Jay pierwszy raz wyjaśnia zniknięcie z mediów. Jego historia to scenariusz na film [TYLKO W CZT]

Jeremiah "Jay" Dąbrowski z "Hotelu Paradise"
Jeremiah "Jay" Dąbrowski z "Hotelu Paradise"
Źródło: TVN
Jeremiah "Jay" Dąbrowski największą popularność w Polsce zyskał dzięki udziałowi w "Hotelu Paradise". Od razu zaskarbił sobie sympatię telewidzów, a jego historię miłości z Elizą widzowie okrzyknęli współczesną wersją Romeo i Julii. Okazuje się jednak, że życie tego uśmiechniętego chłopaka nie zawsze było kolorowe. Zmagał się z depresją i zaburzeniami odżywiania. Trafił do szpitala i przez wiele lat nie widział się z matką. Dziś jednak pokonał swoje demony i stara się nadrobić stracony czas. W rozmowie z Aleksandrą Głowińską opowiedział o swojej drodze do szczęścia.

Jay o presji

Aleksandra Głowińska, cozatydzien.tvn.pl: Marzenia o byciu zawodowym piłkarzem wymusiły na tobie to, że szybko musiałeś stać się samodzielny. Bałeś się pierwszego wyjazdu?

Jeremiah "Jay" Dąbrowski: Bardzo się bałem. Mecze na wyjazdach jeszcze nie były tak stresujące. Po nich można było złapać pociąg do Berlina i wrócić w nocy albo drugiego dnia. Turnieje były dla mnie trudne. Jestem bardzo rodzinny, zawsze lubiłem z nimi spędzać czas, więc kiedy wyjeżdżałem na dłużej, tęskniłem.

Rozmawiałeś o tym z rodzicami? Nie myśleliście, żeby wyjechać razem?

Nie mogli wyjechać ze mną. To tak nie działa w piłce. Oni też mieli swoje życie zawodowe. Pracowali. Poza tym w świecie piłkarskim nie mówi się o emocjach. Wszyscy oczekują od ciebie tego, żebyś był twardy. Więc byłem. Nie mówiłem w domu o tym, że jest ciężko.

To musi być trudne dla młodego chłopaka cały czas udawać, że ze wszystkim sobie radzi. Że jest niezniszczalny.

To nie było dla mnie zdrowe środowisko, ale jak wspominam te czasy, to mam mnóstwo zarówno negatywnych, jak i pozytywnych emocji. W końcu to ja przez to przeszedłem. Ten, który teraz tu siedzi. Ten, który był w „Hotelu Paradise”. Ten, który jest dzisiaj taki, jaki jest. Dzięki temu, co przeżyłem, dzisiaj nie odczuwam presji. Ja już miałem jej tyle w życiu, że wszystko inne jest dla mnie bajką. Szkoła, matura – ja się śmiałem. Nie stresowały mnie egzaminy. Moim priorytetem była piłka. Tylko to było dla mnie ważne.

Presja była z zewnątrz, czy sam ją wywierałeś na sobie?

I to, i to. Może przez to dziś jest dla mnie wszystko dużo łatwiejsze i mniej rzeczy mnie stresuje. Ale były takie momenty, kiedy byłem młodszy, że schodziłem z treningu do szatni i płakałem w łazience. Pamiętam zgrupowanie reprezentacji Polski U-16 w Grodzisku Wielkopolskim. Pojechaliśmy tam zagrać mecz, szkoleniowcy obserwowali nasz poziom. To było dla mnie tak ważne, że mój tata zobaczy, że gram dla Polski, że będzie ze mnie dumny, że w ogóle nie radziłem sobie ze stresem. Przed treningiem płakałem. Wybuchłem. Musiałem wyrzucić z siebie te emocje. Podobnie czułem się, kiedy nauczyciele zwolnili mnie na kilka dni ze szkoły, bo jeden z niemieckich klubów chciał zobaczyć, jak gram. Miałem 15 lat, spędziłem w internacie na północy Niemiec jakieś dwa tygodnie. Kiedy wracałem do domu, moje ciało wyrzuciło to wszystko z siebie. To nie miało nic wspólnego ze sportem. Głowa nie dawała sobie rady. Całą drogę przesiedziałem w pociągowej toalecie. To nie był zdrowy okres życia, ale to była jego pełnia.

