Gabriel Fleszar o zniknięciu z mediów, wczesnym ojcostwie, relacjach z 20-letnim synem i karierze

Gabriel Fleszar opowiedział o muzyce, ojcostwie i planach na przyszłość
Gabriel Fleszar — jak dziś wygląda jego życie?
Źródło: ANDRAS SZILAGYI/MWMEDIA
Gabriel Fleszar pod koniec lat 90. zawojował polską scenę muzyczną piosenką "Kroplą deszczu". Kiedy był na topie, ku zaskoczeniu wszystkich zrezygnował z kariery. Teraz w rozmowie z Aleksandrą Czajkowską wokalista opowiedział o przeszłości, rodzinie, a także o planach.

Aleksandra Czajkowska, serwis cozatydzien.tvn.pl: Lata twojego debiutu i kariery przypadały na czas, kiedy głównymi nośnikami medialnymi były telewizja i radio. Teraz są to internet i media społecznościowe, a młodym artystom jest dużo łatwiej zaistnieć w świecie na własnych zasadach. Gdyby piosenka "Kroplą deszczu" pojawiła się teraz, ta kariera mogłaby się potoczyć inaczej?

Gabriel Fleszar: Gdyby mój debiut przełożyć na dzisiejsze czasy, myślę, że "Kroplą deszczu" miałaby kilkadziesiąt milionów odsłon na YouTube i być może byłbym w nieco innej sytuacji. Przez to, że ten rynek zmienił się, sytuacja debiutanta wygląda inaczej. Mamy większe możliwości, aby być bardziej niezależni jako artyści, funkcjonować bez "pleców" wytwórni muzycznej, a z drugiej strony to, że każdy ma taką możliwość, powoduje, że konkurencja jest dużo większa. Ale i zdobycie zainteresowania słuchaczy zdaje się być trudniejsze. Chodzi również o to, jaką wagę przywiązuje się do muzyki. Wydaje mi się, że dzisiaj przez to jak wiele mamy możliwości docierania do niej, to ona zeszła jednak na dalszy plan. Kiedyś była ważniejsza. Dziś mamy również czas singli, nie płyt, czego żałuję. W domu kultywuję zwyczaj słuchania płyt: mam jeszcze starą technologię CD i kolekcję zbieraną przez lata. 

Ale wracając do tematu: bardzo się cieszę, że rynek się tak otworzył i że rzeczywiście mamy nieporównywalnie większy dostęp do muzyki niż kiedyś, chociaż to też powoduje, jak wcześniej wspomniałem, że przestaje to być aż taką atrakcją, jak było niegdyś. Kiedy moja ulubiona kapela wydawała płytę, a ja ją pierwszy zdobywałem, spotykaliśmy się całą ekipą i robiliśmy wspólny odsłuch — dziś w dobie streamingu, każdy z nas w dniu premiery ma oczekiwany album "w telefonie". Tak — to bardzo wygodne, ale może jednak zbyt łatwe? Muzyka, sztuka, twórczość w momencie kiedy pojawiają się na rynku, stają się produktem i czasami ciężko znaleźć złoty środek pomiędzy byciem produktem a byciem artystą. Natomiast, jeśli chodzi o mnie, to zawsze stawiałem na szczerość i naturalność, nigdy nie grałem pod publikę, nie robiłem rzeczy "medialnych", nie chodziłem do programów w charakterze "gadającej głowy".

Zawsze kiedy się tam pojawiałem, wiązało się to z moją działalnością artystyczną. Nie chciałem, żeby ludzie interesowali się tym, co jadłem na obiad albo jaki kolor skarpetek noszę, ale tym, jak śpiewam i jaką muzykę tworzę. Myślę, że odwracając się od tego blichtru, zachowałem w tym wszystkim muzyczną autentyczność i to jest mój własny sukces. Miałem propozycje, żeby się "sprzedać", ale zrezygnowałbym wtedy z niezależności. Cieszę się, że poszedłem własną drogą. Od niedawna spełniam się jako producent i mam własne studio domowe, przez co zmieniłem tryb życia, nie ma mnie dużo na mieście wśród znajomych, dla mnie imprezą jest praca w studiu. 

