Karolina Skiba o walce z rakiem. "Nikt z osób postronnych nic nie zauważył"

Karolina Skiba, Krzysztof Skiba
Karolina Skiba o walce z rakiem. "Nikt z osób postronnych nic nie zauważył"
Źródło: archiwum prywatne
Karolina Skiba w szczerej rozmowie z Norbertem Żyłą z cozatydzien.tvn.pl opowiedziała o swojej walce z nowotworem. Żona Krzysztofa Skiby nie ukrywa, że tym wyznaniem chciałaby pomóc innym osobom, które znalazły się lub dopiero znajdą w podobnej, jak ona sytuacji.

Karolina Skiba, oprócz pasji do modelingu, może pochwalić się również dużym zaangażowaniem społecznym. Kobieta, która niedawno wzięła ślub z Krzysztofem Skibą, zdobyła tytuł magistra w dziedzinie pedagogiki animacyjnej i pedagogiki resocjalizacyjnej na Uniwersytecie Łódzkim. W sferze zawodowej jest związana z branżą IT. Od ponad ośmiu lat prowadzi wegetariański styl życia i aktywnie uczestniczy w działaniach różnych organizacji i inicjatyw, w tym schronisk dla zwierząt.

Resztę artykułu przeczytasz pod materiałem wideo:

Warner Bros pochodzą z Polski. Dziś wytwórnia świętuje 100-lecie

Karolina Skiba o dniu, w którym dowiedziała się o chorobie

Norbert Żyła, cozatydzien.tvn.pl: Karolino, październik jest miesiącem prewencji i świadomości raka piersi. Ty jakiś czas temu zdecydowałaś się na odważne wyznanie. Przyznałaś, że 3 lata temu usłyszałaś niepokojącą diagnozę — złośliwy rak piersi. Dlaczego postanowiłaś o tym opowiedzieć?

Karolina Skiba: W zeszłym tygodniu Krzyś prowadził bieg onkologiczny w Gliwicach, na którym nie mogłam być, ale dużo pań go zaczepiało z grupy "Amazonek", które kojarzą mnie i moje posty, gdzie pomagałam dziewczynom. Pozdrawiały i sam się tym wzruszył. Tego samego dnia byłam na evencie w Łodzi, gdzie bliska mi osoba, Paulina, fotograf z Łodzi (zresztą też po raku piersi, co pewnie również nas zbliżyło) miała swoją wystawę przepięknych tryptyków pacjentek onkologicznych. Wystawa ta połączona była z aukcją na rzecz "rozsianej" koleżanki i filmu z pacjentkami z sesji tryptykowych. Bardzo się wtedy wzruszyłam i o tym napisałam. Długo "ukrywałam" raka piersi i wiedzieli o nim tylko najbliżsi. W dzień ostatniej chemioterapii napisałam o tym na Facebooku i Instagramie (2.5 roku temu), bo czułam potrzebę "zamknięcia". W mediach nigdy o tym nie mówiłam, za wyjątkiem tego jak poprosiłam, by nie pytać więcej o dzieci, bo nie mogę ich mieć, ale nie tłumaczyłam wtedy czemu. Z Krzysiem chcieliśmy to ukrywać, by nie zostało to źle odebrane, że człowiek się żali. A nie o to chodzi. Chodzi o prewencję, która jest najważniejsza!

Pamiętasz dzień, w którym usłyszałaś diagnozę? Jakie były pierwsze myśli, które pojawiły się wtedy w twojej głowie?

Początkowo wyczułam guzka w prawej piersi, smarując się balsamem wieczorem. Był maleńki, ale miałam złe przeczucie i poczułam nieprzyjemne ukłucie w brzuchu. Zadzwoniłam od razu do mamy, która jest blisko związana z branżą medyczną i powiedziała, że wypadałoby zrobić USG, chociażby dla świętego spokoju. Po USG pan doktor kazał mi następnego dnia przyjść na biopsję. Powiedział, że to źle wygląda. Płakałam całą drogę do domu. Wynik biopsji był jednoznaczny — szpital i wycięcie guzka. Na szczęście, był on mały. Po operacji przeżyłam najdłuższe 3 tygodnie w swoim życiu, gdy czekałam na histopatologię. Niestety, wyszło, że mam raka trójujemnego. W jednej chwili jakby świat zawalił mi się na głowę i przepłakałam ponownie godzinę. Oznajmiłam to bliskim i spontanicznie postanowiłam pojechać w góry, by sobie coś udowodnić, wspięłam się z bliską osobą na wysoki szczyt. Podeszłam do tego zadaniowo: leczenie i pozytywne podejście. Niektórych to może zdziwi, ale podejście to 80% sukcesu przy walce z rakiem. Zawsze to dziewczynom powtarzam.

Jakie były twoje następne kroki? Gdzie osoby, które usłyszą diagnozę, powinny szukać pomocy?