Eliza i Jay z "Hotelu Paradise" o związku, tatuażach i wspólnym mieszkaniu
Eliza i Jay z "Hotelu Paradise" o związku, tatuażach i wspólnym mieszkaniu
Jeremiah "Jay" Dąbrowski i Eliza Milewska byli uczestnikami 5. edycji "Hotelu Paradise". Tworzyli parę z najdłuższym stażem, to też wydawało im się, że miejsce w finale mają w kieszeni. Niestety, ostatni tydzień w "Hotelu Paradise" rządzi się swoimi prawami. W rozmowie z Aleksandrą Głowińską z cozatydzień.tvn.pl Jay i Eliza zdradzili, czy wciąż są razem.

Dziś lepiej się odnajdujesz w świecie?

Nadal się nie odnajduję. Zawsze byłem postrzegany jako Jay-piłkarz, potem Jay-tiktoker, teraz Jay z „Hotelu Paradise”. Ludzie nie patrzą na mnie przez pryzmat tego, kim jestem, tylko przez pryzmat tego, co robię.

Jay o byciu piłkarzem

Dzisiaj masz 26 lat, nie grasz już w piłkę. Masz takie poczucie, że ci, którzy mówili, że się nie uda, mieli jednak rację? Że odniosłeś porażkę mimo starań?

Mój ojciec dał mi dużo wsparcia, kiedy grałem w piłkę. To było tak, że ja naprawdę nie miałem dzieciństwa. Nie miałem życia. Miałem tylko piłkę. On też się martwił. Pamiętam taką sytuację, kiedy zadzwonił jeden z moich szkolnych kolegów. Jeszcze mieliśmy telefon stacjonarny w domu, więc tata odebrał. Słyszałem, jak go błagał, żeby wyciągnął mnie z domu i namówił mnie na to, żeby zrobić coś „normalnego”. Nie wiem, żebyśmy poszli do kina. Albo do knajpy. Ja nie znałem takiego życia. Cały czas trenowałem. Ojciec wstawał, żeby obudzić mnie do szkoły, a ja wtedy wracałem z treningu, który robiłem sobie o 5 rano. Myślałem, że jak dam z siebie wszystko, a dałem wszystko: czas, energię, zaangażowanie, to dostanę to, czego chcę. Niestety, tak nie było w moim przypadku.

Żałujesz?

To było moje największe marzenie, ale zdałem sobie sprawę, że nigdy nie będę tam, gdzie chciałem być. Płaciłem za te marzenia wysoką cenę. Zbyt wysoką. Dziś chcę zacząć żyć. Nie chcę grać w piłkę.

Czego cię to nauczyło?

Wielu rzeczy. Piłka to nie tylko to, co się dzieje na boisku. Poznałem smak samotności. Wiem, jak to jest nie widzieć się z rodziną, nie mieć kontaktu z rówieśnikami. Nie rozmawiałem z dziewczynami. To mi dało bardzo dużo, ale zabrało tyle samo. Piłka nauczyła mnie życia w samotności i dyscypliny. Pokazała też, że dyscyplina w nadmiarze może szkodzić i że czas leci nieubłaganie. Wszystko, co nie było związane ze sportem, odkładałem na później. A teraz się okazuje, że nie ma tego później.

Co na przykład?

Prawo jazdy. Wszyscy moi znajomi zapisywali się na kursy i zdawali egzaminy. Ja mówiłem, że zrobię prawko, jak będę mógł sobie kupić ferrari. I dzisiaj nie mam ani prawa jazdy, ani ferrari.

Ambicja bywa zabójcza.