Młodzi ludzie rzadko mają w sobie taką dojrzałość. Często podążają za karierą, sławą i chcą "wycisnąć" z niej jak najwięcej, więc skąd się ona u ciebie wzięła? Dużą rolę odegrali tu rodzice?

Wycisnąć to jest słowo klucz. Ja nigdy nie chciałem być wyciskaczem. Tak naprawdę popularność nigdy nie była moim celem. Było nim profesjonalne związanie się z muzyką, a popularność była tym drugim końcem kija. Wydaje mi się, że udało mi się ustrzec przed "sodówką", bo pochodzę z mądrego domu, z domu czytającego, który tak mnie wychował. Jakieś 3-4 lata temu powiedziałem do swojego syna, że najlepszym prezentem, jaki mogę mu dać, będzie miłość do czytania książek. Mniej więcej rok temu Miłosz przyszedł do mnie i przyznał mi rację. 

Jako 15, 16-latek zacząłem sam podejmować decyzje dotyczące mojego życia, a było to m.in. związanie się z legnickim Teatrem im. Heleny Modrzejewskiej, który jest dość znany na teatralnej mapie Polski. I to zasłużenie. To tam swoje najważniejsze szlify sceniczne zdobywali tacy aktorzy jak Przemek Bluszcz, Janusz Chabior czy Tomasz Kot. Mimo tego, że miałem 19 lat, kiedy nagrywałem "Kroplą deszczu" i premiera mojej płyty odbywała się w okolicy moich 20. urodzin, to byłem już na tyle dojrzałą jednostką, że wiedziałem, że sława nie mierzy mojej wartości jako człowieka i nigdy tak nie będzie. To miłe, kiedy ludzie cię doceniają, kiedy kogoś to, co robisz, rusza i wywołuje emocje, to bardzo przyjemne dla twórcy, dla artysty, ale nie pozwoliłem, żeby zawróciło mi to w głowie. Mój ś.p. tata uważał, że powinienem bywać na salonach, których raczej się wystrzegałem. Dobrze mi ze sobą dzisiaj — kiedy staję przed lustrem wiem, że to były dobre decyzje. 

Przez ten cały czas, kiedy nie było cię w mediach, zajmowałeś się muzyką. Było to na tyle intratne zajęcie, że pozwoliło ci się z tego utrzymywać?

Muzyka ciągle jest moim głównym "chlebem", ciągle dużo gram i robię wiele rzeczy z tym związanych. W 2010 r. skomponowałem muzykę dla legnickiego teatru, do spektaklu "Praca pospolita, czyli tacy sami", w którym występowałem również jako jedna z postaci oraz sam tę muzykę w trakcie przedstawienia wykonywałem. 

W pewnym momencie zacząłem również robić coś, co nazywa się profilaktyką uzależnień dla młodzieży, tzn. zacząłem jeździć z 90-minutowym programem, w którym gram i śpiewam, ale przede wszystkim opowiadam młodym ludziom opowieści ze swojego i nie tylko swojego życia, żeby przestrzec ich przed wchodzeniem na drogę nałogu. Okazało się, że potrafię do tej młodzieży dotrzeć, że oni traktują mnie trochę jak swojego. Nie stawiam się w roli moralizatora, tylko mówię im, że to jest ich życie, zdrowie i wybory, dlatego z tym, co staram się im przekazać, zrobią, co zechcą. Ale jeżeli uda mi się pomóc, choć w niewielkim nawet stopniu przynajmniej jednej osobie, to moja misja jest wykonana. W ciągu 11 lat zagrałem tych spotkań około 850. Uzależnienia, to bardzo szeroki temat — ja na tych spotkaniach kładę nacisk głównie na narkotyki, w tym alkohol, ale nie sposób pomijać uzależnień cywilizacyjnych, wirtualnych. 