Ja konsultowałam się z paroma onkologami. Szukałyśmy z mamą najlepszego. Zapisałam się również do grupy "Amazonek" na Facebooku. Wspieramy się tam wzajemnie z dziewczynami. Gdy dostałam plan leczenia (było to finalnie 7 operacji i chemioterapia), to podeszłam do tego zadaniowo. Obiecałam sobie, że nie stracę kobiecości, niezależnie czy uda mi się utrzymać włosy, czy nie.

Zawsze kojarzyłam panie z rakiem (teraz wiem, że niesłusznie) jako brzydko mówiąc, żywe trupy w chustkach, białe jak ściana itp. Ja postanowiłam, że będę normalnie pozować, pracować i nadal jeździć z Krzysiem (pomagałam mu przy bankietach) i żyć jakby nigdy nic. Nikt z osób postronnych nic nie zauważył przez całe leczenie.

Zaczęłam szukać sposobów, by nie stracić włosów, bo wiedziałam, że to pomoże mi być silną wewnątrz. Okazało się, że istnieją czepki chłodzące skórę głowy i niektóre szpitale je posiadają (wtedy chemia z 3 godzin wydłuża się do 8 i jest bolesna i ciężka dla zatok, bo mrozimy skórę głowy do arktycznych temperatur), ale można zachować włosy. Czepek to nazwa samego urządzenia, jakie zakładamy na głowę. Cały system to skomplikowana maszyna, ale od razu przeczytałam wszystko, co się dało na jej temat i konsultowałam się z kilkoma dziewczynami, które zachowały włosy z grupy i amerykańską szefową firmy Paxman, która dokładnie mi wszystko wytłumaczyła, w tym, jakich błędów nie popełniać, by zachować ich jak najwięcej. Oczywiście, lekarze mówili, że to nie działa, ale się zawzięłam. To miało być moje pierwsze zwycięstwo w walce z tym bydlakiem. Do dziś dziewczyny z grupy, które rozpoczynają batalię, piszą do mnie o dokładne instrukcje (bo oczywiście nie sam czepek, a jego dobre stosowanie i pielęgnacja po aż do 3 miesięcy daje efekt). Dla systemu Paxman jeździłam specjalnie na chemioterapię do szpitala w Warszawie.

Pisałaś, że musiałaś poddać się 9-miesięcznemu leczeniu...

Tak, pierwsze były 2 operacje, potem chemioterapia (6 miesięcy), a potem 5 operacji w różnych okresach. Ostatnią miałam w grudniu zeszłego roku, profilaktyczną.

Pamiętasz moment, w którym podzieliłaś się diagnozą z bliskimi? Jak zareagowali?

Od początku najbliższe mi osoby o tym wiedziały i bardzo mnie wspierały. W mojej rodzinie mówimy sobie wszystko. Najbardziej przeżywała mama i jeszcze bardziej nas to zbliżyło. Ale matki takie są. Czułam się winna, że cierpi, ale tym bardziej chciałam szybko przejść leczenie i wrócić do normalności. Najdłużej za to czekałam z powiedzeniem babciom. Nawet nie wiedziałam, jak to zrobić i nie chciałam, by się zamartwiały. Są starsze i wszelkie skoki ciśnienia są niebezpieczne, ale zrobiłam to ze swoim humorem i na bieżąco rozmawiałyśmy. Również bardzo mnie wspierały. Moje psiaki czuły, że coś jest nie tak: operacje, moje pobyty w szpitalach, chemia. Były wtedy o wiele spokojniejsze, jeszcze czulsze, bardzo mnie wspierały. Gdy wracałam ze szpitali czy z chemii, były delikatne i całymi dniami przechodziły w tryb leżenia z pańcią (za wyjątkiem spacerów). Tak naprawdę dzięki nim miałam szybką motywację do wstania. Lekarze mówili, że mam 2 tygodnie tylko leżeć, a ja już następnego dnia jeździłam z nimi do lasu i spacerowaliśmy wolnym krokiem godzinami, by potem leżeć. Jedynie przy chemiach te spacery były krótkie, ale miałam pomoc bliskich, więc pieski były zaopiekowane, choć szybko chciały do mnie wracać. Nie miały nastroju do zabaw.

Co było dla ciebie najtrudniejsze w tym doświadczeniu?

Chyba najtrudniejsze było przez pierwsze miesiące utrzymanie tej radości i pewności, że to coś do przejścia. Czasem, gdy widziałam, jak ciało się zmienia i jest słabe, jak u kogoś mi obcego, traciłam moc na parę minut, ale od razu się krygowałam. Strasznie też wspominam same chemie. Trzy dni po każdej wymiotowałam i leżałam z psiakami na kanapie, nie mając na nic siły, nawet na czytanie. Dosłownie tylko spałam, leżałam i rozmyślałam, ale od czwartego dnia już po normalnie funkcjonowałam i tak co 3 tygodnie. Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem wulkanem energii i taka bezczynność sprawiała, że czułam się winna sama przed sobą. Ciężkie też było to, że przed operacją ćwiczyłam: z elektrostymulacją i z ciężarami na siłowni i miałam ciało bez żadnej skazy i z kratką na brzuchu, z którego byłam dumna, na siłowni byłam lepsza od niejednego faceta, miałam kondycję konia wyścigowego, a od tego czasu (tak naprawdę dopiero od lutego br.) wracam do treningów. Ponieważ między operacjami miałam ciągle rekonwalescencję po 6-9 tygodni i zakaz ruchu. Dlatego zainwestowałam w bieżnię i z ćwiczeń zostały mi szybsze spacery na bieżni właśnie i gumy oporowe na pośladki. No i tańce na koncertach "Big Cyca" czy w domu! (śmiech).