Dokładnie tak było w moim przypadku. Odrzuciłem wszystko, żeby zdobyć jedną rzecz. Nie udało mi się jej zdobyć i nie mam nic. Żyłem źle, nie szanowałem siebie, nie robiłem rzeczy, na które miałem ochotę. A chciałem imprezować, chciałem, nie wiem, pójść do McDonald’s. Ale nie mogłem. Musiałem ważyć ryż, żeby nie przytyć. Chciałem obejrzeć serial wieczorem, ale kładłem się spać o 21, żeby być najlepszy na porannym treningu.

Teraz to sobie odbijasz?

Tak. Czasem mi się wydaje, że teraz poszedłem w drugą stronę (śmiech). Korzystam z tego wszystkiego, z czego nie korzystałem wcześniej. Czasem sobie myślę, że gdybym całą tę energię przeznaczył na coś innego niż piłka, to udałoby mi się to osiągnąć. Może dzisiaj byłbym milionerem. Ale nic, co mogłem zdobyć, nie było dla mnie pociągające. Niestety w przypadku piłki praca to nie wszystko. Musisz mieć talent. A ja go nie miałem.

Dlaczego ta piłka była taka ważna?

Kochałem ją. Nie chodziło tylko o pieniądze, chociaż chciałem zapewnić godny byt rodzinie. Ale to nie był priorytet. Kiedy piłka się skończyła, byłem kompletnie zagubiony. Czułem się, jakbym stracił całe życie i przeszłość. Nic nie miało sensu, moje życie obróciło się o 180 stopni. Już nie byłem sobą. Absolutnie nie miałem pojęcia, kim jestem i po co wstaję rano. Więc po prostu pracowałem cały czas codziennie, żeby mniej myśleć. Po hotelu moje życie znów obróciło się o 180 stopni, ale tym razem w innym kierunku. Nadal nie mogę się odnaleźć, bo przez 25 lat przeżyłem tylko i wyłącznie jedno, a teraz poznaję zupełnie nowe strony tego świata i siebie.

Czułeś konkurencję?

W piłce tak. W życiu nie. Ludzie nie mają wielkich ambicji, nie obierają sobie trudnych do zbycia celów. Wszystko, poza piłką, co chciałem, to dostałem. Dlatego nadal nie wierzę, że nie wygrałem „Hotelu Paradise”. Zasługiwałem na to.

Przegraną w programie traktujesz jak porażkę?

Nie. Porażką była moja kariera piłkarza, ale „Hotelu Paradise” nie można nawet do tej drogi porównać. Nie będę kłamać, boli mnie to. Czasem nie mogę przez to spać. Nie pogodziłem się z przegraną. To, co stworzyliśmy z Elizą, było piękne. Nie udało mi się zbudować takiej relacji w prawdziwym życiu i nie sądziłem, że uda się to przed kamerami.

Jay o uczuciu do Elizy

Co jest wyjątkowe w waszej relacji?

Przy niej pierwszy raz poczułem, że jestem wystarczający. Pierwszy raz poczułem miłość do kogoś „obcego”. Kocham moją mamę, siostrę i mojego ojca, ale płynie w nas ta sama krew. Elizę pokochałem jeszcze mocniej, kiedy zniknęły kamery. Nie umiem tego opisać słowami. Byłem w szoku. Myślałem, że to się skończy. Nie mogłem w to uwierzyć, że jest tak dobrze. Że jestem szczęśliwy.

Skoro byłeś szczęśliwy, to dlaczego myślałeś, że to się skończy?

Wszyscy po zakończeniu „Hotelu Paradise” wrócili do Warszawy. Ja poleciałem do Nowego Jorku. W samolocie były turbulencje. Wtedy pomyślałem: „Spadniemy”. Czułem, że dostałem od życia coś tak wspaniałego tylko dlatego, że zaraz się skończy. Czułem, że jest za dobrze.

Ale jednak wylądowaliście szczęśliwie. Co było potem?