Gabriel Fleszar o uzależnieniach

Mówisz o uzależnieniu od narkotyków. Sam miałeś z nimi problem?

Jedyny narkotyk, od którego byłem uzależniony to nikotyna. Spotkania z młodzieżą były dla mnie czynnikiem motywującym, żeby to rzucić, nie chciałem być hipokrytą. Przez całe życie byłem biernym palaczem, dopóki nie stałem się czynnym, ponieważ moi rodzice palili przy mnie w domu. W 2017 r. zmarł mój tata, który miał trzy różne nowotwory i każdy z nich był nowotworem typowo odpapierosowym. Bardzo fajne jest to, że dostaję olbrzymi feedback od młodzieży, piszą do mnie na Facebooku, na Instagramie i zawsze staram się im odpowiadać. 

O to też chciałam zapytać, bo dzielisz się z nimi swoimi przeżyciami, a oni z tobą?

Tak, jak najbardziej. Nie jestem specjalistą, lekarzem, psychologiem, ale staram się im jak najlepiej doradzić jako człowiek. Lubię wiedzieć, o czym mówię, dlatego też dużo czytam i dokształcam się w temacie uzależnień i tego, jak wpływają one na człowieka.

Wspomniałeś w jednym z wywiadów, że jesteś dla syna "tatą kumplem". Czy podobnie wyglądały twoje relacje z ojcem?

Nie, zdecydowanie nie. Z ojcem mieliśmy trudniejsze relacje. Z moim synem jestem kumplem, od momentu, kiedy nadszedł odpowiedni etap jego rozwoju. W momencie, kiedy ja wszedłem na taki etap, byłem już totalnie niezależny. Dość wcześnie wyfrunąłem z domu, bo w wieku 15 lat zacząłem grać na ulicy, byłem już mocno samodzielny, a w wieku 19 lat, kiedy to wszystko się zaczęło, już na stałe wyfrunąłem z gniazda — więc nawet nie było kiedy. Tacie muszę oddać to, że mnie bardzo wspierał. Woził mnie na koncerty, kupował sprzęty, których używam do tej pory. Bardzo to cenię. Co ciekawe, mój tata i jego ojciec ukończyli szkoły muzyczne, ale tata mnie tam nie posłał, wychodząc z założenia, że jeżeli będę chciał się zajmować muzyką, to i tak będę to robił. Jak się okazało, miał rację.

W naszej rozmowie cały czas przeplata się wątek aktorstwa, teatru. Zagrałeś również główną rolę w filmie Bogusława Lindy "Sezon na leszcza". Nie chciałeś właśnie z tym związać swojej przyszłości?

Zawsze chciałem coś robić w tym kierunku, ale brakowało mi zapału. Ja też od tego całego światka byłem daleki, bo przez 15 lat mieszkałem w Poznaniu, a wszystko działo się w stolicy. Po "Sezonie na leszcza" dostałem zaproszenie na dwa castingi m.in. do filmu "W pustyni i w puszczy" do roli Stasia, ale okazało się, że na tę rolę byłem już za stary. Ale za to teatr ciągle jest obecny w moim życiu. Po części marzenie o scenie spełniłem 12 lat temu, kiedy wystąpiłem w spektaklu w legnickim teatrze. To był duży spektakl, a ja, jako jedyna osoba byłem na scenie od jego początku do końca, także nikt z aktorów nie miał takiego spojrzenia na to, co się tam dzieje, jak ja. Wiem, że mam już swoje lata, ale nie wykluczam, że pójdę jeszcze do jakiejś szkoły aktorskiej. W kinie było wiele takich przypadków, że ludzie "wystrzeliwali" bardzo późno, więc kto wie? Możliwe, że jeszcze wszystko przede mną. 