Czy dzięki temu, że szybko dowiedziałaś się o chorobie, leczenie trwało krócej i było mniej radykalne?

Niestety nie. Ze względu na to, że zachorowałam w tak młodym wieku i prowadziłam 100% zdrowy tryb życia, lekarze od razu podejrzewali, że musi to być spowodowane mutacją genetyczną. Ich przypuszczenia potwierdziły się — wyszło, że mam mutację BRCA1, przy tym 3. typ raka i musiałam przejść pełną profilaktykę oraz leczenie.

Czy posiadaczki mutacji genu BRCA1, który przypomnijmy, zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwór, muszą systematycznie poddawać się badaniom?

Tak, ja co 3 miesiące regularnie się badam. Każdej bliskiej kobiecie to zalecam. Nie ma nic ważniejszego, a zajmuje to 5 minut pod prysznicem czy z balsamem raz na 2 tygodnie. Odkryłam guza bardzo szybko, był maleńki, lekarze byli w szoku, jak mogłam go wyczuć. Gdybym jednak wykryła go 3 miesiące później, mogłoby się to skończyć inaczej. Miał tendencję wzrostową.

Karolina Skiba
Karolina Skiba opowiedziała o swojej walce z chorobą
Karolina Skiba
Źródło: archiwum prywatne

Karolina Skiba o swoim przekazie dla osób słyszących diagnozę

Co byś miała do przekazania kobietom, które, podobnie jak ty, usłyszały diagnozę?

Myślcie pozytywnie! Róbcie to, co każą lekarze. Niestety, niektóre dziewczyny nie chcą poddać się standardowemu leczeniu i potem źle się to kończy. Pamiętajcie, lekarze wiedzą, co robią.

Co poradziłabyś osobom, które dowiedzą się, że osoba im bliska zachorowała na nowotwór? Jak powinni postępować?

Na pewno nie panikować. Ta osoba musi wiedzieć, że jest kochana i wspierana najbardziej na świecie. Spędzajcie z nią dużo czasu, pomagajcie, bo początkowe dni chemii naprawdę dają w kość. Odwiedzajcie w szpitalu, tego bardzo mi brakowało, bo spora część mojego leczenia odbyła się w czasach COVID-19 i panował zakaz odwiedzin.

W przeszłości doświadczyłaś już strachu o bliską Ci osobę, wywołanego nowotworem?

Tak. Wtedy bałam się o wiele bardziej niż o siebie. Płakałam całymi dniami i zdałam sobie sprawę, jak bardzo kocham tę osobę. Ale nigdy nie pozwolę temu bydlakowi (rakowi) wygrać ani ze mną, ani z nikim, kogo kocham.

Krzysztof Skiba, Karolina Skiba
Karolina Skiba opowiedziała nam o swojej walce o zdrowie
Krzysztof Skiba, Karolina Skiba
Źródło: B. Zalasiński

Jeśli jesteś po diagnozie onkologicznej, poszukaj wsparcia i informacji. Poniżej znajdują się numery telefonów oraz strony internetowe, pod którymi otrzymasz niezbędne informacje, wsparcie emocjonalne i poradę psychoonkologiczną. Pamiętaj, że dobrze poinformowany pacjent to pacjent, który lepiej się leczy.

www.zwrotnikraka.pl — strona z informacjami na temat choroby i leczenia

www.onkolodzy.net — Biuro Interwencji Onkologicznej, gdzie lekarze specjaliści odpowiedzą na twoje pytania dotyczące diagnozy i leczenia

800 080 164 — Bezpłatny telefon zaufania Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego, gdzie uzyskasz wsparcie emocjonalne i poradę psychoonkologiczną

Rak'n'Roll — warszawska fundacja oferująca wsparcie psychologiczne. Telefon zaufania 500 459 450 czynny jest w każdą środę w godzinach od 19:00 do 21:00

Pamiętaj, że każde pytanie jest ważne, a odpowiedź na nie może pomóc w walce z chorobą.

Redakcja cozatydzien.tvn.pl pisze przede wszystkim o rozrywce, kulturze i show-biznesie, ale nadal trudno przejść obojętnie wobec tego, co dzieje się u naszego sąsiada. Dlatego będziemy pisać o wsparciu, jakie płynie z Polski dla mieszkańców Ukrainy. Najważniejsze informacje znajdziecie TUTAJ.

Autor: Norbert Żyła

Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne

podziel się:

Pozostałe wiadomości