli tak się dzieje.

Natomiast usilnie nazywa się mnie alternatywą. Nawet mój wydawca uważa, że robię alternatywną muzykę. Jak wrzucane są moje materiały na platformę YouTube i tam trzeba dodać hasztagi — wpisują alternatywę.

Jak myślisz, dla kogo są te szufladki?

Dla słuchacza, żeby łatwiej było mu się w tym odnaleźć, określić, co lubi. Tylko że jeżeli na Spotify'u widzę, że Dawida Podsiadło też się wrzuca w alternatywę, to tego nie rozumiem. On potrafi sprzedać dwa stadiony z rzędu. Dlatego mi ostatnio kolega powiedział, że to, co ja robię, już jest awangardowe.

Jesteś perfekcjonistą?

I tak, i nie. Jestem estetą na pewno. Czasami moi bliscy mówią, że jestem perfekcjonistą, że pracuję nad materiałem dopóty, dopóki wszystko się zgadza. A to nie do końca prawda, bo w tej mojej muzyce bardzo często jest dużo przypadkowości i brudu, i wręcz takiego niechlujstwa, które potem w całości nabiera zupełnie innego smaku. Ale z drugiej strony jestem perfekcjonistą, bo przywiązuję wagę do finalnego brzmienia. A w życiu – bardzo różnie, raz mam wysprzątaną chatę, a raz totalny syf, więc jest balans. 

Czy perfekcjonizm w takim razie, przejawiając się takim dopieszczeniem utworu do granic, utrudnia pracę?

I tak, i nie, niestety przy najnowszej płycie bardzo dużo sam pracowałem. Z wielu względów nie trafiłem długo na kogoś, z kim faktycznie bym się super rozumiał. Ale okazuje się, że są tacy ludzie, z którymi mogę odnaleźć wspólny muzyczny język bez problemu i na szczęście nie jestem do końca aż takim świrem (śmiech). Trafiłem na takiego producenta, jest odpowiedzialny za produkcję pierwszego utworu na płycie. To jest właśnie Frédéric Soulard, który jest Francuzem mieszkającym w Paryżu, a trafiliśmy na siebie tutaj w Polsce. Przyjechał pracować do Sopotu, znalazł się w moim studio i okazało się, że nasza wrażliwość, estetyka, podejście do muzyki są bardzo do siebie podobne. Myślę, że kolejną płytę będę chciał z nim wyprodukować.

Czujesz się spełniony muzycznie?

Jeszcze nie. Chyba nie chciałbym do końca być spełniony. Lubię ten proces bycia cały czas w drodze i chciałbym ciągle drążyć i odkrywać i nie osiąść na laurach. Czasami sobie myślę, że zostało mi jeszcze 10 lat takiej intensywnej pracy, ale może być tak, że te lata znowu tak szybko upłyną i nie będę chciał rezygnować.

Ale był taki moment w twoim życiu, że pomyślałeś: koniec z muzyką.

Pomyślałem, żeby sprzedać wszystkie instrumenty, jakie mam i całe swoje studio i zająć się czymś innym. To był taki moment zwątpienia spowodowany porównywaniem się do innych. Wówczas zniknął entuzjazm do pracy twórczej. Byłem przemęczony, a ponadto miałem poczucia, że to nie przynosi mi satysfakcji również finansowej. Okazało się po latach, że moje albumy nie zapewniają mi komfortu życia. Byłem tak źle kontraktowo potraktowany przez wytwórnię, że aby się utrzymywać, musiałem robić inne rzeczy. Wtedy pojawiła się myśl, żeby może faktycznie zająć się czymś innym. Ale wiem, że nie byłbym w stanie żyć bez muzyki. Odczekałem chwilę i wróciłem do gry. 

O czym marzysz zawodowo?

Marzę, żeby być w takim sztosie cały czas, być koncertowo kreatywnym. Mimo że ten zawód wiąże się z wyrzeczeniami i nie jest łatwy, jest stresujący i męczący, to przy okazji jest bardzo uzależniający. Odkąd pamiętam, granie koncertów było najfajniejszą częścią tego mojego życia i procesu twórczego. Praca nad materiałem potrafi być pasjonująca, ale też męcząca — siedzisz np. dwa tygodnie i szukasz odpowiednich dźwięków. Dlatego ten motyw dzielenia się muzyką z ludźmi na żywo jest dla mnie najfajniejszym jej przeżywaniem.

Zaczyna się sezon festiwalowych koncertów pod chmurką. Wystąpisz m.in. na Openerze i na Męskim Graniu. Gdzie jeszcze będzie można cię usłyszeć na żywo? No i czy wrócą koncerty indywidualne?

Trasę, taką drugą część tej wiosennej, chcemy zrobić po wakacjach.

Czyli powrót do klubów?

Tak, z powrotem do klubów, a może już do większych miejsc. Mam pewne pomysły, które chcę zrealizować na jesień, może jakieś nowości zaprezentować. Natomiast to lato jest koncertowe. Oprócz tych festiwali jest parę innych wydarzeń porozrzucanych po całej Polsce. Dopiero to wszystko będziemy ogłaszać.

Ale jestem teraz w takim momencie twórczym, że w tym całym chaosie i bałaganie, który mi towarzyszy, jestem jeszcze w stanie coś wykreować. Nawet, będąc w drodze z jednego koncertu na drugi. Myślę już o nowych rzeczach bardziej, a tymi koncertami wszystkimi mam wrażenie, że żegnam się z tą płytą.

To naprawdę szybko.

Trzymaj kciuki, żebym na wiosnę wydał nową płytę!

Tomasz Makowiecki
Tomasz Makowiecki
Źródło: Materiały promocyjne

#W DUSZY MI GRA... to cykl muzyczny serwisu cozatydzien.tvn.pl, w którym artyści opowiadają o tym, co kochają najmocniej. Zdradzają, czy muzyka łagodzi obyczaje i co tak naprawdę kryje się w zaciszu ich domów. Poznaj tajemnice wielkich hitów i szczegóły zbliżających się premier.

Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie
Zapraszamy na profil cozatydzien.tvn.pl na Instagramie

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim newsy rozrywkowe, kulturalne i show-biznesowe, ale znaczną częścią naszej codziennej pracy są także cykle i wywiady, które regularnie pojawiają się na stronie. Możecie nas znaleźć również na InstagramieFacebooku i TikToku. Dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas.

Czytaj też:

podziel się:

Pozostałe wiadomości