Zobacz wideo:

Anna Świątczak o początkach w zespole Ich Troje. Wszystko zmieniło się, kiedy wyszła za Michała Wiśniewskiego
Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Gabriel Fleszar o kontakcie z synem

Chciałam wrócić jeszcze do tematu ojcostwa. Zostałeś tatą w wieku 23 lat. Wielu ojców mówi jasno, że instynkt tacierzyński poczuli dopiero po latach. Jak to wyglądało w twoim przypadku?

Mimo tych młodych lat postrzegałem siebie jako jednostkę dojrzałą, przebywałem też zawsze w starszym towarzystwie i często spotykałem się z określeniem "stara dusza". Mimo tego, że byłem młodym ojcem, to byłem już dojrzałym człowiekiem i to ojcostwo przyniosło mi dużo satysfakcji. Jeśli chodzi o tradycyjne postrzeganie roli taty, to przekraczałem klasyczny zakres obowiązków. Mama Miłosza studiowała wieczorowo, więc to ja byłem tym, który w tygodniu karmił, wychodził na spacerki i zmieniał pieluchy — zresztą nie tylko w tygodniu.

Miłosz był idealnym dzieckiem. Do pierwszego roku przesypiał każdą nockę, a to jaki był, jak wyglądał i jak się zachowywał, było spełnieniem moich wyobrażeń o dziecku idealnym. Bardzo go kocham i jestem z niego dumny, podoba mi się to, kim jest dzisiaj. Wyrósł na bardzo dobrego i kulturalnego człowieka, który idzie swoją drogą. Od 3 lat pisze wiersze i to z pewnymi sukcesami na tym polu, natomiast od października jest studentem psychologii. Zobaczymy, co z tą psychologią będzie, bo mimo tego, że niewątpliwie się nią interesuje, to w tej chwili skłania się jednak ku kierunkowi teatralnemu. Próbowałem go już wcześniej do tego popychać, bo wiedziałem, że ma do tego predyspozycje. Traktował chyba wybór aktualnych studiów jako rozwiązanie chwilowe, nie wiedząc jeszcze do końca, co chce robić, ale ja zakładałem, że mu się to odmieni i… Rzeczywiście od niedawna zaczął się przygotowywać aktorsko — może już w tym roku podejdzie do egzaminów do którejś ze szkół teatralnych. 

Nie sposób nie zauważyć, że Miłosz jest bardzo podobny do ciebie. Miłość do aktorstwa, poezja, psychologia, ale również muzyka. Kilka lat temu Miłosz założył również swój zespół. Dlaczego nie poszedł tą drogą?

Tak, ale to raczej była taka zabawa, jeszcze nie umieli grać na instrumentach, a już mieli zespół. Gdzieś tak w wieku 14 lat Miłosz przejawiał ciągotki ku śpiewaniu, potem mu przeszło, a teraz znów wróciło. Chcę, żeby szedł swoją drogą i miał z tego frajdę i satysfakcję. On też to rozumie i w momencie, kiedy mu się coś odmieni, to zawsze będzie miał moje wsparcie. Oczekiwania mam tylko takie, żeby był szczęśliwy. 

Chciałbyś zostać jeszcze ojcem?

Jeszcze tak, ale akurat w tej chwili uważam, że mam taki okres, kiedy chciałbym się skupić na sobie. W tym roku kończę 43 lata i ten tykający zegar już troszeczkę zaczyna się zauważać. Urządziłem swoje studio muzyczne i wkręciłem się w produkcję muzyki, a z tym tematem jest tak, że im dalej w las, tym więcej drzew. To jest niekończąca się opowieść i spore wyzwanie. Marzy mi się również napisanie muzyki do filmu i mocno działam w tym kierunku.

Zobacz również:

Autor: Aleksandra Czajkowska

Źródło: cozatydzien.tvn.pl

Źródło zdjęcia głównego: ANDRAS SZILAGYI/MWMEDIA

podziel się:

Pozostałe wiadomości