Umówiłem się z Elizą, że wrócę do domu, zamknę wszystkie sprawy i przylecę do niej. Spędziłem w Nowym Jorku niewiele ponad tydzień. Dokończyłem kontrakty, wyrzuciłem połowę swoich rzeczy, bo nie mogłem ich zabrać do Polski. Powiedziałem w pracy, że już nie wrócę. I praktycznie z niczym poleciałem do Elizy.

Jak się czułeś po wyjściu z hotelu Paradise?

Nie mogłem spać. Cały czas mam z tym problem. Było we mnie dużo emocji, tęskniłem za Elizą, która była daleko. Pamiętam, że kiedy leżałem jednej nocy w swoim łóżku w Nowym Jorku, to wydawało mi się, że bardziej prawdopodobne będzie, że za chwilę do mojego pokoju wejdzie Klaudia El Dursi i powie, że to wszystko nie było prawdziwe niż to, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie radziłem sobie z tym, że jestem szczęśliwy. Czułem się winny, że jestem szczęśliwy. Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Wiedziałem, że uciekam ze Stanów Zjednoczonych. Tyle lat grałem w piłkę, byłem profesjonalnym piłkarzem. Ale są profesjonalni i „profesjonalni”. I ja byłem tym drugim. Na niższym poziomie. Nie zarabiałem dużo. Nie miałem kontraktu na 5 lat. Nie miałem wolnego czasu. Nie mogłem podróżować podczas sezonu. Cały czas musiałem przygotowywać się albo do sezonu, albo do kolejnych testów. Żyłem w niepewności. W ciągu roku miałem dwa tygodnie luzu. W tym czasie mogłem albo lecieć do mamy do Kalifornii, albo do taty i siostry do Berlina. Wyszło tak, że nie widziałem się z matką przez 6 czy 7 lat.

A ona nie chciała do ciebie przylecieć?

Trudno nam było to spiąć finansowo. Po każdym sezonie chciałem do niej lecieć, ale to zawsze wiązało się z ryzykiem, że nie dostanę kolejnego kontraktu, jeśli to zrobię, bo nie zdążę się przygotować. Mogłem albo do niej polecieć, albo wysłać jej pieniądze. To albo to. To było trochę jak z tym prawem jazdy. Zawsze odkładaliśmy ten przylot. Liczyłem też przez wiele lat na to, że to jest ten sezon, kiedy będzie mnie stać na to, żeby ona nie musiała już pracować. Kiedy będzie mogła być ze mną. I te lata mijały. Aż zadzwoniła do mnie na WhatsApp. Na rozmowie wideo zobaczyłem, że ma już całe siwe włosy. I teraz kiedy nie gram już w piłkę, mógłbym być bliżej niej. Ale poleciałem do Polski. Czułem się winny, że jestem szczęśliwy tak daleko od mamy.

Pierwszy raz od dawna pomyślałeś o sobie.

Przestałem wszystko w swoim życiu układać pod osoby, które kocham. Rodzina nadal jest dla mnie najważniejsza, ale zacząłem myśleć o sobie. Zacząłem robić to, na co ja mam ochotę, co czuję. Z Elizą czułem więcej niż przez całe swoje życie, nie mogłem nie rzucić wszystkiego i nie polecieć do niej, nawet jeśli ta relacja skończyłaby się po miesiącu. To było jedyne, co miałem.

Wszyscy widzowie czekali na happy end.

I mamy happy end. Ale to wciąż jest bardzo trudne. Zaczynasz związek przed kamerami, w telewizji. Rodzą się uczucia, ale nie znasz tak naprawdę tej drugiej osoby. Kiedy zaczynacie razem żyć, poznajecie się, a cały kraj w tym czasie ocenia waszą relację na podstawie tego, co widzi na ekranie telewizora. Nie mam słów, by opisać, jak ciężkie to było dla nas. Wiadomości, w których ludzie pisali złe rzeczy o Elizie, w których pisali, że nasza relacja jest toksyczna, że nam się nie uda. To wszystko musieliśmy znosić. Ta dziewczyna nie była dla mnie ważna tylko w programie. Teraz jest moim życiem. Byłem i nadal jestem zszokowany, jak ciepło przyjęli mnie jej rodzice. Traktują mnie tak, jakbym był ich własnym synem. Byli stale obecni przez ponad 2 miesiące naszych rozmów i byli jednym z ważniejszych tematów dla nas tematem w hotelu, ale chciałbym tutaj serdecznie podziękować za wszystko, co zrobili dla mnie. Jestem im wdzięczny.

Internauci zwracają uwagę na twoje podejście do czułości. Zawsze takie było?

Kiedyś było mi jeszcze trudniej. Jeśli w moim towarzystwie była kobieta, której bluzka miała głęboki dekolt, patrzyłem w podłogę. Mama wychowała mnie w szacunku do kobiet. Te wartości były dla niej bardzo ważne. Poza tym wierzę w Boga. To wszystko sprawiło, że taki jestem. Szybki dotyk, seks… Dla mnie to przykre, ale nie oceniam ludzi, którzy tak żyją. Kim jestem, żeby to oceniać? Ja taki nie jestem, nie chcę tego i tego nie szukam. Wiem, co jest dla mnie dobre, a co jest dla mnie złe. Jeśli coś dostajemy od razu, to nic nie znaczy. Możemy łatwo poznać czyjeś ciało, ale nie osobę. Nie jej umysł i duszę. W naszych czasach szybciej pokazuje się ciało niż serce. Nie jestem tego fanem. Szanuję siebie i drugą osobę. Chciałbym, żeby mężczyźni traktowali moją córkę kiedyś tak, jak ja traktowałem kobiety.

Jay o depresji

Ale nie tylko to ciekawi fanów „Hotelu Paradise”. Wielu z nich martwiło się, kiedy opublikowałeś zdjęcie ze szpitala krótko po tym, jak zniknąłeś z mediów społecznościowych. Co się wtedy stało?

Otwarcie mówiłem o tym, że mam depresję. Wtedy moja choroba się pogłębiła. Miałem wielki dół. Byłem sam w Berlinie. Czułem ogromną zazdrość ze strony ludzi, których znam przez całe życie. Myślałem, że się cieszą moim szczęściem, ale tak nie było. To przyjaciele, z którymi podzieliłbym się ostatnim kawałkiem chleba. Bardzo mnie to zabolało. Straciłem wtedy kontrolę. Zrobiłem coś bardzo głupiego i trafiłem do szpitala. Żałuję tego, co zrobiłem. Walczyłem z tym bardzo długo, a tryb życia, który prowadziłem przez lata, na pewno mi nie pomagał w uporaniu się z tym. Wiesz, codziennie dostaję setki wiadomości od obcych ludzi, którzy mi piszą, że jestem świetnym gościem. A ludzie mi bliscy, na których opinii mi zależało, odwrócili się. Z zazdrości. To mnie bardzo bolało. Wtedy moje demony wygrały. Myślałem, że jestem taki szczęśliwy… Przy Elizie wygrałem z bulimią. Nigdy nie czułem się lepiej. Wszedłem na wspaniałą drogę. Jak zostałem sam, to wszystko wróciło. Moja komórka cały czas tańczyła od powiadomień. Przychodziły wiadomości od ludzi, którzy mnie kochają. Ale wtedy ja sam siebie nie kochałem.

Nie szukałeś pomocy?

Kiedy grałem w piłkę, myślałem, że nie mogę mówić o problemach ze swoją psychiką. Że muszę być silny i nie okazywać słabości. Radziłem sobie sam ze sobą. Raz lepiej, raz gorzej. Ale te myśli do mnie wracały. „Nie chcę już być na tym świecie”. Bardzo trudno jest mi ubrać w słowa te uczucia i emocje… Były momenty, kiedy naprawdę bardzo chciałem zniknąć.

Co ci pomogło przezwyciężyć te demony?

Moja rodzina. Nie chciałem ich skrzywdzić. Nie chciałem, żeby musieli z tym żyć. Nie chciałbym też, żeby moi młodzi obserwatorzy brali ze mnie przykład. Dziś już wiem, że droga, o której myślałem, prowadzi donikąd i nie jest żadnym rozwiązaniem. Mówię to ku przestrodze. Ale wtedy brakowało mi sensu. Nie wiedziałem, po co żyję.

Demony zniknęły?

Moje tak, ale dostaję mnóstwo wiadomości od ludzi, którzy cały czas walczą ze swoimi. To różni ludzie. Młodsi, starsi, z dziećmi, na stanowiskach. Mają depresję. Leczą się, chodzą na terapię i każdego dnia próbują wygrać. Wiem, że to jest bardzo trudne, ale najważniejsze jest to, żeby się podzielić tym wszystkim. Z kimkolwiek. Z terapeutą, przyjacielem, partnerem. Nie można starać się wygrać z tymi myślami samemu, bo demony mogą okazać się silniejsze od ciebie. W efekcie możesz zrobić straszne głupstwa, których nie będzie można odwrócić.

Dziś czujesz się lepiej?

Tak. Po wyjściu ze szpitala wróciłem do Krakowa do Elizy. Czuję się super, ale nie chcę budować siebie na relacji z Elizą, bo to też jest złe. W przypadku niepowodzenia czy rozstania można wpaść w jeszcze większy dół. A tego nie chcę. Nie chcę tak się czuć. Kluczem jest to, żeby pokochać siebie i być szczęśliwym samemu ze sobą. Do tego dążę.

Ale depresja to nie był jedyny demon, z którym w ostatnim czasie toczyłeś walkę.

Zachorowałem na bulimię, jak skończyłem 15 lat. Cały czas byłem na diecie. Chciałem zwiększyć swoje możliwości do gry. Wtedy nie pozwalałem sobie na nic. Ale trudno jest być na diecie cały czas. Przez cały rok jeść jedzenie, które nie ma smaku, tylko po to, żeby lepiej grać. Kiedy miałem dzień wolny, robiłem wielkie zakupy z rzeczami, których nie mogłem jeść. Chodzi oczywiście o słodycze. To było 10-15 tys. kcal. Jadłem to wszystko, a potem wyrzucałem z siebie. I kiedy przestałem grać w piłkę, straciłem kontrolę nad tym. Straciłem motywację do trzymania formy. Nie robiłem tego nigdy dla wyglądu. Zawsze chodziło tylko o to, żeby być dobrym sportowcem. A kiedy przestałem nim być, to co jadłem, nie było już ważne. Zacząłem jeść źle i dużo za dużo. Potem wyrzucałem to z siebie. Nie umiałem już inaczej.

Kiedy to się zmieniło?

Po „Hotelu Paradise”. Wtedy zmieniło się całe moje życie. Od 10 lat trenowałem codziennie bez ani jednego dnia przerwy. Pierwszy dzień po zakończeniu programu poczułem, że nie muszę dziś ćwiczyć. Czułem się szczęśliwy i wystarczający z Elizą. Ona zdjęła ze mnie presję. Nie jest pierwszą osobą, która mi powiedziała, że nie muszę. Ale jest pierwszą, przy której poczułem, że nie muszę. Eliza dała mi poczucie, że nie chodzi o to, co mam, ani jak wyglądam czy ile ważę. Pokazała mi, że ja jestem ważny. Przestałem wymiotować. Dzięki niej. Widziałem, jak straszne to jest dla niej. Jak bardzo to przeżywa. Dla mnie to było już normalne, a ona była w szoku. Mieliśmy długą rozmowę o mojej chorobie. Dziś już nie wymiotuję. To przeszłość. Nie udało mi się wygrać z zaburzeniami odżywiania ani dzięki książkom, ani dzięki filmom. Pomogła mi dopiero miłość i szczęście. Na to nie ma recepty.

Oczy całego świata skierowane są w stronę Ukrainy i nasze również. Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

podziel się:

Pozostałe wiadomości